Rozdział 2

341 28 3
                                    

Życie jest niesprawiedliwe.

Ileż to razy powtarzałem te słowa przez ostatnie dwa lata?

Zbyt wiele.

Moja mama powtarza, że moja żałoba trwa za długo. Ale w jaki sposób można to określić? Czy istnieje jakiś wzór, z którego można obliczyć ile dni można być smutnym po śmierci bliskiej osoby?

Mam wrażenie, że nie ma dla mnie szansy. Tak, żyję, ale nigdy nie ułożę sobie życia z kimś innym. Dużo czasu minęło zanim w pełni zaufałem Tris. Oddałem serce jej i już nigdy go nie odzyskam. Umierając, zabrała je ze sobą.

•••

- No wiem - przymykam powieki. - Już nie mogę się doczekać jutra, kiedy wrócę i będzie po wszystkim. Wtedy wspólnie zadecydujemy, co dalej.

- Mogę ci z góry obiecać, że dalej będzie dużo tego - Tris przyciska usta do moich warg.

„Ja też cię kocham. Niedługo się widzimy."

•••

Dlaczego kłamała?

Uderzam pięścią w ścianę, po czym czuję pulsujący ból w ręce. Z moich oczu zaczynają płynąć niechciane łzy.

Czasami wydaje mi się, że jest już lepiej, ale wtedy przychodzi moment kolejnego załamania. Jestem na emocjonalnej karuzeli, góra, dół, góra, dół...

Słyszę pukanie do drzwi, więc ocieram szybko oczy i podchodzę do nich. Za nimi stoi mój najlepszy przyjaciel, Zeke. Mimo tego, co stało się z Uriahem, w końcu mi wybaczył, co nie znaczy, że czuję się mniej winny.

- Siema - wpycha się do środka. - Już nie śpisz?

- Jak widać nie - jego wzrok zatrzymuje się dłużej na mojej twarzy. Nawet jeśli coś zauważa, nie daje tego po sobie poznać. W pewien sposób mnie rozumie, bo on stracił brata. Każdy z moich przyjaciół kogoś stracił, ale zdają się żyć dalej, podczas gdy ja tkwię w jednym punkcie, nie potrafiąc się ruszyć.

Zeke kieruje się do kuchni i otwiera lodówkę. Wyciąga jedzenie, po czym zaczyna robić sobie kanapki.

- Nie krępuj się - rzucam.

- Nie zamierzam - mruga do mnie. Po chwili siada przy stole i zaczyna jeść. Porywam z talerza jedną kanapkę. - Pracujesz dzisiaj?

- Tak - wzruszam ramionami.

- Nie jest ci tam nudno? Ja bym nie wytrzymał chyba pięciu minut.

- Wbrew pozorom, to bardzo ciekawa praca. Przynajmniej możemy z Johanną zadbać o to, żeby innym żyło się lepiej. W tym tobie.

- Nudy - powtarza Zeke. - Powinieneś pracować z nami w policji. Czuję się taki praworządny - szczerzy zęby.

- Ciekawe dlaczego - prycham. - Pilnujesz porządku jak Nieustraszony. Nie po to obaliliśmy system frakcyjny, żeby do niego wracać.

- A co, może mam otworzyć restaurację i zostać kucharzem? - Prycha Zeke.

- To by ci wyszło na dobre, te kanapki smakują okropnie - odkładam swoją nadgryzioną na talerz.

- Nie wiesz co dobre.

Milkniemy, a ja pogrążam się w swoich ponurych myślach. Zauważam jednak, że Zeke poważnieje i wygląda tak, jakby zastanawiał się w jaki sposób ma coś powiedzieć.

- Christina mówiła, że przywiezie dziś z Agencji urnę...

Podnoszę na niego wzrok, starając się nie okazywać emocji. Nie chcę przy nim pęknąć i zacząć płakać... Wiem, że ludzie nie wiedzą co robić w takiej sytuacji. Powiedzieć, że wszystko będzie dobrze? Że się ułoży? Gówno się ułoży.

- Zastanawiałeś się, co zrobić z pro... co zrobić? - Zeke w ostatniej chwili się poprawia.

Co zrobić z prochami Tris? Oczywiście, zastanawiałem się nad tym. Jakiego pogrzebu by sobie życzyła? Nigdy nie mieliśmy okazji o tym porozmawiać. Oczywiście, trwała wojna, więc spodziewaliśmy się, że każde z nas może umrzeć. Życie jest kruche... Ale jak mieliśmy o tym rozmawiać? Wolałabyś pogrzeb z pompą, czy tylko najbliżsi? Wolałabyś spocząć na cmentarzu, czy zostać spalona? Gdzie powinna pozostać urna? A może wolałabyś być wszędzie...

Rozważam tę opcję. Zastanawiam się nad tym, czy nie zjechać z budynku Hancocka, rozsypując jej prochy... To miejsce już na zawsze kojarzyłoby mi się właśnie z tym. To byłby mój pierwszy i ostatni raz. Tris chciałaby, żebym choć raz zjechał...

- Zjedziemy z budynku Hancocka - mówię na głos. Zaskoczony Zeke unosi brwi. - Tam rozsypię prochy...

- Zjedziesz?

- Zrobię to dla niej - postanawiam.

- Nie chciałbyś jednak zostawić tej urny na Ścianie Pamięci w Altruizmie?

Większość poległych na wojnie właśnie tam skończyła. Ale czy tego chciałaby Tris? Nie wiem. Chcę, żeby to było wyjątkowe. Bo ona taka była.

- Już postanowiłem.

Rozlega się dźwięk mojego telefonu. Nie jestem do niego przyzwyczajony i nie potrzebuję go, więc używam go tylko w wyjątkowych sytuacjach. Wcześniej w ogóle nie znaliśmy tego typu elektroniki, ale wraz z otwarciem bram wszystko się zmieniło... Powoli, życie innych mieszkańców Stanów Zjednoczonych, zaczyna mieć wpływ na nasze. Owszem, mieliśmy bardzo zaawansowane urządzenia, skonstruowane przez Erudytów, ale były nam potrzebne do pracy, a nie do użytku codziennego.

Wzdycham, widząc na ekranie napis „Christina".

- No? - Odbieram.

- Cztery - głos Christiny jest dziwny. Jakby była czymś przerażona, a to w jej wypadku rzadkość.

- Coś się stało? - Zaczynam się denerwować.

- Zniknęła urna z Tris.

CDN.

HOW IT ENDSOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz