CZĘŚĆ DRUGA
Jeon Jeongguk w nocy z piątego na szóstego września roku dziesiątego nie spał za dobrze. Kręcił się we wszystkie strony i za nic w świecie nie mógł znaleźć swojego miejsca ani pod kołdrą ani na niej. Patrzył się jak sroka w gnat w uchylone okno i oślepiający sierp księżyca. Zza szyby było słychać jedynie pomrukiwanie jakiegoś ptaka, może nawet i sowy, bo jakiś czas temu jedno z tych leśnych stworzeń upodobało sobie przydrożne działki. Jeon próbował zasnąć wsłuchując się w to, co mają do przekazania mu żaby, świerszcze i świetliki. Właściwie do od jakiegoś czasu już czuł, że coś się zbliża. Instynkt podpowiadał niebezpieczeństwo, a w takich sytuacjach jego instynkt nie mylił się często. Ale tej nocy nic złego mu się nie stało. Jemu nie. Przynajmniej fizycznie.
Gdy rano się obudził, pierwszym co zobaczył, była twarz jakiegoś nieznajomego człowieka, który jak się potem okazało był policjantem. Wielu takich, jak on kręciło się po jego działce, ale najwięcej ich było u pana Hara, zaledwie za skrzyżowaniem, bo to stamtąd w nocy porwano chłopca. Park Jimin zniknął, wmawiano Jeonggukowi, potem Hoseokowi, który również został wielokrotnie przesłuchany. Wtedy jeszcze nie chcieli w to wierzyć, bo przecież, co to znaczy, że ktoś zniknął? Rozpłynął się w powietrzu? Zapadł się pod ziemię?
- Jimin na pewno żyje - powtarzał policjantom Jeongguk. - To niemożliwe, by uciekł, prawda?
Tak, to było niemożliwe. Pomijając to, że Jimin nie mógłby sam zejść z piętra, na którym przecież spał, to nawet nie był w stanie dojechać do furtki, przez za krótki betonowy podjazd. A gdyby nawet jakimś cudem mu się to udało, piasek i nieskoszona trawa uniemożliwiłyby takiemu lekkiemu dzieciakowi bez grama mięśni na przejechanie po nich i dalszą ucieczkę, no właśnie - którędy? Yuuwaey otaczał las, ciemny, zimny las, przez który co prawda prowadziły drogi, dość często użytkowane przez samochody i rowery, ale przejechanie leśnymi ścieżkami wózkiem inwalidzkim byłoby wyzwaniem nawet dla kogoś, kto masą mięśniową przewyższał Parka o dwieście procent. Nie było mowy, by Jimin wyszedł z domu sam. A nie było też za dużo co się nad tym zastanawiać, bo niecałą godzinę po zgłoszeniu przez jego wuja porwania, policjanci i technicy kryminalistyczni znaleźli jego wózek w jeziorze. Nie trzeba było nawet po niego nurkować, gdyż rączki, za które zawsze trzymał Jeon pchając blondyna przez nierówne drogi, wystawały znad powierzchni wody. Ale dno jeziora było puste. Sprawdzili to i nurkowie i sam Hoseok z Jeonggukiem, którzy przecież nie mogli pozwolić na jakiś błąd. Dlatego samodzielne przeszukanie jeziora, nad którym tak często siedzieli, było dla nich oczywiste. Nic nie znaleziono. Po jakimś czasie wiadomym się stało, że to porwanie, nie żadne wygłupy nastolatka, czy jego ucieczka. Na pierwszy ogień poszedł oczywiście Hara, który po szczegółowych zeznaniach Jeona dotyczących samego wyglądu pleców Parka i jego zsiniałej buzi skierował na niego wszystkie podejrzenia.
- Wuj bił go i dotykał w nieodpowiednich miejscach. Jimin przez niego często płakał, ale obiecałem, że nikomu o tym nie powiem - wyznał, oglądając jak twarze przesłuchujących go mężczyzn zmieniają swój wyraz.
Podobno Hara przeszedł piekło. Wielogodzinne przesłuchania, przeszukiwanie jego domu, prywatnych dokumentów i rzeczy nie były takie łatwe. Rodzina się od niego odwróciła. Siostra, a zarazem matka Jimina nie chciała słuchać jego wyjaśnień. Z resztą w ogóle nie dało się z kobietą porozmawiać. Na prywatnych detektywów wydała majątek, ale sama w Yuuwaey pojawiła się raz, wraz z mężem, o którym chodziły plotki, że nie jest prawdziwym ojcem chłopca. To znów kładło nowe światło na śledztwo, ale potem wyszło na jaw, że pogłoski były bujdą.
Hara wypuszczono z powodu braku dowodów.
A Jimina wtedy nie odnaleziono.
Jeongguk nie chciał się poddać. Po pierwsze, to byłoby do niego niepodobne gdyby nagle porzucił swoje poszukiwania, a po drugie to przecież zaginął nie byle kto, a Jimin - jego nowy przyjaciel, chłopiec, o którym po jakimś czasie myślał już trochę inaczej. Jego życie płynęło dalej i po upływie lat czarnowłosy zauważył, że to, co czuł do jasnowłosego dzieciaka było wyjątkowe, inne niż cokolwiek z czym do tej pory miał do czynienia. Może tak podpowiadał mu umysł, niemogący sobie poradzić z dziwną sytuacją, a może jeszcze, gdy się spotykali czuł szybsze bicie serca i motylki w brzuchu? W każdym razie, nie wyobrażał on sobie dalszego życia bez niepełnosprawnego chłopaka, któremu obiecał, że będzie o niego dbał.
