Runda piąta, czyli narad wojenna

368 53 45
                                    

Wybiegłem pędem z łazienki, czując już jak moje policzki rozgrzewają się do czerwoności. Rozejrzałem się po korytarzu, ale na szczęście nie było tam nikogo kto mógłby mi zagrozić, czytaj moich wścibskich kolegów.

Uff... jeszcze tylko siedem przerw...

Kurwaaa...

Perspektywa Theo

Stałem w łazience ze wzrokiem wbitym w podłogę. Swoją drogą, sprzątaczki fuszerę odwaliły. Tyle niby mopują, nic tylko szuru buru te nieszczęsne kafelki, a tu taki chlew, że jakby kto się na tą podłogę wywalił, to jak nic złapał jakiego syfa. No pani Basiu, ja podziękuję za takie sprzątanie.

Takie mniej więcej myśli próbują odwieść mój mózg od analizowania sytuacji jaka zaistniała. Przecież inaczej pewnie zająłbym się ogniem od tych żarzących się polików. Chociaż, Luca wybiegł stąd co najmniej jakby tak właśnie było.  

Mózgu, właśnie o nim pomyślałeś... a teraz o tym jak trzymałeś go na rękach. I o tym jak był blisko, kiedy byliśmy tak ściśnięci w kabinie. Mózgu, no chyba sobie żartujesz! 

Teraz jestem pewny że moje lico zaczęło się dymić. Szybko podbiegłem do umywalki i ochlapałem rozgrzaną twarz zimną wodą. Spojrzałem na siebie w lustrze.

No i co się głupio uśmiechasz? 

Uhh... chyba zbyt wiele emocji źle wpływa na moje zdrowie psychiczne. Wczoraj jak wracałem z pola o mało do rowu nie wpadłem.

Wyszedłem z pomieszczenia i jak w transie ruszyłem do klasy. Lekcja minęła, potem przerwa podczas której kilka razy zobaczyłem Luckę kryjącego się po kątach. Nie reagowałem jednak. W sumie nie miałem nawet możliwości. Chłopak był w ciągłym biegu, i nie zwalniał ani na chwilę. Tak upłynął mi cały dzień. Przerwa, lekcja, przerwa, lekcja i tak dalej... 

W końcu ostatni dzwonek wybrzmiał w korytarzach, po których po chwili stado uczniów wybiegło do wyjścia, jakby przynajmniej gonili ich nauczyciele z pianą na pyskach. Na czele zauważyłem mojego pięknego brunetka. Z westchnieniem sam udałem się do mojej szafki. Zabrałem co potrzeba, wyszedłem ze szkoły, wsiadłem na rower i wyruszyłem w krótką drogę do domu. Spotkałem po drodze wielu znajomych, ale nie dostrzegłem nigdzie mojego crusha. Pewnie znowu wraca jakąś tajną dróżką. Może kiedyś mi pokaże te swoje labirynty przejść i skrótów. To mogłoby mi znacznie ułatwić życie.

Nim się obejrzałem, wjeżdżałem przez czerwoną furtkę naszego podwórka. Odłożyłem rower na miejsce, po czym wszedłem do domu.

-Theo? To ty?- odezwał się z kuchni sympatyczny głos cioci. Zaciągnąłem się charakterystycznym domowym zapachem, podrasowanym dodatkowo przez apetyczną woń pieczonego ryżu z jabłkami. Aromat cynamonu automatycznie mnie uspokoił. Nie żebym był wcześniej roztrzęsiony, znaczy, troszkę kiedy wspominam Lu, ale to tylko wtedy.

-Tak, już jestem.- ciocia wyjrzała z kuchni. Jasnobrązowe włosy, oszronione już lekko siwizną opadały na jej wiecznie uśmiechniętą twarz. Na jej widok nie potrafiłem powstrzymać kącików ust. Rzuciłem plecak w kąt i usiadłem przy stole. 

-Jak tam w szkole? Jakieś postępy?- zapytała poruszając znacząco brwiami, jednocześnie mieszając śmietanę z cukrem. Spłonąłem rumieńcem.

-Ciociu!

-No co? Ciekawa jestem. Twoje życie jest ciekawsze niż jakikolwiek serial.

-Ale ty jesteś bezpośrednia...- wymruczałem pod nosem, na co ciocia Kaja wystawiła mi język. I ona ma niby ponad pięćdziesiąt lat?! 

-Nie marudź, tylko mów. Jak tam po tym wczorajszym buziaczku? Trzyma się jakoś?- westchnąłem ze zrezygnowaniem. Nie da mi spokoju. Ale... w sumie to lubię. 

Jak Siostra Mnie Wyswatała (bxb)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz