Donghyuck stał w kuchni, razem z Markiem. Starszy oplótł drugiego rękoma w pasie. Byli naprawdę blisko siebie. W końcu. Donośny śmiech był słyszalny w całym domu. Rozmawiali o wszystkich tych bzdetach, o których nie mieli okazji mówić przez poprzednie dwa lata. Wspominali zdarzenia, które teraz stawały się dla nich łatwiejsze do zrozumienia. Sam widok ich siebie nawzajem, przynosił im ukojenie.
Haechan nie wiedział, że Johnny go kocha. Seo widział dwóch Lee razem dzień po całym incydencie. Od tamtej pory nie zamienił słowa z szatynem. Nie ze złości. Z uczuć. Uczuć, które gnieździły się w jego sercu i nie potrafiły normalnie funkcjonować.
Kolejny śmiech należał do Hyucka. Nagle, wciął mu się Mark. Ale nie zrobił tego żadnym odgłosem, słowem, a czynem. Miękkie wargi starszego dotknęły ust niższego. Młodszy uśmiechnął się przez pocałunek i przyciągnął czarnowłosego bliżej. Tak bardzo o tym marzył. Chciał, by ta chwila się już nigdy nie kończyła. By mógł być na zawsze szczęśliwy, u boku starszego Lee.
Nagle, rozległ się krzyk. Donghyuck spojrzał w stronę drzwi i momentalnie chłopcy odsunęli się od siebie. Przeszklone oczy młodszego oglądały całą zaistniałą sytuację, ale nie potrafił niczego zrozumieć.
– LEE DONGHYUCK, WYSŁALIŚMY CIĘ DO SEULU, ŻEBYŚ W KOŃCU ZROZUMIAŁ SWÓJ BŁĄD – krzyknął jego ojciec – ALE NAWET TUTAJ ODSTAWIASZ JAKIEŚ SZOPKI?
– Po raz kolejny się na tobie zawiedliśmy – syknęła matka, która zaraz po tych słowach, zwróciła się do starszego Lee – i jeszcze ty, Mark, obaj, wstydzilibyście się.
– A-ale proszę pani...
– Wracasz na Jeju – rzekł twardo ojciec, a na te słowa Haechan jakby od razu odżył.
– CO?! JA?! JA NIE MOGĘ! – krzyknął i podszedł do rodziców – Błagam was, nie zabierajcie mnie z powrotem na Jeju, tu jestem szczęśliwy.
Ojciec Hyucka zmroził go wzrokiem, a jego matka skrzyżowała ręce. Oboje unieśli jedną z brwi, po czym mężczyzna odchrząknął i zaczął.
– Kiedy nie jesteś z nami, wszystko wymyka nam się spod kontroli, powinniśmy móc nad tobą panować, a zrobimy to, kiedy wrócisz na Jeju.
– A wracasz teraz, więc pakuj się i nie ma nawet innej opcji – odparła matka zaraz po ojcu.
– A-ale, mamo, proszę – Hyuck bliski płaczu, runął na kolana.
– Albo idziesz się pakować i jedziesz z nami na Jeju, albo sami cię spakujemy i wyślemy prosto do domu dziecka – warknął ojciec.
– NIENAWIDZĘ WAS, ROZUMIECIE?! – wykrzyczał im prosto w twarz, po powstaniu z kolan – ZABIERACIE MI WSZYSTKO, JESTEŚCIE CHORZY!
Zapłakany Donghyuck uciekł do pokoju, by spakować swoje walizki. Wiedział, że jego rodzice są zdolni do zostawienia go w jakimś ośrodku. Byli idiotami. Zapatrzonymi w siebie debilami, w których życiu nigdy nie było miejsca dla dziecka. Już nie byli wyrozumiali. Już nie dawali mu miłości. Byli zimni, twardzi i agresywni.
A wszystko dlatego, że ich syn jest homoseksualny.
– Mark, wracaj do domu – powiedział mężczyzna – a i lepiej, żebyś nie utrzymywał kontaktu z naszym synem, zrozumiałeś?
Lee potaknął, po czym szybko wybiegł z domu. Przez całą drogę do domu towarzyszyły mu wyimaginowane szmery i wrzaski. Dopiero, gdy znalazł się w swoim pokoju, z jego oczu wypłynął ocean łez, a z ust wydobył się głośny, pełen żałości szloch. Zamiast hałasu, zostało dudniące w głowie zdanie wypowiedziane przez jego najukochańszego Donghyucka.
"Już nic i nikt nas nie rozłączy".
Koniec.
Cdn?
CZYTASZ
I'll never leave you
FanfictionLee Donghyuck to licealista, który właśnie przeniósł się do nowej szkoły średniej. Zawsze uśmiechnięty, zabawny i mądry chłopak spotyka tam Marka Lee - swojego najlepszego przyjaciela z dzieciństwa, który przed tym jak w drugiej gimnazjum go opuścił...