Pisał do niego listy. Przysiągł mu to jeszcze przed porwaniem, więc nie mógł nie dotrzymać słowa. Pisał i pisał i rysował czasami dla Parka małe obrazki. Pisał bez ustanku, a każdy list kończył słowami: proszę, wróć do mnie moje szczęście.
Każdy kolejny list miał w sobie coś więcej. Każdy kolejny ukazywał więcej z duszy Jeona niż by sobie tego życzył. Ukazywał ogromną pustkę w sercu, którą ni jak dało się załatać, czy wypełnić. Jego wiersze stały się przez te uczucia w jakiś sposób piękniejsze, ale czytając je na głos, zawsze płakał, mając w głowie pochwały od Jimina, któremu przecież tak bardzo podobał się ten jego dziecięcy artyzm. Wtedy jeszcze nie był niczym wielkim, ot gryzmoły gówniarza, ale po latach, po wprawie, jaką chłopak nabył, poezja ta stała się arcydziełem.
A listów przybywało. Przez całe dwanaście lat Jeon napisał ich dwa tysiące dwieście pięć. Żadnego z nich nikomu nie pokazał, nawet terapeutom. W końcu adresatem jego słów miał być tylko Jimin.
Terapie, na które uczęszczał, grupowe i te indywidualne były pomocne. Chciał, by ludzie tak myśleli. Co prawda niektórzy z lekarzy faktycznie w jakiś sposób mu pomogli. Dzięki nim wiedział, jak sobie radzić z napływem emocji i atakami wściekłości. Ale co do jego tęsknoty za Parkiem, nikt nic nie potrafił poradzić. Jeongguk ich za to nie winił. Sam uważał, że to niemożliwe, by znów odzyskał swoje szczęście, bez swojego szczęścia, jakkolwiek karykaturalne i prześmiewczo to nie brzmiało. Dlatego szukał. Ale gdy doszedł do cienkiej granicy obłędu, zrozumiał, że ma dość.
Dotarło to do niego, zaraz po wydaniu drugiego tomu swojej książki, której tak nienawidził. Wtedy pierwszy raz przed samym sobą przyznał się do tego, że sam już nie wierzy w to, że Jimin wróci, że w ogóle żyje. Najgorsza była niewiedza, co się z chłopcem stało, ale przecież nie mógł już zrobić więcej niż zrobił.
- Jimin nie żyje Jeongguk - powiedział mu wtedy Taehyung, leżący koło niego na łóżku, wdychając zapach dymu, wydostający się z ust swojego chłopaka. - Dobrze o tym wiesz, więc zacznij żyć swoim życiem, bo jak na razie to tylko je marnujesz.
Tae miał w pewnym sensie rację. Spędził z Jeonem tyle lat, że znał go nader dobrze. Widział jego zmiany i chwile, gdy było z nim naprawdę źle. Rozumiał jego artyzm, w końcu sam tworzył coś z niczego, ale przecież jakiś czas go kochał i nie mógł pozwolić, by bruneta wykończyły wspomnienia.
- Nie było cię tam, Tae. Nie szukałeś go godzinami po lesie, w jeziorze, nie włamywałeś się do domu tej kanalii co wieczór, by móc przez parę sekund poleżeć na pachnącym jego szamponem łóżku.
- To podchodzi pod obsesję Kook - rzucił Kim i podniósł się lekko, by zbliżyć do twarzy swojego chłopaka i cmoknąć go uspokajająco w czoło.
- Bo to jest obsesja. Ja go kocham. Potrzebuję go - wypłakał, nie panując już nad swoimi emocjami.
Spędził tę noc w objęciach Taehyunga, słuchając jego uspokajającego głosu, przepraszając go i dziękując. Zupełnie tak, jak kiedyś Jimin spędzał popołudnia w jego objęciach. A po kilku latach sam się sobie dziwił, że on i Kim tak bardzo się od siebie odsunęli.
| Druga część jest krótsza niż pierwsza, ale za to trzecia zapowiada się na bardziej wyczerpującą, w dodatku przerwa między II i III nie będzie taka długa, obiecuję! A poza tym to w tych rozdziałach będzie dużo powrotów do przeszłości, ogólnie skupiłam się na relacjach chłopaków itp. Mam nadzieję, że nie pogubicie się w czasie, bo może się to wydawać trochę zagmatwane. |
CZYTASZ
years and years | pjm&jjk | myg&jhs
FanfictionGorące lato przyniosło czwórce przyjaciół wyzwanie, w postaci nowego w sąsiedztwie chłopca. Jednak jasnowłosy nieznajomy miał parę sekretów. I zanim zdążył je im wyjawić, zniknął, a raczej ktoś starał się zrobić wszystko, by tak się stało. Jak doroś...