Dochodziło południe, gdy Taehyung w końcu zdecydował się opuścić salę Yoongiego i iść na obiad. Szpitalny bufet nie porywał ani cenami, ani też daniami, ale chłopak był na nogach od piątej i jego brzuch domagał się jedzenia. Przy okazji zajrzał do łazienki, by ujrzeć nic innego, jak kupkę nieszczęścia. Ubrania miał pogniecione, totalnie do siebie nie pasujące, a we włosach spoczywały resztki spermy, bo przecież po nocnej przygodzie nie zdążył nawet wziąć prysznica. Kawa jako tako postawiła go na nogi, ale nie marzył o niczym innym, jak kąpieli i własnym łóżku. Yoongi nadal się nie obudził i Kimowi było trochę wstyd za to, że w obliczu takiej tragedii myśli o własnych potrzebach, ale był pewien, że kto jak kto, ale Min by mu to wybaczył. Po szybkim obiedzie wrócił na oddział, wymieniając się tym samym z Jiminem i Jeonem, którzy w bufecie zjedli tak samo błyskawiczne śniadanie, co on. Przez te kilka godzin, gdy całą trójką czekali na ocknięcie się Yoongiego, zdążyli poważnie porozmawiać, a nawet i powspominać stare czasy, kiedy byli chłystkami, myślącymi o sobie, jak o bóstwach. Chcieli odciągnąć uwagę od myśli o martwym Yoongim, ale i spędzić razem trochę czasu. Tae zaczął żałować, że nie odwiedził do tej pory Jimina, nawet jeśli ten nie miał mu tego za złe.
Lekarz i pielęgniarki zaglądali do nich co jakiś czas, nie mówili jednak ani nic dobrego, ani nic złego. Co dziwne, nie wypraszali też trójki z sali. Może dlatego, że była akurat pusta? A może dlatego, że myśleli, że z Mina już nic nie będzie? Niemało się zdziwili, gdy chłopak jednak odzyskał przytomność.
Jego powieki były ciężkie i trudno było mu je podnieść, ale dobiegające do jego uszu głosy były zbyt intrygujące. Yoongi wiedział, że boli go całe ciało, ale najbardziej szczypały nadgarstki, które kilka godzin wcześniej, gdy ten był nieprzytomny, zszywała mu jedna z pielęgniarek. W gardle miał sucho, a po głowie rozchodził mu się tępy ból, rozsadzający czaszkę. Gdy otworzył oczy, uderzyła go biel ściany i sufitu. Mruknął coś pod nosem, tym samy zwracając uwagę całej trójki, która momentalnie znalazła się przy jego łóżku. Coś do niego mówili, ale on nie rozumiał. Docierały do niego pojedyncze słowa, ale nie mógł nawet odróżnić głosów. Dopiero po chwili spojrzał na trzy przestraszone twarze. Nie minęła minuta, a na salę wleciał lekarz, zawołany przez Jeona. Stado pielęgniarek zgromadziło się przy jego łóżku i dopiero po badaniu trafił z powrotem na salę.
Jimin i Tae siedzieli koło niego i głaskali jego zimną dłoń. Jeongguk stał nad nimi i nerwowo skubał dolną wargę. Chyba bali się znów odezwać, więc Min zrobił to jako pierwszy. Z jego ust wypadło ciche, niezrozumiałe:
- No co?
- Jesteś pojebany! - warknął Taehyung, w pół sekundy znów się rozpłakując. W jego ślady poszedł Jimin, a potem sam Yoongi. Płakał. Płakał tak mocno, na ile pozwalały mu płuca.
Poprzedniego wieczoru miał zwyczajne szczęście, zupełnie tak jak rok temu, gdy próbował zabić się po raz pierwszy. W obu tych przypadkach zadziałało nie aż tak ślepe szczęście, bo sam ratunek przyszedł niespodziewanie. Yoongi miał dość. Utrata Namjoona uderzyła w niego dość boleśnie, ale nie tak mocno, jak uderzyła w niego utrata Hoseoka i jego wyjazd.
Nigdy nawet nie przypuszczał, że tak bardzo zniszczy go ten stan, gdy był bez niego, gdy wiedział, że złamał mu serce, że zniszczył ich związek, że skrzywdził osobę, dla której był całym światem i która ten świat chciała stanowić dla niego. A teraz? Teraz nawet nie liczył na wybaczenie. Bo czy nie ma niczego gorszego od tego, co on zrobił Jungowi? Oprócz zdrady, której tak rozpaczliwie chciał się dopuścić to przecież znów się poddał i sięgnął po coś tak banalnego, jak żyletka, której obiecał już nigdy nie dotykać.
Hoseok kazał mu się wynosić, ale on nie mógł. Zabrał rzeczy, ale po godzinie wrócił, korzystając ze swoich kluczy, a widząc puste mieszkanie, ograbione z ubrań i walizki Junga, padł na kolana i zaczął płakać. Nie zdążył. Decyzję o odejściu podjął błyskawicznie, niewiele myśląc. Po prostu, miał dość. Zawahał się raz, przykładając ostrze do skóry. Widok głębokich, jasnych blizn w tych miejscach zakuł go w serce, ale zrobienie tych szybkich cięć było łatwiejsze. Trząsł się z zimna, gdy gęsta krew rozlewała się po kanapie, a potem zasnął, słysząc jedynie pukanie do drzwi.
Cukier.
Uratował go pieprzony cukier.
I naleśniki. Bo sąsiadka akurat była głodna, a nie chciało jej się iść do sklepu. Drzwi były otwarte, a skoro wiedziała doskonale, że gdy Min śpi, często zostawia je otwarte, bo nie słyszy domofonu, postanowiła sama się obsłużyć i zostawić sąsiadowi kartkę. Wielokrotnie już tak robiła. Wzięła więc cukier i zwiała z kuchni, po chwili rozsypując go na dywanie, na widok kałuży krwi i bezwładnego ciała.
Nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby nie to, że za pierwszym razem Mina także uratował głód i lenistwo sąsiadki. Z tym, że poprzednim razem potrzebowała jajek.
Z pewnością było coś, co czuwało nad Minem Yoongim i nie dawało mu za wygraną. Zawsze posyłało do niego kogoś głodnego, ale lepsze to niż nic.
Yoongi nie zdążył nawet odpowiedzieć Taehyngowi, bo gdy tylko lekko uspokoił płacz i histerię, na salę wleciał nikt inny jak Hoseok, z potarganymi włosami i z wściekłością wymalowaną na twarzy. Min prawie zszedł na atak serca na jego widok.
- Ty pierdolony egoisto! - zaczął, wskazując palcem na leżącego na łóżku samobójcę. - Ty kretynie jeden! Ty głupi dupku! Ty, ty... ty idioto! Jak mogłeś znowu to zrobić?! Jak mogłeś tak łatwo się poddać?! O czym ty w ogóle myślałeś?! Kochałem cię, a ty tak po prostu chcesz się zabić, ty... ty, kurwa debilu! Wszyscy będą się znów nad tobą litować, ale nie! Ty potrzebujesz, żeby ktoś cię w końcu naprostował, byś nie myślał o takich bzdetach, tylko zaczął normalnie funkcjonować! Nienawidzę cię! Nienawidzę tego, że cię kocham, mimo tego, że jesteś takim niewdzięcznikiem!
- Przepraszam - wydukał przez łzy Yoongi i ruszył lekko dłonią w stronę Junga, który był czerwony aż po uszy ze złości.
- Miałeś mi nie pozwolić odejść! Miałeś mnie kochać, a nie tego chuja! I będziesz mnie kochał, czy ci się to podoba, czy nie! Bo jesteś mój, Min Yoongi.
Pianista płakał dalej, w głowie mając nic prócz chaosu. Bo ile to szczęścia w nieszczęściu, że znów dostaje szansę?
Wieczorem, po dodatkowych badaniach, Hoseok wyniósł ze szpitala ukochanego i zabrał z powrotem do domu.
Bo samolot na Karaiby odleciał, ale na jego pokładzie nie było Jung Hoseoka.
CZYTASZ
years and years | pjm&jjk | myg&jhs
FanfictionGorące lato przyniosło czwórce przyjaciół wyzwanie, w postaci nowego w sąsiedztwie chłopca. Jednak jasnowłosy nieznajomy miał parę sekretów. I zanim zdążył je im wyjawić, zniknął, a raczej ktoś starał się zrobić wszystko, by tak się stało. Jak doroś...