III.IV

1.2K 178 16
                                    

Jeongguk mimo swojego szybko bijącego serca i mózgu w proszku, zadzwonił najpierw na policję i cierpliwie poczekał na jej przybycie. Wyszedł radiowozom na przeciw. Policjant, zajmujący siedzenie z przodu zatrzymał się i nakazał mu wsiąść. Gdy chłopak to zrobił, został o wszytko wypytany.

Policja pomogła mu odzyskać jego szczęście.

Oczywiście kazano mu zostać w aucie. Nie mógł. Jeden z mężczyzn wyniósł z domku skulonego chłopca o jasnych włosach, ubranego w śmierdzącą koszulkę i cienkie majtki.

Park Jimin był wychudzony, obolały, ledwo tak naprawdę mógł się ruszać, a ciało jego było oznaczone licznymi ranami - świeżymi i starymi, dawno zabliźnionymi. Wyniesiono go z domu z pluszowym królikiem w dłoniach. I choć Jeongguk tak bardzo chciał się na niego rzucić, wiąźć go w ramiona i nigdy już nie puścić, wiedział, że musi być teraz ostrożny. Na miejscu była już karetka, do której zaniesiono Parka. Zanim jednak się w niej znalazł, usłyszał najpiękniejszy dźwięk, jaki mógł sobie wyobrazić. Usłyszał głos Jeongguka. Jego spojrzenie od razu odszukało to bruneta. Na twarzy obu momentalnie pojawiły się łzy, a na tej blondyna zagościł pierwszy raz od dwunastu lat najprawdziwszy uśmiech. Prawie wyrwał się z uścisku policjanta, na widok Jeona, ale ten szybko podbiegł do karetki i ignorując słowa ratowników, podszedł najbliżej Parka, jak tylko mógł.

- Jeonggukie! - zapłakał blondyn i wystawił przed siebie ręce. Policjant położył go na noszach.

Wtedy dopiero mogli się dotknąć. Jeongguk starał się uważać na ciało mniejszego, ale nie mógł opanować drżenia rąk, gdy ściskał w swoich ramionach swoje największe, jedyne szczęście. Przytulili się, płakali nawet się nie hamując, a bicie ich serc można było usłyszeć na drugim końcu kontynentu.

Ratownicy coś do nich mówili, ale ostatecznie zrezygnowali z wypraszania bruneta z karetki. Pojechali do szpitala. Jimin trafił najpierw na prześwietlenie, potem do kilku innych lekarzy, którzy po kolei badali mu każdy kawałek ciała. Jeongguk miał chwilę, by powiadomić Hoseoka, Yoongiego i Taehyunga, choć nie mógł się do nikogo dodzwonić.

Po niedługim czasie zawitała do niego policja. Przesłuchali go odnośnie pobytu w Yuuwaey, a także odnośnie informacji publicznych.

- Nie chcemy, by sprawa stała się zbyt głośna. Nie wiem, czy uda nam się tego uniknąć, zbadamy wszytko, ale na razie proszę nie informować o niczym mediów.

Jeongguk miał w dupie media, prasę, całą Koreę Południową i resztę świata. Chciał teraz jedynie dowiedzieć się, jak ze zdrowiem jego szczęścia, jak czuje się on psychicznie i czy cokolwiek może dla niego zrobić. Dlatego kolejne godziny, podczas których cały szpital stawał na głowie, by ulżyć chłopakowi w cierpieniu, siedział zmartwiony z mini atakiem serca za każdym razem, gdy tylko ktoś wymawiał imię Jimina. W końcu jego modły zostały wysłuchane. Jedna z pielęgniarek na oddziale wyszła do niego i powiedziała, że pacjent musi czekać na wyniki analizy i można do niego na chwilę wejść.

- Ciągle o pana pyta - dopowiedziała, rozglądając się za policjantami. - Ale nie wpuszczę nikogo innego, bo powinien przede wszystkim odpoczywać. Masz kwadrans.

Jeongguk podziękował pięknie i pobiegł do sali, w której leżał jasnowłosy chłopak.

Nadal był tak samo drobny, jak go zapamiętał. Był teraz czyściutki, pachnący kwiatowym szamponem, o co zadbały na pewno pielęgniarki. Leżał na łóżku, podłączony do kroplówki. Jego twarz była niczym ściana - blada, wręcz kredowobiała. Spod skóry było widać jego fioletowe żyły. Pucołowate policzki były teraz lekko zapadnięte, a worki pod oczami głębokie i sine. Usta miał zaschnięte, popękane, a szyję pełną śladów po duszeniu. Jeongguk podchodząc bliżej zauważył jego pokiereszowane dłonie, całe w bliznach lub nadal gojących się ranach. Brunet klęknął przy łóżku Jimina i od razu chwycił jego dłoń w swoją. Łzy same cisnęły się do jego oczu i spływały szybko po gorących policzkach. Na półce obok leżał Cooky, lekko brudny, ale nadal Cooky - przytulanka, którą przecież dał mu on, nikt inny.

- Wiedziałem, że mnie znajdziesz Jeonggukie - powiedział przez łzy, lekko zachrypniętym głosem Park, przyglądając się uważnie buzi chłopaka.

- Nawet nie wiesz, gdzie cię szukałem - odparł wyższy, gładząc kciukiem pokrzywdzoną dłoń. -  Już cię nigdzie nie puszczę. Nigdzie.

- Chcesz mnie zabrać? - zapytał, przymykając zmęczone powieki. - Zabierz mnie od nich - wymamrotał śpiąco.

- Zabiorę cię do siebie - obiecał i głaskał delikatnie zmęczonego chłopaka dopóki ten nie zasnął.

Kolejne godziny były walką z policją i ich chęcią przesłuchania Parka. Trwały jeszcze kolejne badania, a sam chłopak był wykończony i marzył jedynie o spaniu. Dostawał silne leki przeciwbólowe, a także te, które miały wspomóc pracę jego jelit. Policja w końcu dodzwoniła się też do rodziców chłopaka, którzy obiecali przylecieć pierwszym samolotem z Japonii.

Gdy Hoseok, Yoongi i Tae przyjechali na miejsce, postanowiono, by Jimina przewieść do kliniki, w której zadbają o jego dolegliwości związane z niepełnosprawnością, z którymi nie do końca mogli poradzić sobie w szpitalu, do którego należała wioska Yuuwaey.

Ostatecznie tego typu formalności potrwały więcej niż ktokolwiek mógłby przypuszczać, a przez ten czas afera z odnalezieniem porwanego dwanaście lat temu chłopca rozniosła się na cały kraj, tak jak przypuszczali śledczy.

Media oszalały, sądy stawały na głowach, by wymierzyć odpowiednią karę dla sprawców.

Jimin powoli, bardzo powoli dochodził do siebie, choć wiele zmian, jakie przez ten czas zaszły w jego ciele, chociażby przez brak ruchu, rehabilitacji, odpowiednich ćwiczeń i leków mogły być nieodwracalne i niebezpieczne. W związku z tym czekała go poważna operacja na kręgosłupie, a potem kilka tych w jamie brzusznej.

Jakis czas później przyjechała jego matka. Ojciec dotarł później, bo jak się okazało, para miała założone już nowe rodziny, bez siebie u boku i w sercu. Ich płacz, na widok odnalezionego dziecka rozniósł się po całym szpitalu, a chwilę później czekającego codziennie na korytarzu Jeongguka dopadł pierwszy dziennikarz. Kilka pytań, nic więcej? Jasne.
Zaraz za nim przybiegali inni, a każdemu z nich po kolei odmawiano informacji. Policja starała się jakoś to wszystko przyciszyć, ale nie było to wcale łatwe, o ile w ogóle wykonalne.

Na czas procesu i wyjaśnienia sprawy, Jimin zamieszkał z matką w hotelu. Prokurator miał za zadani szybko rozprawić się z porywaczami.

- Bili mnie ciągle, głodzili, przywiązywali do płotu, gdy padało albo gdy padał śnieg, dotykali mnie tam na dole i całowali czasami w usta, łamali mi kości, zmuszali do wielu rzeczy, zabijali mnie - mówił bez końca Park Jimin, skupiając na sobie wzrok ludzi na sali. Potem jego obrońca wyjął z teczki listy, które blondyn pisał, będąc zamkniętym w piwnicy.
- "Przyszedł dziś wcześnie rano i powiedział, że ma dla mnie niespodziankę" - zaczął cytować jeden  z listów. - "Powiedział, że chce coś sprawdzić. Wyciągnął mnie z pokoju i zaniósł do kuchni. Zobaczyłem otwarty piekarnik. Długo siłował się ze mną, chcąc mnie do niego wepchnąć, ale byłem za duży. I tak się poparzyłem, bo spód był już rozgrzany do czerwoności. Powiedział, że jestem za gruby i że muszę schudnąć, bo nawet mnie postraszyć nie można." To list z drugiego marca, natomiast z trzydziestego marca jest taki: "Dziś znów przyszedł mówiąc o niespodziance. Tym razem udało mu się mnie wepchnąć do piekarnika, ale po niecałej minucie wybiłem w nim szybę, bo nie mogłem wytrzymać. Zbite szkło zebrał i rozsypał na moim łóżku i pilnował, bym na nim zasnął. Udawałem wtedy, by szybciej mnie zostawił. Jeonggukie, błagam zabierz mnie stąd" - dokończył adwokat, sprawiając że cała sala zamarła. - Listów jest ponad tysiąc. W co drugim jest ukazana skala brutalności porywaczy, dla których wymiar sprawiedliwości nie powinien mieć litości.

Jeon Jeongguk obiecał sobie wtedy, że do końca swoich dni będzie tylko uszczęśliwiał tego, który był powodem jego istnienia, a którego tak bardzo ostatnie lata krzywdzono.

years and years | pjm&jjk | myg&jhsOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz