Tuż po waszej kłótni, wyszłaś na korytarz i włóczyłaś się bez celu po twierdzy. Nie zważałaś na nic. Na to, że szłaś głównym korytarzem, na to, że w przejściu minęłaś się z Tambün'em. Po prostu pozwoliłaś płynąć łzom i uciekłaś w swoje myśli. W tym momencie nienawidziłaś Saurona. Co go ugryzło?! Co jest z nim nie tak?! Zazdrość, złość, tęsknota, przesyt, smutek? Co mogło go doprowadzić do takiego stanu? Westchnęłaś głośno i wytarłaś policzki. Właśnie przeszłaś przez drzwi prowadzące do głównej sali. Nie myślałaś dokąd idziesz, więc nie zwróciłaś uwagi na siedzącego na tronie Melkora. Chciałaś przejść przez salę i wyjść bocznym przejściem, ale Valar Cię zatrzymał.
- Wyglądasz na smutną.
Popatrzyłaś na niego obojętnie i już miałaś wejść do bocznego korytarza, ale Valar znów Cię zatrzymał.
- Zdajesz sobie sprawę dlaczego to zrobił?
Spojrzałaś na niego podejrzliwie. Melkor wstał z tronu i stanął przed Tobą.
- Zdradziłaś go. Zdradziłaś nas. Odkryliśmy, że kontaktowałaś się z Quentimi. Wysoką cenę płaci się za zdradę i on o tym wie. Chciał żebyś odeszła, bo to najlepsze rozwiązanie.
- Uważasz, że was zdradziłam? Dlaczego więc zgadzasz się mnie wypuścić?
- Cóż, mimo, że nie mam serca ani sumienia, to mam odrobinę poczucia moralności i nie chce osierocić waszych dzieci.
- Jeśli odejdę złamie mu to serce.
- Sam to zaproponował, liczy się ze skutkami.
Nie spuszczałaś wzroku z jego oczu. Nie zdradzały one żadnej z emocji. Nie mogłaś znieść tej jego enigmatyczności. Tego, że nie potrafisz powiedzieć czy go to cieszy czy nie. Smutek i złość przytłoczyły Cię tak, że po prostu usiadłaś na jednym z pierwszych schodów prowadzących na podwyższenie.
- Twierdzisz, że Sauron nigdy mnie nie kochał?
- Tego nie powiedziałem. Lecz twierdzę, że nigdy Cię nie potrzebował. Ale kiedy już się pojawiłaś jego serce zostało zatrute miłością.
- Dziwnie składasz zdania - powiedziałaś podciągając kolana, aż pod brodę i obejmując je rękami - nie można nikogo zatruć miłością.
- Ale objawy są podobne - Melkor usiadł obok Ciebie i zagapił się w podłogę - Miłość jest jak trucizna, im silniejsza tym trudniej się z niej wyleczyć.
Nastała chwila ciszy, w której nie słyszeliście nic oprócz wiatru, hulającego gdzieś na pustkowiach.
- Nie zmienisz swojego postanowienia mimo wszystko? - zapytałaś
- Nie! Wiedziałaś, że Ci nie wolno. Z przymierzyłaś się z naszymi wrogami...
- Których wybijacie jak muchy.
- Fakt - przyznał - ale to już inna sprawa. Rzecz w tym, że to co zrobiłaś jest niewybaczalne, dlatego musisz odejść.
Odwróciłaś głowę i głośno westchnęłaś.
- Może racja, ale teraz chociaż znam przyczynę jego zachowania. - popatrzyłaś na Melkora - Ale wciąż nie wiem co jest z Tobą nie tak.
- Co masz na myśli? - wyprostował się
- Popatrz. Siedzisz pod swoim tronem z Majarem. Czy to przypadkiem nie oznaka wyrozumiałości, a może nawet współczucia? - odzyskałaś odrobinę humoru - Uważaj, bo jeszcze ktoś wykorzysta Twoją chwilę słabości i strąci Cię z tronu.
- Bardzo zabawne. - mruknął wstając.
- Nie wkurzaj się. To oznacza, że już mi lepiej - również wstałaś - Wiesz? Powiem Ci, że odzyskałam nadzieję na to, że nie widzimy się po raz ostatni. Kto wie, może pozwolisz mi was odwiedzić za kilka lat?
- 10, nie mniej. - odparł stanowczo.
- Może 9?
- 15.
- 14?
- 20.
- Dobra, dobra, niech Ci będzie. 20. - przytaknęłaś, choć już w głowie zaświtała Ci myśl o wcześniejszych odwiedzinach.
Melkor kiwnął głową, jakby zgadzał się na ustalony przez siebie limit czasowy.
- Nigdy nie myślałam, że to powiem, ale dzięki za pocieszenie. - i wiedziona impulsem przytuliłaś się do Valara.
Melkor nagle cały zesztywniał, jakby w odruchu obronnym. Poczułaś się trochę jakbyś obejmowała słup, który na dodatek był o półtorej głowy wyższy od Ciebie, ale wcale Cię to nie speszyło. Wręcz przeciwnie. Uśmiechnęłaś się myśląc o tym jak zabawnie musiało to wyglądać z boku. Kiedy odsunęłaś się, zobaczyłaś, że twarz Melkora pozostała tajemnicza i niewzruszona.
- Sztywny jesteś. - powiedziałaś przekrzywiając głowę - potrzebujesz kogoś kto by Cię rozruszał. Aż żałuję, że nie poznałam Cię jeszcze zanim stałeś się Morgothem. Musiałeś być wtedy czarującym amatorem płci pięknej.
Wszystkie te słowa Valar puścił mimo uszu. Jakby wszystkie zasoby dobroci i życzliwości właśnie zostały wyczerpane. Nie wiadomo czy dotarł do niego ten komplement, czy uznał to za komplement i czy w ogóle zrozumiał co chcesz mu przekazać? Mimo to byłaś w o wiele lepszym humorze.
- Zanim pójdę się trochę przespać, odpowiedz mi proszę na ostatnie pytanie, które mnie kiedyś dręczyło. Czy kiedykolwiek choć trochę Ci się podobałam?
- Nie miewam uczuć tego typu. - odpowiedział chłodno - Jestem ślepy na piękno.
- Ale jesteś również kłamcą. - powiedziałaś zadziornie
Reakcja Melkora była bezcenna. Na dosłownie sekundę maska powagi zniknęła. Na jego twarzy pojawił się cień uśmiechu mówiący coś w stylu "Nie przyznam Ci racji, ale coś w tym jest". No i przede wszystkim nie zaprzeczył od razu. Ale zaraz znów spoważniał.
- Lepiej zacznij się pakować, bo zajmie Ci to wieki. - odwrócił się i z powrotem usiadł na tronie.
- Wielkie dzięki - pożegnałaś się i zniknęłaś w korytarzu.
CZYTASZ
{Preferencje} Sauron-Książe Ciemności *poprawianie błędów*
FanfictionOto dzieje Władcy Ciemności jeszcze przed LOTR [czasy Silmarillion]. Dość nieprawdopodobna historia, z Twoim "skromnym" udziałem, który zmieni bieg całej historii. Wyobraź sobie: Siebie jako dostojnego Majara, bez którego plany Morgotha* mogą się n...