- Wszystko okej, Hyuck? - usłyszał jakby z oddali.
Chłopak szybko wrócił wzrokiem na twarze swoich kolegów siedzących przy stoliku. Te wszystkie słowa sprawiły, że na chwilę odpłynął, zapominając o całym świecie. Poleciał do swoich wspomnień. Pamiętna, letnia noc w lesie. Piąty lipca. Donghyuck pamiętał tę datę jak żadną inną. Jeżeli ktoś by się go spytał, kiedy była pierwsza wojna światowa, w odpowiedzi dostałby milczenie, ale jeśli zostałby zapytany o datę, a nawet godzinę, kiedy chłopak po raz pierwszy cmoknął polik Marka, potrafiłby to powiedzieć w przeciągu sekundy.
Tak więc piąty lipca, godzina pierwsza nad ranem w namiocie. Chłopaki pojechali na wycieczkę rowerową i stwierdzili, że przenocują w lesie. Kiedy było widno, wszystko wydawało się być w porządku, w końcu, nic nie mogło się im stać. Jednak, gdy zapadł zmrok i zapadła wszechobecna cisza, Mark bał się. A kto inny mógł mu pomóc, jak nie jego najlepszy przyjaciel?
- Haechan, boję się - szepnął, leżąc naprzeciwko niego w ciemnym namiocie.
- Csii, spokojnie, nie ma czego - odpowiedział.
Mark chciał zasnąć, ale w tej ciszy, jego głośne myśli nie dawały mu nawet zmrużyć oka. Bał się, że zaraz coś go rozszarpie na małe strzępy i nic z niego nie zostanie. Bał się też, że stanie się coś, nie tyle jemu, co jego najlepszemu przyjacielowi.
- A jeżeli coś nas zje?
- Mark, błagam cię, nic nas nie zje, nie bój się - młodszy uśmiechnął się i pomimo, że wydawało mu się to wszystko być zabawne, wiedział, że jego przyjaciel naprawdę się boi - zdecydowanie za dużo Stranger Things.
Powoli zbliżył się do niego i przysunął go do siebie, przytulając chłopaka mocno. Zaczął gładzić jego plecy i głowę, co chwilę wsuwając palce we włosy chłopaka. Donghyuck uwielbiał się nimi bawić. Były takie miękkie i puszyste, że każde ich dotknięcie było porównywalne do dotknięcia obłoku nieba.
- Już spokojnie, Mark, nie ma się czego bać, jestem przy tobie - szepnął, a po chwili cmoknął go w polik.
Czarnowłosy poczuł przyjemne ciepło rozchodzące się po jego ciele, po czym wtulił się w najlepszego przyjaciela i zamknął oczy. To było jak sen. Zetknięcie warg ze skórą na poliku chłopaka, było tak przyjemne, jak muśnięcie jej skrzydłami motyla. Ten moment był tak idealny...
- Halo, ziemia do Donghyucka - Jisung pomachał mu dłonią przed twarzą - mejdej mejdej potrzebujemy pomocy, baza Lee Donghyuck nie odpowiada na sygnały, odbiór.
- Baza Lee Donghyuck do bazy Park Jisung, przestań mi machać tą ręką przed odbiornikiem, bo ją ugryzę - czerwonowłosy zaśmiał się, a młodszy otwierając szeroko oczy, szybko zabrał dłoń, chowając ją pod stół.
(^∇^)(^∇^)(^∇^)
Dwójka chłopaków szła po chodniku, rozmawiając o jakichś bzdetach. Chociaż Donghyuck znał Jaemina dopiero drugi dzień, nigdy nie było między nimi momentu, w którym nie wiedzieli o czym rozmawiać.
Za to, w przypadku przyjaźni Marka i czerwonowłosego, często bywały momenty ciszy, w których chłopcy po prostu się na siebie patrzyli. Chcieli sobie wtedy tak wiele przekazać, ale nie umieli tego wyrazić słowami. Dlatego spoglądali sobie w oczy, telepatycznie przesyłając sobie wszystkie uczucia i myśli. Byli tak blisko siebie, że nie potrzebowali słów, by się o czymś powiadomić. Bywało tak, że myśleli w tym samym momencie o tych samych rzeczach. Często, na boisku od koszykówki, posługiwali się tak zwaną telepatią. Tak naprawdę nie byli pewni, czy to działa, ale zawsze wychodziło, więc coś musiało w tym być.
Donghyuck podszedł z Jaeminem do drzwi i przystanął na chwilę, by jeszcze o czymś porozmawiać. Blondyn miał coś w sobie. Mimo że nie mówił zbyt często, gdy już to robił, chciało się tego słuchać godzinami. Haechan nie wiedział, czy to przez jego spokojny i miły głos, czy przez to, że mieli ze sobą bardzo dużo wspólnego.
- Może chciałbyś wejść? - spytał czerwonowłosy, wskazując na drzwi.
- O-oh, jasne, pewnie - blondyn uśmiechnął się i zacisnął dłoń na rękawie bluzy.
- Panie przodem - zaśmiał się drugi, puszczając go do środka jako pierwszego.
Nie widział wtedy, że na malutkiej, idealnej twarzy Jaemina, pojawia się rumieniec. Delikatny, czerwoniutki rumieniec, okalający jego policzki.
(๑•́ω•̀๑)(๑•́ω•̀๑)(๑•́ω•̀๑)
- Wow, masz naprawdę fajny pokój - powiedział blondyn, wchodząc do pomieszczenia.
- Zwykły, jeszcze nie zdążyłem go spersonalizować zbytnio, mieszkam tu za krótko.
- Spersonalizować? - spojrzał na niego, podnosząc brew.
- No tak, wiesz, chciałbym tu dać coś od siebie, coś co by mnie opisywało - odpowiedział czerwonowłosy, siadając na łóżku.
- Myślałeś już nad tym? - spytał chłopak, siadając na ziemi.
- Tak, ale nic mi nie wpada do głowy - Donghyuck położył się, wpatrując się w sufit.
- A co ty na pomalowanie ścian?
Hyuck podniósł jedną brew i wyobraził sobie te wszystkie malunki i napisy na ścianach. To był bardzo dobry pomysł. Obrócił głowę i spojrzał na Jaemina. Chłopak był na prawdę genialny. Jak można być tak świetnym?
- Podoba mi się ten pomysł, ale sam nie dam rady, to będzie trwało wieczność, poza tym, nie wiem skąd wziąć farby...
- Mogę ci pomóc, jeżeli chcesz.
- N-na serio? Chciałbyś mi pomóc? - szepnął Donghyuck z niedowierzaniem w głosie.
- To będzie dla mnie sama przyjemność - blondyn uśmiechnął się, ukazując swoje idealne, białe zęby.
Uśmiech Jaemina i Marka różnił się nieznacznie. Za drugim, Haechan tęsknił najbardziej. Chciał wrócić do czasów, kiedy widywał go codziennie. Kiedy nie mógł zacząć dnia, bez choćby małego wykrzywienia ust czarnowłosego.
Donghyuck otworzył gwałtownie oczy. Szybko podniósł się do siadu i otarł spocone czoło. Kolejny koszmar. Nie mógł się uspokoić. Trzęsącą ręką wyciągnął telefon spod poduszki i go odblokował. Nawet się nie zastanawiając zadzwonił do Marka, by porozmawiać przez kamerkę.
- Halo? Haechan? Czemu nie śpisz? - czerwonowłosy ujrzał zmęczoną twarz chłopaka.
Dopiero wtedy zauważył, że jest po czwartej nad ranem, miał wyrzuty sumienia, ale nie potrafił inaczej doprowadzić się do porządku.
- M-Mark, czy możesz się uśmiechnąć, proszę? - powiedział łamiącym się głosem, wbijając wzrok w ekran.
Lee wstał i włączył światło w pokoju, po czym skierował telefon na wprost swojej twarzy i uśmiechnął się do urządzenia. Po ciele Hyucka rozlało się ciepło i spokój, a kąciki jego ust uniosły się lekko. Był taki wdzięczny, że miał przy sobie najlepszego przyjaciela, który zawsze mu pomagał.
- Miałeś koszmar? - spytał cicho jego przyjaciel, wracając do łóżka, z wciąż włączonym światłem, by chłopak mógł go widzieć.
- Tak, t-to... t-to było straszne - drugi wzdrygnął się na samo wspomnienie tego, co się działo w jego śnie.
- Hej, spokojnie, już nie masz czego się bać, jestem tutaj - czarnowłosy mimo zmęczenia, znów się uśmiechnął promiennie i posłał ciepłe spojrzenie w stronę ekranu.
- Zawsze będziesz? - wyszeptał.
Serce Donghyucka rozpływało się pod wpływem ciepła, jakie przekazywał mu jego najlepszy przyjaciel. To było jak jakiś sen. Oboje uwielbiali ze sobą przebywać, ale najidealniej było, gdy nic nie mówili i patrzyli sobie w oczy. Mogli to robić całymi dniami, bez żadnego skrępowania. To było w ich przyjaźni najpiękniejsze.
- Nigdy cię nie zostawię, Haechan - czarnowłosy znów uniósł kąciki ust, robiąc to samo z brwiami.
Bzdura.
CZYTASZ
I'll never leave you
FanfictionLee Donghyuck to licealista, który właśnie przeniósł się do nowej szkoły średniej. Zawsze uśmiechnięty, zabawny i mądry chłopak spotyka tam Marka Lee - swojego najlepszego przyjaciela z dzieciństwa, który przed tym jak w drugiej gimnazjum go opuścił...