Rozdział 3

306 22 5
                                    

Rozłączam się i bez słowa kieruję się do przedpokoju, ściągam kurtkę i wybiegam z mieszkania.

- Cztery! - Zeke próbuje mnie dogonić. Udaje mu się to dopiero na parkingu. - Co się stało?

- Nie ma urny Tris - przez zaciśnięte zęby mogę brzmieć niewyraźnie. Jestem jednak tak zdenerwowany, że mógłbym w tej chwili rozwalić pół Chicago. To na pewno sprawka Davida. Udaje, że stracił pamięć, podczas gdy na pewno wszystko pamięta. Pamięta, że zabił...

- Co chcesz zrobić?

- A jak myślisz? - Prycham. - Jadę do Agencji - wsiadam do swojego auta. Wcześniej nie sądziłem, że będę miał swoje, jednak okoliczności zmusiły mnie do jego kupna. I do nauczenia się jeździć w ten sposób, żeby nie stanowić zagrożenia dla innych.

- Jadę z tobą - oferuje się Zeke i nie czekając na moją odpowiedź, wsiada. Wzdycham i odpalam silnik, po czym ruszam.

W Altruizmie nie mieliśmy auta, tylko nieliczne osoby, ale i tak drogi nie były do mich przystosowane, Altruiści tak bardzo skupili się na innych, że nie mieli kiedy wyremontować własnych dróg. Jeździł za to autobus, ale i tak wolałem przemieszczać się na własnych nogach.

W Nieustraszoności był pociąg, mój ulubiony środek transportu. Moje dłonie nadal odczuwają skutki łapania pociągów, są szorstkie i pozostały zgrubienia.

- Zaraz zmiażdżysz kierownicę - stwierdza Zeke. - Stary, wyluzuj. Może po prostu nie chcą jej dać Christinie, tylko tobie. Zobaczysz, zaraz się wszystko wyjaśni.

- Robi mi to na złość - warczę.

- Kto?

- David. Mówię ci, on wszystko pamięta, tylko gra. Nie wiem dlaczego pozwoliłem, żeby Tris tak długo tam tkwiła. Powinienem od razu zająć się pogrzebem... Tak jak ty... - milknę. Uriah jest tematem tabu.

Zeke przez dłuższą chwilę się nie odzywa. Skupiam się na drodze, chcę jak najszybciej dotrzeć do celu.

- Widocznie mieli jakiś powód, żeby ją tam zatrzymać.

- Przeprowadzili na niej kolejne badania, nawet kiedy ona... - kręcę tylko głową. Jestem wściekły.

Kiedy docieramy do Agencji, wbiegam do środka. Nie zatrzymuję się na kontroli, chcę jak najszybciej dopaść Davida. Wcześniej jednak wpadam na Christinę.

- Cztery, dobrze że jesteś - odzywa się. W rękach trzyma urnę. - Wyszło jakieś nieporozumienie, już dostałam urnę - przez chwilę się waha, po czym mi ją wręcza. - Dlaczego nie odbierałeś?

- Zostawiłem telefon w domu - odpowiadam. Urna dziwnie mi ciąży, tak jak by ważyła niewiadomo ile kilogramów. W rzeczywistości jest zadziwiająco lekka.

W pewnym sensie trzymam Tris. A raczej to, co z niej pozostało. Nie chcę się rozpłakać na środku korytarza Agencji, więc mocno zaciskam zęby.

- Cztery...? - Christina patrzy na mnie niepewnie.

- Muszę iść do pracy - odpowiadam.

- Co z pogrzebem Tris? Dziś w nocy zjeżdżamy?

Nagle wizja rozsypania prochów Tris wydaje mi się tak bardzo straszna, że nie chcę o tym nawet myśleć. Nie mogę pozwolić na to, żeby rozpłynęła się w powietrzu. Najpierw ją miałem, potem straciłem... teraz znów odzyskałem jakąś jej część. Nie mogę jej stracić. Zaciskam mocniej palce na urnie. Nie oddam jej.

- Na razie się wstrzymamy - decyduję. - Dam znać jak już coś wymyślę.

- Ona zasługuje na pogrzeb, wiesz o tym, prawda? - Pyta Christina, jakby podejrzewała co planuję zrobić. - Nie możesz spędzić reszty życia przyklejony do jej urny, to ci nic nie da. Tylko przedłużasz swoje cierpienie.

- Muszę dokładniej przemyśleć sprawę pogrzebu, potrzebuję czasu.

Christina nadal wygląda na nieprzekonaną, ale kiwa głową. Kierujemy się do wyjścia, kiedy na naszej drodze staje David z grupką ludzi. Obok niego stoi ciemnoskóry mężczyzna. Wiem kto to. W końcu sam tkwię w polityce.

- Czy to nie legendarny Cztery? - Odzywa się mężczyzna, uśmiechając się. Jego zęby są niedorzecznie białe. - Barack Obama - wyciąga do mnie rękę. Niechętnie ją ściskam. - Jesteś u nas sławny, Tobiasie Eaton. Wiemy o wszystkim, co zdażyło się w Chicago.

- A o tym, co się zdażyło w Agencji? - Pytam i wpatruję się w Davida. Wyobrażam sobie jakby to było, gdybym mógł sam wymierzyć sprawiedliwość. Już by nie żył.

Spojrzenie Davida biegnie ku urnie, którą trzymam. Zaraz nie wytrzymam.

- Tak. Beatrice Prior jest nam również bardzo znana, miała imponujące wyniki, eksperyment w jej wypadku zadziałał.

- Nie była żadnym eksperymentem! - Wybucham. Gdybym go zaatakował, to by mnie zaaresztowali?

- Oczywiście, przepraszam. Była ci bliską osobą. Przykro mi z powodu jej śmierci. Jej oraz innych osób. Nie tak to miało wyglądać.

Pieprzony dyplomata. Przykro mu?

- Jasne - prycham i zaczynam iść w kierunku wyjścia. Christina depcze mi po piętach. Dziwię się, że w ogóle się nie odezwała. Nie należy do tego typu osób.

- O, mówiłem, że wszystko się wyjaśni - mówi Zeke, kiedy nas zauważa.

Wzruszam ramionami i wsiadam do auta. Urnę kładę na siedzeniu pasażera i zapinam w pas. Zeke i Christina wymieniają spojrzenia, po czym wsiadają na tylne siedzenia.

- Podrzucę was do Chicago, a potem jadę do pracy - mówię jeszcze, po czym zerkam na urnę. Będzie mi towarzyszyć.

CDN.

HOW IT ENDSOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz