Runda będąca kontynuacją poprzedniej

349 45 18
                                    

Oddychałem głęboko, podpierając plecami drzwi do toalety.

Nie ma mowy, abym podołał. Prędzej zawiozę go do szpitala. Tam przynajmniej nie będzie nikogo molestował.

Jeny... molestuje mnie mój przyszły-niedoszły... powinienem się cieszyć! Ale przecież wiem, że kiedy już by wyszedł z tego stanu ograniczonej normalności, to mnie by się oberwało za jego ból tyłka. 

Jak żyć, panie prezydencie, no jak...

Opłukałem twarz z skroplonego potu, po czym odważnie wyszedłem ze swojej kryjówki. Od razu usłyszałem jojczenie chłopaka na kanapie.

- Theoś... czemu do cholery uciekasz? Tylko ja mam prawo uciekać! Ciebie nikt nie goni! Jeszcze... - dodał ostatnie słowo szeptem. 

Cholera jasna... myślałem że ludzie chorują tak tylko w mokrych snach yaoistek! 

Dobra, chłopie, trzymaj się. Nie możesz go tak zostawić. Wmuś w niego gripex und rutinoskorbin combo, i jakoś to będzie. Przebierz go, szmata na czoło, nic trudnego...

Przełknąłem ślinę. W gardle mi zaschło, jak zwykle kiedy kogoś okłamuję, nawet jeśli sam sobie coś wmawiam.

Wróciłem do salonu. Luca leżał na kanapie, prawie dokładnie tak, jak go zostawiłem. Lekarstwo w kubku jeszcze nie wystygło, ale już nie parowało. Nie ubyło go ani trochę.

Westchnąłem. Zamknąłem oczy, po czym, razem z oddechem, dałem ujść wszystkim wątpliwościom, napięciom i obawom. Spojrzałem na chłopaka, który, mimo bladości i słabego stanu, wił się na sofie, starając się dosięgnąć pilota od telewizora. Kiedy już prawie muskał palcami czarne urządzenie, wyprzedziłem go, i zabrałem mu przedmiot sprzed nosa. Jego wzrok w tamtym momencie był mieszanką niedowierzania, wkurzenia.

- Theo ty kurwiu! Oddawaj pilota! Jest maraton Gumballa do cholery, oddawaj pilota! - rozwrzeszczał się, a całą zignorowaną przeze mnie tyradę zakończył iście agonalnym kaszlem. Pokręciłem przecząco głową, utrzymując kamienną minę. Jego twarz natomiast wyglądała bardzo dziecięco. 

- Uspokój się, i wypij lekarstwo. Wtedy dostaniesz pilota. - oznajmiłem sucho, na co chłopak zamruczał w zamyśleniu.

- Czyli... że co? Nie chcesz już dawać mi buziaków? Jesteś dziwny. - stwierdził, ale ku mojemu zadowoleniu złapał oburącz kubek, i zaczął powoli siorbać paskudny napój. Ja natomiast zapatrzyłem się w sufit.

Jak bardzo się przestraszy, kiedy powiem mu szczerze dlaczego unikam tych czułości... Wyobraziłem sobie jak mówię mu szczere "Boję się, że się na ciebie rzucę".

Nie, to brzmi zdecydowanie źle, i lepiej zostawić to dla tylko siebie.

- Skończyłem. - oznajmił chrypliwie, a kubek odłożył na bok, wciąż się krzywiąc - Mogę pilota? - zapytał patrząc na mnie sposobem głodnego szczeniaczka. Z westchnieniem podałem mu przedmiot. Uśmiech, jaki wstąpił na jego twarz, kiedy dostał już to co chciał, po prostu rozpuszczał moje serduszko. 

Jak można być jednocześnie tak dziecinnym, uroczym chłopczykiem, i zmieniać się co chwila w krzykliwego choleryka? 

Luca włączył telewizor, i zaległ plackiem na kanapie, pokasłując co kilka sekund, ale wciąż, wpatrywał się w ekran z większą świadomością niż wcześniej, co nieco mnie pocieszyło.

- Lepiej się czujesz? - chciałem się upewnić. Lu popatrzył na mnie, pociągnął nosem, i wrócił wzrokiem do ekranu, nie zaszczycając mnie ani słowem. Burknął coś tylko, i podkręcił głośność swojej kreskówki. - Halo. - spróbowałem jeszcze raz, ale ponownie zostałem zignorowany - Eh... nie to nie. Powiedz mi przynajmniej, gdzie masz piżamę. - znowu mi nie odpowiedział, więc wpadłem na inny pomysł - No dobra, to będę szukać wszędzie na czuja. - moja dyskretna groźba podziałała natychmiastowo. Lu poderwał się, i popatrzył się na mnie szeroko otwartymi z przerażenia oczami.

Jak Siostra Mnie Wyswatała (bxb)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz