Runda pierwsza, ciąg dalszy

680 76 25
                                    

Stanąłem przed głównym wejściem do szkoły, i równo z pierwszym dzwonkiem wpadłem na korytarz. Dzięki Belzebubowi czy innemu władcy piekieł, o tej porze większość uczniów stoi już pod klasami. Dzięki temu mogłem prawie niezauważony pobiec sprintem do mojej sali lekcyjnej. Tylko raz musiałem zwolnić, by ukryć się z filarem, przed czujnym wzrokiem sprzątaczki, pilnującej swojego świeżo umytego kawałka podłogi.

Wpadłem do klasy, gdzie, jeszcze raz dzięki demonom, uczniowie dopiero zajmowali swoje miejsca. 

- Tym razem ci się poszczęściło, Luca, ale następnym razem przychodź przed dzwonkiem, jeśli łaska. - powiedział jadowicie Cooper, nasz nauczyciel matematyki, nawet nie zaszczycając mnie spojrzeniem. Widać, że jest zły. Niemożności wstawienia mi spóźnienia to naprawdę dramat. Uśmiechnąłem się do niego promiennie.

- Oczywiście, to pierwszy i ostatni raz - mimo, że moja wypowiedź ociekała ironią, faktycznie nie mam w planie spóźniać się na jego lekcje. Wystarczy że nielubi mnie bez powodu. Wyraźnie zauważył moje podejście do jego osoby, ale nic mi nie może zrobić. 

- Dobrze, siadaj. - spojrzał na mnie i zrobił wielkie oczy. No tak, racja. Mam na sobie ,,to". Dopiero teraz poczułem na sobie wzrok całej klasy. Na przerwie muszę się wytłumaczyć. Część z nich, na szczęście lub nie, zna moją siostrę, i mniej więcej wie do czego jest zdolna (raz zamknęła Zac'a i William'a na całą przerwę obiadową w schowku, z nadzieją że zadzieje się wattpadowa magia i cudownie dojdzie do seksów)

Pośpiesznie zająłem swoje miejsce, na końcu środkowego rzędu, wciąż pod czujnym okiem nauczyciela. Pewnie zastanawia się czy nie zatrzymać mnie po lekcjach na pogadankę o trudnym okresie wchodzenia w dorosłość, że miłość to miłość, płeć się nie liczy, i tym podobne tematy zaczerpnięte z internetowych forów dla nieudolnych nauczycieli. Chociaż po nim bardziej bym się spodziewał wielkiego śmieszkowania razem faciem od fizyki. Z ,,tego pedałka z trzeciej C". 

Siedziałem cicho całą lekcję, nie chcąc dodatkowo prowokować Cooper'a. On sam też nie wzywał mnie do tablicy. Może ma jeszcze jakieś ludzkie odruchy. Ze stanu ,,zawieszenia mózgu" wyrwał mnie dzwonek, oznajmiający dziesięciominutowe przesłuchanie mojej osoby przez zmartwionych kolegów, gotowych uwierzyć w moją, jakże dramatyczną, wersję wydarzeń. Nie minęło dwadzieścia sekund, jak moja ławka została okrążona przez grupkę chłopaków.

- Kurwa, co ci się stało? - Mike jako pierwszy zadał nurtujące wszystkich pytanie.

- Ava mi się stała. - odparłem krótko. Zac i Will, jak na sygnał jednocześnie westchnęli i pokiwali głowami, wyrażając swoje współczucie. Opisałem im moją poranną sytuację, nie pomijając moich uczuć, wyrażanych dużą dawką ironii i wulgaryzmów. Dorzuciłem też kilka gróźb i planów zemsty na siostrze.

- Moje kondolencje. - powiedział Evan, zarówno z rozbawieniem, jak i ze szczerym żalem.

- Już teraz ci nie zazdroszczę - odezwał się Zac - ale jak znam Ave, to nie koniec jej planu.

- Chujowo pocieszasz. - zaśmiałem się histerycznie.

- Wiesz, Zac ma chyba rację. - Stwierdził Will, z twarzą zwróconą w stronę drzwi.

- I ty Brutusie przeciwko mnie? - parsknąłem. - Po czym stwierdzasz, Sherlocku?

- Ano po tym. - wskazał kciukiem na wejście do klasy. Odchyliłem się do tyłu na krześle i wystawiłem głowę z grupki by móc zobaczyć wyjście na korytarz w którym stała... moja siostra. Z uwagą wodziła wzrokiem po klasie, szukając czegoś. Gdy w końcu jej spojrzenie padło na mnie, w oczach zaświeciły jej się złowróżbne dla mnie ogniki ekscytacji. 

- Luca! Cho no tu na chwilę! - wydarła się na całą klasę, jak nie na szkołę, jednocześnie przywołując mnie gestem ręki. W odpowiedzi rzuciłem jej spojrzenie pełne żądzy mordu, dodając jeszcze wystawienie wymownego palca oraz kręcenie głową. Tak na wypadek gdyby nie domyśliła się że nie mam ochoty z nią gadać. A przynajmniej nie w szkole, gdzie trudno by było ukryć ciało. Jednak nie jestem pewien czy prawidłowo odczytała te moje, jakże dyskretne, sygnały. Ruszyła w moją stronę. Całe zgromadzenie które zebrało się na początku przerwy, błyskawicznie rozeszło się w popłochu. Ava ma zaiste budzącą terror reputację. By oszczędzić stresu i mi, i męskiej części klasy, powoli wstałem i powlokłem się w paszczę lwa. W końcu stanąłem twarzą w twarz z moim oprawcą, oraz jednocześnie planowaną, przyszłą ofiarą. I jeszcze ten triumfalny uśmieszek na jej wrednej mordzie. No po prostu nóż mi się w kieszeni otwiera.

- Życie ci nie miłe? - na dzień dobry groźba karalna. Niech wie że jest poważnie.

- Nie mam pojęcia o czym mówisz... - powiedziała z miną niewiniątka. - Oooo... do twarzy ci. Cóż to za zmiana? Czyżbyś się nawrócił, i ostatecznie pogodził ze swoją naturą? - no bezczelność.

- Ha ha ha. Przedni żart, uśmiałem się jak pszczoła. Ciekawe czy będzie ci tak do śmiechu jak nie znajdziesz swoich gejowskich pornoli. Bardzo dobrze się je spuszcza w kiblu, ale trzeba było je troszeczkę rozdrobnić... - Ava odrobinę zbladła, jednak po chwili przejrzała mój blef. Przecież zamknęła pokój, a skoro ubrałem to co mi zostawiła to wie że go nie otworzyłem. Zaśmiała się. No co za bezczel. Zobaczy jeszcze, pomaluje jej te yaoice markerem. - Czego chcesz? - warknąłem, chcąc przejść do rzeczy.

- Chce ci kogoś przedstawić. - powiedziała z entuzjazmem. - Theo! - wykrzyknęła nie odwracając się, a obok nas nagle wyrósł jak z pod ziemi wysoki chłopak. Spojrzałem na niego. Wysoki blondyn (no dobra, może nie on jest bardzo wysoki tylko ja trochę niski, ale ciii...) z włosami związanymi w krótki kucyk. Moje oczy były idealnie na wysokości jego brody. Nienawidzę swojego wzrostu. Zacząłem powoli analizować dokładniej wygląd nieznajomego. Ubrany w czerwoną kratowaną koszulę, czarny T-shirt i luźne jeansy. Gładka, ogolona twarz, o wyraźnie zarysowanej szczęce, mały, prosty nos i wąskie usta. Sylwetka sportowca, ale nie kulturysty. Oczu niestety nie opiszę, bo zanim zdążyłem im się przyjrzeć, odwrócił wzrok. Ale i tak, mówiąc krótko, prawdopodobny bohater mokrych snów nie jednej dziewczyny.

- Lu, to jest Theo. Theo, to jest Luca, ale nazywaj go Lu. - Przedstawiła nas Ava, po czym zamarła, pewnie w oczekiwaniu na ,,chemię". W tym czasie Theo oglądał mnie od stóp do głowy, wyraźnie szczęśliwy. Nadal byłem zwrócony do siostry by móc ją zabijać spojrzeniem, ale kątem oka śledziłem jego poczynania. Taksował mnie wzrokiem, i mam wrażenie że dłuższą chwilę zawiesił go na moich pośladkach, podkreślonych przez obcisłe spodnie. No i wszystko jasne. Poranny "żart" miał na celu przygotowanie mnie do spotkania z kolejnym kandydatem do roli mojego chłopaka. Gdzie Ava znajduje tych wszystkich homosi? 

- Cześć, Lu... - powiedział dotąd cichy chłopak. - Jestem z 3a. Ava dużo mi o tobie opowiadała, i zastanawiałem się czy może chcia...

- Po pierwsze, - przerwałem mu. - nie nazywaj mnie Lu, po drugie, mam w dupie skąd jesteś, bo wbrew tego co moja "kochana siostrzyczka" ci opowiadał, nie interesują mnie faceci. A ty - zwróciłem się do Avy - weź odpuść, bo jak psychoza to była zawsze, to teraz też podchodzi pod nękanie. Niech to do ciebie w końcu dotrze: NIE JESTEM gejem. - po tych słowach, nie czekając na odpowiedź szybkim krokiem wróciłem do klasy.

Jak Siostra Mnie Wyswatała (bxb)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz