Rozdział 24

199 18 13
                                    

Tris POV

Ból emanuje z każdego miejsca w moim ciele. W napięciu oczekuję kolejnego skurczu jak na wyrok śmierci. Nie ma przy mnie nikogo, natomiast wiem, że są szybą pracuje sztab naukowców, którzy są bardzo podekscytowani tym, co za niedługo nastąpi.

Krzywię się przy kolejnym skurczu. Mam ochotę krzyczeć, ale postanowiłam, że z mojego gardła nie wydobędzie się żaden dźwięk. Nie chcę, żeby myśleli, że jestem słaba. To, że mnie uwięzili, nie znaczy, że są ode mnie silniejsi.

Mój brzuch wygląda tak, jakby lada moment miał eksplodować, co wygląda komicznie w porównaniu z resztą mojego wątłego ciała. Tak jakby masa z całego ciała skupiła się na brzuchu.

Zaciskam zęby i choć moje ciało chce wyprzeć z siebie dziecko, ja wcale nie jestem chętna, żeby to zrobić. Wiem, że gdy tylko urodzę, ono od razu zostanie mi zabrane.

Na salę wchodzi pół tuzina mężczyzn i jedna kobieta. Siłą rozszerza mi nogi, które mimo ogromnego bólu, trzymam mocno zaciśnięte.

- Rozszerz nogi - kobieta próbuje mnie do tego zmusić, ale jestem nieugięta. - Muszę zobaczyć, czy jesteś już gotowa.

Kręcę głową i nadal zaciskam nogi. Przysparzam sobie tym więcej bólu, ale jestem uparta. Nie dopuszczę do tego, żeby urodzić.

- Podajcie znieczulenie miejscowe, zrobimy cesarskie cięcie - mówi jeden z mężczyzn i w tym samym momencie ktoś wbija mi igłę w kręgosłup.

Dopiero po kilkunastu minutach moje ciało jest do połowy sparaliżowane. Jestem świadoma tego co robią, ale moje kończyny odmawiają mi posłuszeństwa. Mimo, że teoretycznie nie powinnam nic czuć, to mam wrażenie, jakby niżej coś mnie ciągnęło.

- Obiekt płci męskiej.

To już? Dlaczego nie słyszę płaczu?

Po chwili jednak dziecko zaczyna płakać, a ja czuję ulgę. Przeszło mi przez myśl, że przez eksperymenty na mnie, dziecko nie miało szans na przeżycie. Ale skoro płacze... to znaczy, że urodziło się żywe.

Obiekt płci męskiej... Chłopczyk. Urodziłam chłopczyka. Wiem, że prawdopodobnie za chwilę podadzą mi coś, przez co zapomnę o jego istnieniu. O tym, że razem z Tobiasem stworzyliśmy coś tak cudownego. Łzy napływają mi do oczu, kiedy dźwięk płaczu staje się coraz bardziej cichy, aż w końcu w ogóle go nie słyszę. Zabrali go. Może byłoby dla niego lepiej, gdyby urodził się martwy? Ta myśl jest tak bardzo okropna, ale jeszcze okropniejsza jest myśl, że całe jego życie będzie polegało na eksperymentach naukowców, badaniach i braniu udziału w symulacjach.

Zostaję w pomieszczeniu tylko z kobietą, która ma niewzruszony wyraz twarzy i w skupieniu zajmuje się zszywaniem mnie.

Po kilkunastu minutach czuję jak wbija mi w szyję igłę. Wszystko wokół zaczyna się rozmazywać, powoli tracę świadomość.

- Toby... Jego imię to Toby - z moich ust wydobywa się jeszcze szept.

Toby. Jak tata.

>>>

Budzę się zlana potem, moje serce galopuje tak szybko, jakby chciało wyrwać się z piersi, a głowa mi pęka jakby mój mózg z czymś walczył.

Coraz częściej nawiedza mnie ten dziwny sen o porodzie. Nie wiem dlaczego, bo nigdy nie byłam w ciąży. Zapalam lampkę i odsłaniam brzuch. Płaski, bez jakiekolwiek blizny po operacji, czy nadmiaru skóry po ciąży. To jakiś chory wymysł mojej wyobraźni.

Czasami jednak chciałabym mieć przy sobie tego wyimaginowanego Toby'ego. Miałabym przynajmniej kogoś, dla kogo warto żyć.

CDN.

HOW IT ENDSOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz