Runda kolejna, czyli o krok dalej

342 55 13
                                    


Koniec lekcji nie miał szans mnie zaskoczyć. Już od jakiegoś czasu nerwowo spoglądałem na telefon, powoli odliczają czas do dzwonka. Mój progres jeśli chodzi o rozwiązanie mojej sytuacji... taki dosyć marny, bo bliski zeru. Widziałem co mnie czeka. Przesłuchanie. Szczerze myśląc, bałem się i to cholernie. Chłopaki za dobrze mnie znają. Zbyt dobrze widzą gdzie mam łaskotki.

Dziesięć sekund do dzwonka.

Osiem...

Pięć.

Trzy. Dwa. Jeden.

Start. Wystrzeliłem z klasy jak torpeda, i ruszyłem sprintem przez korytarz. Znalazłem jednak chwilę by zajrzeć sobie przez ramię. Tak jak myślałem, zaraz po mnie przez drzwi wybiegła paczka chłopaków z Evanem na czele. Rozglądali się, a kiedy namierzyli mnie już na końcu korytarza, ruszyli z śmiechem w pogoń. Taa... bardzo kurcze śmieszne. 

Skręciłem, raz, i drugi, wbiegłem po schodach dysząc głośno, ale po chwili skonstatowałem że nie słyszę już charakterystycznego pisku butów za swoimi plecami, więc ponownie spojrzałem za siebie. Przestrzeń za mną okazała się pusta, czego jednak nie potrafiłem stwierdzić co do przestrzeni przede mną. Zaspakajając waszą ciekawość. Nie, nie była pusta, o czym brutalnie uświadomiły mnie obite pośladki, które zaliczyły spotkanie pierwszego stopnia na wskutek odbicia się od obiektu przede mną. Syknąłem i potarłem obolałe miejsce jednocześnie dźwigając się z ziemi zamiarując się już na dalszą część drogi.

-Sorry. -wyduszałem próbując nawet brzmieć uprzejmie, jednakowoż, moim skromnym zdaniem nie brzmiało to przekonująco. Olałem to jednak i szykowałem się do dalszego biegu, przyjmując pozycję i otrzepując spodnie. Zrobiłem już kilka dużych kroków, kiedy ktoś złapał mnie za ramię, uniemożliwiając mi tym samym dalszą ucieczkę. -Ej! Śpieszę się, nie widzisz?! -w tym zdaniu nie uświadczyłbyś choćby krztyny dobrych intencji.

-P.. przepraszam. -od razu rozpoznałem ten niepewny głos. Uścisk na moim ramieniu zelżał, a stałem twarzą w twarz, znaczy w przybliżeniu bo trochę mi do tego brakowało, z przyczyną moich problemów i zmartwień. Znaczy nie z Avą, bo ona jest tą przyczyną zazwyczaj, ale teraz niestety do zazwyczaj nie należało.

Wracając do meritum, przede mną stał ze spuszczoną głową Theo. Trzymał mnie lekko za ramię a jego twarz można było spokojnie przyrównać do soczystej truskaweczki. Oryginalniejsze to niźli burak. 

Patrzyłem na niego pogrążony w myślach, ale po chwili otrząsnąłem się i strząsnąłem jego dłoń. Ciepło jego ciała przyprawiało mnie o trudne do zinterpretowania dreszcze. Blondyn posmutniał. Czas leciał. Nic niezwykłego.

-Czego chcesz? -warknąłem najgroźniej jak potrafiłem. Tracenie czasu samo w sobie mnie denerwowało, a tracenie go z tym konkretnym osobnikiem wkurzało mnie jeszcze bardziej. -A zresztą nie ważne, i tak się śpieszę.- stwierdziłem, i spróbowałem wyminąć chłopaka. Nie wiem czy to w głowie, czy może to echo, ale słyszałem już za sobą tupot stóp goniącej mnie zgrai. Zaczęła mnie opanowywać panika.

-U.. uciekasz?- zająknął się chłopak, rumieniąc się przy tym jeszcze bardziej, o ile taki intensywny odcień różu jest w ogóle możliwy w ludzkim organizmie. 

-Nie, wiesz, ćwiczę do maratonu. -parsknąłem z ironią. -A teraz z drogi, i módl się żeby mnie nie złapali.- wyminąłem go, ale nie potrafiłem się powstrzymać, i dodałem kilka szczerych słów. -To wszystko twoja wina. Twoich wygłupów, pocałunku, tych głupich wyznań. Przez ciebie wezmą mnie za geja, geju jeden ty!

Po tych słowach szybko odwróciłem się, bo na wspomnienie tych wszystkich wygłupów, policzki zaczęły mnie delikatnie piec. Nie mógł ich zobaczyć, jeszcze by coś sobie pomyślał. Uspokoiłem ciepłotę ciała, i jeszcze raz spojrzałem na Theo. Nie wiem czemu. Na jego facjacie malowało się wahanie. Ciekawe do czego się przełamuje? Ehh... co mnie to. Już startowałem, kiedy po raz kolejny poczułem ręce na swoich ramionach. Nie trzeba było się głowić by wiedzieć że to Theo. 

Jak Siostra Mnie Wyswatała (bxb)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz