I.III

1.5K 187 66
                                    

Kim Taehyung miał wspaniałą rodzinę. Sporo rodzeństwa, kochana mama i opiekuńczy ojciec, to przepis na wiecznie zadowolone dziecko, jakim był. No i zawsze mógł na nich polegać. Dlatego, gdy pojawił się problem, pani Kim była pierwszą, do której się z nim zwrócił. Konkretnie, to wuj Park Jimina, siwiejący mężczyzna spod działki numer sto dwadzieścia siedem był ich problemem. Odkąd chłopcy postawili sobie za punkt honoru, sprawić, by wakacje blondyna były udane, kombinowali na wszelkie sposoby, by go wyciągnąć z domu. Z pomocą przyszedł placek jagodowy, który pani Kim zaniosła pod wskazany numer działki.

Mężczyzna był wyjątkowo zdziwiony i już nie aż taki niechętny do rozmowy, co przedtem. Po herbatce na tarasie, ostatecznie za namową cudownej rodzicielki Taehyunga pozwolił wyjść Jiminowi na "jakiś czas". Negocjacje trwały. Facet wydawał się być nieugięty, co do godziny jego powrotu, ale w końcu dał mu kilka dni próby. Miał wychodzić po obiedzie, gdy słońce za mocno już nie grzeje i wracać maksymalnie o dziewiętnastej, co dawało mu pięć godzin na dworze do wykorzystania. Wuj pozwalał mu chodzić do kolegów, ewentualnie na boisko, ale nigdzie indziej. I przynajmniej raz na godzinę miał się pokazywać pani Kim, która obiecała się nim zaopiekować.

- Jak go przekonałaś?! - krzyknął Taehyung, widząc uśmiechniętą mamę na trasie.

- I tak całymi dniami coś buduje w tym swoim domku, więc Jimin się nudzi. Z resztą, placek odegrał kluczową rolę w naszej rozmowie. Nie dziękujcie chłopcy.

Jimin cieszył się, jak małe dziecko, którym w sumie był, gdy tylko pozwolono mu wyjść za bramy działki. Początkowo, jechał dumnie koło chłopców, starając się nadążyć, ale trawa i piasek robiły swoje i po krótkiej drodze nie było już tak kolorowo. Jeongguk, widząc problem chłopca, od razu dopadł się do rączek z tyłu wózka, by móc pchać go, szczególnie, gdy teren nie współpracował. Ostatecznie stał się jego osobistym "niewolnikiem", a przynajmniej tak go nazywali. Woził chłopca cały czas, mimo wyraźnego zmęczenia i nie pozwalał nikomu innemu się zamienić. I to wcale nie tak, że chciał mieć wdzięczność Jimina dla siebie, wcale. Nie chciał też udowodnić innym, jaki to z niego nie jest paker, wcale. I wcale, ale to wcale nie chodziło mu o to, by móc samemu być najbliżej chłopaka. Dlatego też zaproponował, by to jego dom odwiedzili jako pierwszy. Tak się składało, że Jeon też miał kilka planszówek, w które Tae koncertowo ich pokonywał.

Park bawił się naprawdę dobrze. Dużo i głośno się śmiał i coraz swobodniej czuł się przy chłopcach. Gdy czegoś potrzebował, nie bał się prosić. Jeonowi podobało się to, że nie był typem ofiary losu i mimo tego, że był niepełnosprawny, nie użalał się nad sobą, tylko korzystał, skoro teraz mógł.

- Dziś przyjechała Hani znowu - powiedział Yoongi, gdy całą paczką siedzieli w altanie i grali w kości.

- Jasne?! - ucieszył się Tae, kończąc swoją kolejkę pięknym, dużym stritem z ręki*. - I siedzi u was?

- No, ale jutro już wraca do Seulu, bo zdaje prawo jazdy.

- Na pewno zda. Jest taka zdolna - rozmarzył się chłopak i z wrażenia oblał się trochę sokiem.

- Hani to twoja dziewczyna? - zapytał Jimin, rzucając swoimi kośćmi.

- Chciałby - odparł Hoseok, zapisując jego punkty.

- Podoba mi się - przyznał Kim. - I ja przynajmniej mam odwagę się do tego przyznać!

- Bo tylko tobie się aż tak podoba - powiedział od razu Jeon, biorąc do ręki swoją szklankę.

- Chociaż ty się ze mnie nie śmiej Jimin - zwrócił się do blondyna Tae i zrobił smutną minę, która ostatnio zaczęła mu wchodzić w nawyk.

years and years | pjm&jjk | myg&jhsOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz