Runda siódma, czyli chwile szczerości w ciemnicy

330 49 9
                                    


  Theo wszedł do pokoiku, zamykając za sobą drzwi. Oparł się o nie plecami, po czym odetchnął głęboko i spojrzał na mnie. Jego twarz złagodniała wyraźnie. Ponownie patrzyłem na zawstydzonego, zarumienionego, zagubionego i nieśmiałego Theo. Troszkę mnie to pocieszyło. Nie pasuje mu ta władczość. Kiedy chce być poważny lub groźny, jego aktorstwo nie obejmuje niesamowitych oczu. Podniosłem się z sterty sprzętu, otrzepując spodnie z tony kurzu którym wcześniej była ona oblepiona. 

No i jak tu ma być porządek, skoro woźny pozwolił się zakurzyć nawet szczotce do kurzu.

Skupiłem wzrok na chłopaku, co jednak było dosyć sporym wyzwaniem, bo jedynym źródłem światła w ciasnym pomieszczeniu, było zawalone gratami okienko, dodatkowo zablokowane przez zastawiającą prawie cały składzik regał. Słowem, ciemnica straszna.

Blondyn odbił się od drzwi i przybliżył się do mnie. Oczywiście niwelowałem jego starania, podsuwając się pod ścianę. Ku mojemu zaskoczeniu jednak, zatrzymał się zanim odległość pomiędzy nami mogłaby być niekomfortowa. Speszył się odrobinę, pewnie na widok mojej desperackiej ucieczki. Potrząsnąłem gwałtownie głową, próbując uporządkować myśli. A, tak...

-Umm... Theo? O co chodzi?- zapytałem, nietypowo delikatnie, jak na mnie, i to do niego. Zadziwiam sam siebie...

-Posłuchaj Luca, mamy problem.- powiedział oglądając się na drzwi, jakby za chwilę miał przez nie kto wparować.

-Jaki konkretnie?

-Konkretnie, ten co zwykle.- westchnął zwieszając ramiona, i spuszczając wzrok. Od razu domyśliłem się o co chodzi. Ava... na myśl o tej psycholce natychmiast i mi zrzedła mina. 

-Jeszcze konkretniej?

-Jeszcze konkretniej... według nich żeby cię "zdobyć" powinienem być mniej... mną. Tylko że ja wcale nie chcę cię tak zdobywać. Właściwie to wcale nie chcę cię zdobywać. Chcę móc być po prostu blisko, móc cię kochać, i walczyć o ciebie tak abyś ty też mnie pokochał.- westchnął po raz kolejny, patrząc na mnie z wzrokiem zastraszonego szczeniaczka. Chyba obawiał się wybuchu z mojej strony, ale mnie opanowało chyba... szczęście? Nie wiem, może bardziej zadowolenie, ale na pewno jakieś pozytywne uczucie zalęgło się ciepłem w środku mojej klatki piersiowej. Jednak nie mogłem dociec co spowodowało rozżarzenie się owego węgielka...

Może to ta szczerość ze strony chłopaka naprzeciw mnie? Lub fakt że ktoś kocha mnie na tyle by walczyć o to uczucie mimo iż nawet sam jego przedmiot jest jemu przeciwny? 

Meh, nie. To pewnie zalążek jakiegoś zawału, albo co.

Uspokoiłem naczynia krwionośne na policzkach. 

Może jest ciemno, ale lepiej nie ryzykować. 

-Okej...- odetchnąłem, chwilowo odpychając od siebie myśl o uczuciach Theo. -A dlaczego tym razem postanowiłeś nie uczestniczyć w akcji, planie, czy co to tam jest...- założyłem ręce na piersi, wpatrując się w blondyna wyczekująco. Chłopak mruknął coś pod nosem, jednak po chwili spojrzał mi niespodziewanie głęboko w oczy. Zmieszałem się, i odwróciłem wzrok, dokładnie analizując składowisko butelek upchanych po zakamarkach składzika przez woźnego, uczniów, lub nauczycieli. Kij wie kogo tu nosi na międzylekcyjną popijawę bądź jaranie. Patologia...

Mimo mojego zamyślenia, zauważyłem że Theo nie spuszczał ze mnie oka. 

-Powiedzmy że, tym razem dziewczyny trochę się zagalopowały...- powiedział pewnie, a ja nadal wędrując spojrzeniem uniosłem brew, na co chłopak od razu się poprawił. -Bardziej niż zwykle. Ubzdurały sobie mnie w roli władczego i chamskiego badboya.- na chwilę w pomieszczeniu zapanowała cisza, jednak zaraz przerwał ją mój szczery śmiech. Zwijałem się w spazmach salwy pociesznego chichotu, trzymając się za brzuch.

Jak Siostra Mnie Wyswatała (bxb)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz