UWAGA ROZDZIAŁ ZAWIERA PRZEKLEŃSTWA
Tak jakoś wyszło, że Johnny usnął u Donghyucka. Młodszy okrył go kocem. Sam jednak usnął na materacu, obok łóżka na którym leżał Seo. Hyuck cieszył się, że ma w końcu tak bliskiego przyjaciela, który zawsze przy nim jest.
Kiedy się obudzili, w sumie to starszy obudził Haechana gilgotkami, niemal od razu zaczęli znowu rozmawiać, bez żadnej blokady, czy chwili zawieszenia. Na tym polega przyjaźń.
YoungHo zrobił nawet śniadanie dla szatyna. Zdziwiło go to, że rodziców jego kolegi nie ma w domu już tak wcześnie. Jednak różni ludzie zaczynają pracę o różnych porach, więc to pewnie normalne.
Później jednak musieli się pożegnać, bo Johnny miał lekcje trochę wcześniej, a musiał się jeszcze jakoś ubrać.
Kiedy Hyuck wszedł do szkoły, wszystkie oczy zwróciły się w jego stronę. Ale tym razem nie widział w nich zachwytu, lub podziwu. Słyszał te ciche chichoty. Ujrzał w nich drwinę. Wydawało mu się, że mu się tylko wydaje, ale kiedy dotarł do tablicy ogłoszeniowej, ujrzał coś, czego nie chciał widzieć.
RODZICE LEE DONGHYUCKA SIĘ GO POZBYLI, BO BYŁ ZBYT IDIOTYCZNY, BY MOGLI GO POKOCHAĆ. NIE CHCIELI GO PRZYJĄĆ NAWET DO DOMU DZIECKA. CIOTA I DO TEGO SIEROTA, CO ZA PIĘKNE POŁĄCZENIE.
Kiedy Hyuck to ujrzał, do jego oczu zebrały się łzy i zakręciło mu się w głowie. Niemal od razu zerwał jedną z tych kartek i ruszył w stronę stołówki, gdzie byli koszykarze i DreamTeam. Rozwścieczony Donghyuck podszedł do stolika i wykrzyczał.
– JESTEŚ Z SIEBIE ZADOWOLONY?! – zwrócił się do Jaemina, ledwo powstrzymując łamiący mu się głos.
– Hyuck, o co ci chodzi? – spytał przestraszony i zdziwiony blondyn.
– A JA CI DO CHOLERY ZAUFAŁEM! – wykrzyczał, a z jego oczu zaczęły wypływać łzy, jak jakiś walony wodospad – TRAKTOWAŁEM CIĘ JAK JEBANEGO BRATA, A TY POWIEDZIAŁEŚ WSZYSTKIE MOJE SEKRETY, JESZCZE W TAK OBRZYDLIWY SPOSÓB.
– Donghyuck, uspokój się, nie wiem o co ci chodzi – Jaemin wstał, tak jak reszta ludzi ze stołówki.
Johnny zrobił kilka kroków w stronę płaczącego szatyna, jednak Taeyong złapał go za rękę, nie pozwalając mu odejść.
– Wiesz co Jaemin – powiedział już spokojniej Haechan ze zrezygnowaniem w głosie – brzydzę się tobą. Okropnie się tobą brzydzę – wysyczał, po czym zgiął kartkę z obelgami w kulkę i rzucił nią prosto w twarz blondyna, po czym zapłakany odwrócił się i ruszył w stronę wyjścia ze szkoły.
Johnny chciał za nim pobiec, ale Taeyong nie zwalniał uścisku, co utrudniało mu jakikolwiek ruch. Jaemin szybko rozwinął kartkę i przeczytał informacje na niej zawarte, po czym otworzył szeroko oczy i spojrzał na różowowłosego. Blondyn jeszcze nigdy nie miał przypływu takiej adrenaliny.
– Lee Taeyong – krzyknął i podszedł do stołu koszykarzy – pytając mnie o Donghyucka nie wspomniałeś nic, że użyjesz informacji w taki sposób – chłopak rzucił kartkę na stół, po czym każdy przeczytał jej treść.
Seo zjeżył się i zacisnął pięści, po czym odepchnął landrynę z całych sił. Nie mógł tego wytrzymać. To był cios poniżej pasa. Mark, aż odskoczył przestraszony.
– DUMNY JESTEŚ Z SIEBIE?! – spytał wściekły Seo.
– Może trochę – wzruszył ramionami i poprawił swoje ubrania, jakby ubrudził je przez dotyk wyższego.
– Ty jesteś popierdolony – powiedział Johnny z pogardą i niedowierzaniem w głosie – jak może cieszyć cię krzywda drugiego człowieka?
– Tak wyszło – landryna spojrzał na swoje paznokcie, a wkurzony YoungHo nie wytrzymał i złapał go za koszulkę, po czym przygniótł do ściany.
Niemal wszyscy z drużyny koszykarskiej podbiegli ich rozdzielać. Najgłośniej było słychać krzyki Marka, który mówił, że to jego wina, a nie Taeyonga. Jednak nikt go nawet nie słuchał. Nauczycielka stojąca na dyżurze była zbyt zajęta gazetą, więc nikt nie zdołał rozdzielić dwójkę koszykarzy.
– Puszczaj mnie! Puszczaj, albo wywalę cię z drużyny! – krzyczał różowowłosy, jednak nic nie było w stanie powstrzymać Johnny'ego.
– Jaki jest twój problem idioto?! No, powiedz mi! – wyższy uderzył lekko chłopakiem o ścianę, by zaczął się tłumaczyć, jednak ten nic nie mówił.
– BO ON ZRANIŁ MARKA – krzyknął w końcu Taeyong.
– Johnny, proszę, zostaw go, to moja wina – Mark pociągnął go z całej siły za ramię, na co ten w końcu zareagował i puścił różowowłosego, który z hukiem upadł na ziemię.
YoungHo spojrzał na młodszego i zacisnął pięści. Wspaniałe, Lee Taeyong i Mark Lee, nasze gołąbeczki.
– Jesteście skończonymi idiotami – wysyczał Johnny.
– A ty wylatujesz z drużyny – odparła landryna, wstając z podłogi.
– A-ale Taeyong – zaczął Jaehyun.
– Żadnego ale – skrzyżował ręce.
– W takim razie, jeżeli Johnny odchodzi, to ja też – powiedział Jaehyun, po czym zgłosił się jeszcze Yuta i Lucas.
– A-ale chłopaki – jęknął Doyoung, lecz nikt go nie słuchał.
Chłopcy wyszli ze stołówki, po czym skierowali się do kantorka zabrać stamtąd swoje rzeczy. Mark wiedział, że to wszystko jego wina.
( ؕؔʘ̥̥̥̥ ه ؔؕʘ̥̥̥̥ )? ( ؕؔʘ̥̥̥̥ ه ؔؕʘ̥̥̥̥ )?( ؕؔʘ̥̥̥̥ ه ؔؕʘ̥̥̥̥ )?
– Masz znaleźć takie informacje, które by go tak udupiły, żeby nie mógł spać po nocach.
– A-ale-
– NIE MA ALE, ROZUMIESZ?! CHOLERA, DOYOUNG UŻYJ TYCH SWOICH UMIEJĘTNOŚCI DZIENNIKARSKICH.
– N-no dobrze... – szepnął zrezygnowany wiewiór.
– I pamiętaj, to przez jego paczkę, prawie straciłeś Jungwoo – dodał zawistnie.
Ten plan był idealny. Doyoung znajduje informacje, mówi je wszystkie na balu zakończeniowym i wszyscy nienawidzą tego cholernego chłopaka, który był jak ideał dla niektórych. Niektórych. Już teraz nikt mu się nie sprzeciwi.
– D-dobrze T-Taeyong – chłopak potaknął pokornie.
~*~*~*~*~*~
2/3 rozdziałyzapraszam też do reakcji nct dream.
CZYTASZ
I'll never leave you
FanfictionLee Donghyuck to licealista, który właśnie przeniósł się do nowej szkoły średniej. Zawsze uśmiechnięty, zabawny i mądry chłopak spotyka tam Marka Lee - swojego najlepszego przyjaciela z dzieciństwa, który przed tym jak w drugiej gimnazjum go opuścił...