Jimin ścierał łzy z policzków, drugą ręką nadal trzymając zimną dłoń Mina, która ułożona była na jasnej kołdrze. Trochę wyżej przyczepiony był do niej wenflon, wokół którego zdążył zrobić się już niemały siniak. Jasnowłosy chłopak spojrzał na bladą twarz Yoongiego, która była jeszcze bardziej biała niż zazwyczaj. Worki pod oczami pianisty były fioletowe, a usta suche, jakby przez wiele dni nie widziały wody.
Za drzwiami sali, w której leżał artysta, stał lekarz, dyskutujący z Jeonggukiem, który z bijącym sercem i drżącymi rękoma próbował wypytać o stan zdrowia Yoongiego. Po chwili dopiero wrócił do Jimina, by dalej katować się widokiem pół żywego przyjaciela.
Usiadł na krześle i schował twarz w dłoniach.
I pierwszy raz pomyślał, jak bardzo wszystko spieprzył.
Ludzie, szczególnie ci młodzi, mieli to do siebie, że często zrzucali winę na innych, nawet jeśli ewidentnie mieli w czymś swój udział. I tak też postępował Jeon. Nie lubił bez sensu przejmować się takimi bzdetami, jak uczucia, dopóki nie dotyczyły one Jimina. I choć miał do siebie od jakiegoś czasu pretensje za spotykanie się z Namjoonem, to dopiero teraz dotarła do niego skala szkód, jakie wyrządził sercu pianisty.
- To moja wina - mruknął, a wtedy Park odwrócił się z zaczerwienioną od płaczu twarzą i od razu go przytulił.
- Nie mów tak.
- Ale to prawda. Przecież on go tak kochał, kurwa mać. Jak mogłem?
- Obwinianie się nic nie da - odparł mniejszy, składając na czole bruneta delikatny pocałunek. - Jak Yoongi się obudzi, wszystko sobie wyjaśnicie.
- Jeśli się obudzi - rzucił pisarz, smakując gorzko wypowiedziane słowa.
Bo co jeśli sen Yoongiego przeciągnie się w nieskończoność?
Kilkanaście minut później, do szpitala wbiegł Taehyung, ubrany jedynie w pogniecioną koszulkę, luźne spodnie i płaszcz, ledwo co zarzucony na ramiona. Skierował się na odpowiednie piętro i wpadł do sali niczym burza.
Serce prawie mu stanęło, na widok całej trójki. Bo po pierwsze, znów musiał zmierzyć się z widokiem przypiętego do aparatury Yoongiego, którego nadgarstki obejmowały teraz ciasno bandaże i plastry, a po drugie to nie spodziewał się zobaczyć żyjącego trupa. W końcu przez ostatnie dwanaście lat, Jimin był dla niego martwy.
Z początku nie mógł niczego z siebie wykrztusić, bo nie wiedział, czy jego mózg za chwilę nie eksploduje z nadmiaru emocji. Dopiero po czasie rozpłakał się, nadal zaciskając zęby. A gdy jego wzrok skierował się na Jeongguka, padł na kolana i zaczął szlochać.
- Dlaczego to jest takie pojebane? - zaczął, krztusząc się swoimi łzami. - Dlaczego nie może być dobrze? Dlaczego wy... i on... - wypłakał, czując mocny uścisk w klatce piersiowej. Zamknął oczy i płakał, nie spodziewając się, że to właśnie Jeongguk będzie pierwszym, który go pocieszy.
Pisarz wstał z krzesła i ukucnął przy Taehyungu, którego złapał pod kolanami i za plecami. Kim nie opierał się, tylko pozwolił się wziąć w objęcia i zaprowadzić na krzesło. Usiadł Jeonowi na kolana i schował się w zagłębieniu jego szyi, a po chwili poczuł i drugą parę rąk, tą należącą do Jimina, która objęła go od tyłu i zaczęła głaskać. Jeongguk bujał się z nim na boki i przeczesywał jego włosy. Te same włosy, które jeszcze kilka godzin temu szarpał nieznany facet, któremu Tae się oddał, by zapomnieć o zmartwieniach i troskach. Jednak to, że zapomniał o nich na kilka chwil nie znaczyło, że one zniknęły. Wręcz przeciwnie. Wróciły i to ze zdwojoną siłą, uderzając w malarza jak rozpędzony pociąg.
CZYTASZ
years and years | pjm&jjk | myg&jhs
FanfictionGorące lato przyniosło czwórce przyjaciół wyzwanie, w postaci nowego w sąsiedztwie chłopca. Jednak jasnowłosy nieznajomy miał parę sekretów. I zanim zdążył je im wyjawić, zniknął, a raczej ktoś starał się zrobić wszystko, by tak się stało. Jak doroś...