Runda dziesiąta, czyli zdarzenia samodzielnie znaczące mało, lecz razem...

368 42 23
                                    

Było niezręcznie. Było strasznie niezręcznie, a to i tak za mało powiedziane. Blondyn zdjął ze mnie mokrą bluzę, i zabierał się już do odebrania mi czarnego t-shirtu, lecz powstrzymałem go pacnięciem po łapach, oraz groźnym warknięciem. Chłopak popatrzył na mnie ze zdziwieniem, ale po chwili taksowanie mnie wzrokiem, uśmiechnął się. Prychnąłem, naciągając mokry materiał z powrotem.

Nie ważne że jest mi zimno, prędzej zaadoptuję kota, niż dam mu się rozebrać.

- Chłopcy! Obiad! - wołanie z pomieszczenia obok zwróciło naszą uwagę. Pyszny zapach jaki się rozniósł robił to także, nawet skuteczniej przyciągając mnie do, jak się domyślam, jadalni lub coś w ten deseń. 

Mmm... curry... 

Nawet nie zdawałem sobie sprawy z rozmarzonego pomruku, jaki przecisnął się przez moje gardło. Zdał mi z niego sprawę natomiast cichy śmiech idioty obok.

- No co? Głodny jestem... - tłumaczyłem się, a policzki zaczynały mnie delikatnie szczypać. 

Niech się wali... głupek jeden.

- To chodź. - pociągnął mnie za ramię. Weszliśmy do ładnego, dobrze oświetlonego pokoju. Na środku stał okrągły stół. Stały przy nim, klasycznie, tylko cztery krzesła. Kuchnia była otwarta, oddzielona od reszty pomieszczenia tylko marmurową wyspą. W powietrzu wisiał piękna woń. Zauważyłem też krzątającą się wokół brązowowłosą panią. Ustawiała na stole zastawę, kładąc na środku parujący garnek, i miskę z ryżem. 

Podchodziłem do wszystkiego nieśmiało. Teren wroga, nawet jeśli taki sympatyczny, to wciąż teren wroga. Theo odsunął jedno z krzeseł, wskazując mi je skinieniem głowy. Ominąłem go jednak, i usiadłem na najdalszym z miejsc. Jasnowłosy tylko westchnął.

- Coś nie tak? - niemal podskoczyłem, kiedy nagle usłyszałem łagodny głos tuż obok mojego ucha. Brunetka, nie wiem kiedy, osiadła obok mnie, i zaczęła nakładać potrawę na talerz przede mną. 

- Ni-nie, nic. - odpowiedziałem, trochę się zacinając. 

- Musisz się wysuszyć. Przeziębisz się. - patrzyła na mnie z troską. - Theo, zajmij się gościem. Daj mu jakieś swoje ubrania. - zamyśliła się na chwilę - Może masz jeszcze te za małe jeansy które ci kupiłam? Nie zwróciliśmy ich, prawda? - pytanie skierowała do blondyna, który właśnie dmuchał na nabity na widelec kawałek kurczaka. 

- To bez sensu, Luca pewnie nie chce... - na moje imię, kobieta popatrzyła się na mnie z błyskiem w orzechowym oku. 

- O nie! Kochanie, musisz się przebrać i wysuszyć! Theo pokaże ci łazienkę i da ubrania. - po tych słowach jej uwagę na powrót i całkowicie przykuła zawartość mojego, oraz jej talerza. - Jedz. Śmiało. Jesz mięso, prawda? Jeśli nie, mam jeszcze zapiekankę z wczoraj, mogę ci odgrzać. - już miała wstawać, ale szybko ją powstrzymałem, nabierając na sztuciec trochę ryżu z sosem. Odważony już trochę pośpiechem w chęci zapewnienia kobiety o moim nie-wegetarianizmie, włożyłem porcję do ust.

Cóż, pośpiech okazał się nie lada błędem.

Już po chwili mój biedny, oparzony język bardzo tego żałował. Próbowałem ukoić straszny gorąc, głośno chuchając. Zadziałało, ale ściągnęło na mnie niechciane rozbawione spojrzenia.

Uspokoiłem się po kilku sekundach, i w końcu przełknąłem curry. Konsumowałem dalej, powstrzymując ogarniającą mnie ochotę schowania się pod stół, byle by tylko ukryć palące moje lico rumieńce.

Siaks...

Małymi kęsami zmniejszałem sporej wielkości górkę ryżu. Był bardzo dobry. Żółte curry zostało dobrze przyprawione, toteż nie długo mi było trzeba do pochłonięcia całej porcji. 

Jak Siostra Mnie Wyswatała (bxb)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz