Runda któraś tam, czyli happy end'y nie istnieją

277 38 13
                                    


- Zaczekaj. - zatrzymałem Theo, idącego właśnie szybkim tempem do toalety. Chłopak odwrócił się w moją stronę z oczami szczeniaka. 

- Ale ja muszę! - powiedział błagalnie, i zacisnął uda. Zaśmiałem się. 

Mam strasznie uległego chłopaka. Moje słowa stawia wyżej niż potrzeby fizjologiczne.

Normalnie duma mnie rozpiera, ale chyba nie tak jak Theosia rozpiera coś innego.

Przewróciłem oczami.

- Dobra, zezwalam. Leć, tylko szybko. - okazałem mu łaskę, już gapiąc się w telefon. Usłyszałem tylko kafelki, zwijające się pod toaletowym sprintem blondyna. Ja w tym czasie wybrałem numer, który powtarzał się prawie dwadzieścia razy w nieodebranych połączeniach, numer tej wariatki, mojej siostry. Nie potrzebuję chyba mentalnego wsparcia w konfrontacji z nią, w końcu siłą rzeczy już nie zagraża mojej orientacji, nawet jeśli o tym nie wie.

Przyłożyłem urządzenie do ucha. Trochę zdziwiło mnie, kiedy ta intelektualna depresja odebrała już po pierwszym sygnale, i wręcz lekko zaniepokoiła mnie cisza, gdy nastało połączenie. 

Zazwyczaj Ava to bardzo dominujący rozmówca, , który zaczyna konwersację, i prowadzi ją w taki sposób jaki się jej zamarzy, to znaczy w bardzo energiczny, piskliwy i zbereźny sposób.

Pierwszy raz to ja musiałem zacząć.

- Hej, co jest? - cisza. - Dzwoniłaś. - przypomniałem, a odpowiedział mi zdenerwowany oddech. Zirytowało mnie marnowanie moich darmowych minut. - Chcę wiedzieć, w jakim celu. Sorry, nie mogłem odebrać, byłem w kinie z T... t-taką koleżanką. - ja, ty bałwanie, prawie z skryto-geja zostałbyś dumnym przedstawicielem tęczowości. 

Mało brakowało.

Wtem, dotarło do mnie, że jeszcze nie poleciała w moją stronę tyrada o tym, że koleżanka to niedopuszczalna sprawa, oszukiwanie siebie, i ukrywanie strachu przed własną seksualnością kosztem innych osób.

Czekałem więc przez chwilę na jej zupełnie niedyskretny wywiad, pytanie o chociażby imię "koleżanki", ale nic nie nadeszło.

Kuwde, zaczynam się bać.

Serce mi mało nie pierdolnęło, kiedy z słuchawki uleciało chrząknięcie.

- Jeny, czyli jednak żyjesz... - mimo, że czasem sam z chęcią zakopałbym ją w ogródku, to jednak z ulgą przyjąłem tą wiadomość.

- Lu-Luca... - brzmiała cholernie poważnie, kiedy nie zdrabniała mojego imienia. Momentalnie się spiąłem. Nie pasowała jej powaga. Była nienaturalna.

- Luca, ja... Naprawdę... Naprawdę mi przykro... T-to znaczy... Przepraszam. - pociągała nosem w swoich zająknięciach, ale zdecydowanie nie płakała. Po chrypce poznałem, że robiła to wcześniej.

- Ava, o co chodzi? - byłem przerażony, ale mój głos brzmiał bardzo pewnie. Po mojej głownie gnały czarne scenariusze. Ktoś ją skrzywdził? Coś się jej stało? Jakieś złe wieści od rodziców? A może zwykła, bezpodstawna lub przesadzona panika? Niewiedza i oczekiwanie wywoływało taką u mnie.

- Przepraszam, ja nie chciałam... po prostu była otarta furtka, a ona tak szczekała... Przepraszam. 

- Szczekała? Zaraz, coś się stało Nirvanie? Uciekła? - Ava w odpowiedzi siąknęła nosem jeszcze raz, tym razem mocniej. Coś mi podpowiadało, że pokręciła w tym momencie przecząco głową, może to ruch powietrza ją zdradził, a może to ja ją tak dobrze znam. - Co się stało?

Jak Siostra Mnie Wyswatała (bxb)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz