~Prolog~

2.5K 246 72
                                    

Była wiosna.
Piękna, pachnąca kwiatami wiosna,
ulubiona pora roku Donghyucka.
Mark uwielbiał jesień,
Hyuck wiedział to, bo go kochał.
Kochał go jak nikogo innego,
jak "najlepszego przyjaciela".
A najlepsi przyjaciele,
mówią sobie zawsze prawdę,
racja?

 Ten dzień zaczął się cudownie. Według prognoz, przez cały tydzień miało być słonecznie, ciepło i wesoło, dlatego Donghyuck uzbroił się w cierpliwość, gdyż jego najlepszy przyjaciel uwielbiał marudzić, gdy było mu za gorąco. Promiennie uśmiechnięty chłopak wyszedł z domu, rzucając tylko krótkie "cześć", skierowane w stronę jego rodziców. Bardzo ich kochał, byli wyrozumiali i kochani, zawsze dawali mu to, czego potrzebował najbardziej - miłości i czasu. Tego pierwszego pragnął dostać jak najwięcej. Wszyscy, którzy doświadczają nieodwzajemnionej miłości tak mają. Szczególnie, jeżeli tą miłością darzy się swojego najlepszego przyjaciela.

 Jednak po dotarciu do szkoły, humor chłopaka się trochę zmienił. Nie było Marka. Nie odbierał. Nie odpowiadał na miliardy SMS-ów od przyjaciela "gdzie jesteś", "odpisz mi", "nie olewaj mnie", "dlaczego cię nie ma?". Cisza.

 Donghyuck udał się na ostatnią lekcję - wychowawczą, po której mógł odwiedzić tego leniwego gnojka, któremu nie chciało się przyjść, czy nawet odpisać. Ociężale opadł na krzesło, w swojej pustej ławce, w której zazwyczaj siedział on, jego najlepszy przyjaciel, jednak nie dzisiaj. Nauczycielka powoli weszła do klasy, w ręku trzymając coś na kształt dziennika. Stanęła na środku klasy - nie tak jak zazwyczaj, za biurkiem, wzięła głęboki wdech i zaczęła.

 – Jest mi niezmiernie przykro, mówić wam o tym, ale ktoś musi was poinformować. Mój wspaniały, utalentowany uczeń, wasz kolega z klasy, niestety opuścił naszą szkołę – Hyuck zacisnął dłoń i wstrzymał oddech. Wszystko się zatrzymało, a ten w myślach błagał swojego Boga o to, żeby to nie był jego najlepszy przyjaciel, ale... – Mark Lee, znany i lubiany przez wszystkich, jest mi naprawdę przykro, że nie przyszedł się z nami dziś pożegnać, ale widocznie już wyjechał.

 – Ale jak to? – powiedział ktoś z tyłu.

 – Nie zostawił adresu, pod którym moglibyśmy go spotkać?

 – Nawet głupiej pocztówki nie możemy mu wysłać?

 Wszystko zaczęło dudnić, a oddech Donghyucka zaczął niebezpiecznie przyspieszać. Wszystko zaczęło być strasznie głośne, a przestrzeń dookoła niego zrobiła się ciemna - niemalże nie widoczna. W tej ławce już nigdy nie zasiądzie jego najlepszy przyjaciel. Słoneczny, ciepły i wesoły tydzień zamienił się na pochmurny, zimny i depresyjny, a nastrój chłopaka sięgnął dna. Ten, sam nie wiedział, czy to się dzieje tylko i wyłącznie w jego głowie. Energicznie wstał, tym samym przerywając kłótnie, podniósł swój plecak i roztrzęsiony wybiegł ze szkoły. Przez całą drogę do domu towarzyszyły mu wyimaginowane szmery i wrzaski. Dopiero, gdy znalazł się w swoim pokoju, z jego oczu wypłynął ocean łez, a z ust wydobył się głośny, pełen żałości szloch. Zamiast hałasu, zostało dudniące w głowie zdanie wypowiedziane przez jego najukochańszego przyjaciela. 

"Nigdy cię nie zostawię, Haechan".

I'll never leave youOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz