Rozdział betowany przez Cessidy84
>>Gabinet dyrektorki<<
- Minerwo, czasu już nie cofniesz. A może i lepiej, że nie jechał zresztą, a teraz jak pozwolisz, udam się do siebie i przygotuję na przyjęcie potencjalnych składników.
- Dzieci, Severusie. Dzieci – powiedziała kobieta.
- Ty tak twierdzisz – odparł jej wicedyrektor i opuścił jej gabinet.
- Czy mi się zdaje, czy coś się zmieniło w ich relacjach, Albusie? – spytała kobieta jej poprzednika na obrazie.
- Dużo się pozmieniało po tej wojnie. Spójrz. Severus się uśmiecha i żartuję z tobą i resztą grona pedagogicznego. Nie chce otruć już naszego chłopca, a nawet można powiedzieć, że staje po jego stronie. Może nie będzie tak dręczył twoich lwiątek – odparł portret Dumbledore'a.
- Nie byłabym aż taką optymistką, Albusie – odparła kobieta.
>>W Wielkiej Sali<<
- Patrzycie! Powozy jadą! – powiedział George.
- I się zacznie cyrk – mruknął brunet.
- Harruś, masz wisielczy humor.
- Jak nie przyrównując do naszego mistrza eliksirów – zauważyli bliźniacy.
- Skoro mi nie wierzycie, to patrzcie jak wasze młodsze rodzeństwo i Grangerówna tu dotrą – gdy drzwi Wielkiej Sali się otworzyły i stanęli w nich uczniowie, a na ich czele ze wkurzoną miną szedł nie kto inny, jak Ronald Bilius Weasley.
- Powiedz mi, Potter... – wysyczał przez zęby – Czy razem z tą tlenioną Fretką wychowujesz swojego chrześniaka.
- Draco, bo chyba o nim mowa – ni to spytał, ni to stwierdził brunet – Nie wychowuje ze mną Teddy'ego, ale nawet gdyby było inaczej, to ty straciłeś przywilej interesowania się tym, gdy kazaliście mi z Ginny i Hermioną, jak to ujęliście pozbyć się balastu i cieszyć się życiem. A ja was informuję, że ten balast ma na imię Teddy i ma siedem miesięcy! Jest dzieckiem, dla którego jestem jedyną rodziną! – prawie że wrzeszczał avadooki, a wokół niego zaczęła pulsować magia.
- Panie Potter, proszę się w tej chwili uspokoić i pozwolić ze mną – dało się słyszeć zimny głos mistrza eliksirów – Poza tym pan i panna Weasley oraz panna Granger mają miesięczny szlaban z woźnym za głupotę i denerwowanie innych uczniów – dodał ze złośliwym uśmieszkiem wicedyrektor Snape.
>>Parę minut później. Kwatery mistrza eliksirów<<
- Przepraszam, Sev, ale ten palant całkowicie mnie wytrącił z równowagi. Myślisz, że widział mnie, gdzieś z Cyzią lub Lucjuszem? – spytał brunet mistrza eliksirów.
- Nie sądzę. Raczej w pociągu lub na stacji wynikły jakieś plotki, że coś cię może łączyć bez pośrednio z Draco – odparł Severus – A teraz masz tu eliksir uspakajający i wracaj na ucztę. Ja muszę się po te chodzące składniki do moich eliksirów udać – Gryfon zachichotał.
- Dobrze, że McGonagall cię nie słyszy.
- Pani dyrektor młody człowieku i wyobraź sobie, że jej to samo powiedziałem – odparł starszy czarodziej.
- I co ona na, to? – spytał śmiejący się Gryfon.
- Próbowała mi wmówić, że to są dzieci – odparł Snape, otwierając drzwi, aby wypuścić Gryfona.
Tymczasem w Wielkiej Sala do stołu Gryffindoru podszedł szarooki Ślizgon wraz ze swoim przyjacielem Zabinim.
- Weasley, wiedziałem, że jesteś niedorozwinięty, ale że nawet słuchać nie umiesz – powiedział z cierpiętniczą miną – Powiedziałem ci na dworcu, ale widzę, że muszę powtórzyć, bo nie dotarło do twojego ograniczonego mózgu. Ja dopiero poderwę złotego gryfa. A, nie. Już z nim chodzę – Gdy blondyn skończył swój monolog, brunet akurat wkroczył do Wielkiej Sali. Draco odszedł do swojego stołu, a gdy brunet też zdążył usiąść, pojawił się Snape z pierwszoklasistami, a Tiara zaczęła śpiewać swoją piosenkę. Harry jej wcale jednak nie słuchał, gdyż jego głowę zaprzątała myśl: Kto mógł wymyślić tak niedorzeczną plotkę? To rozmyślanie przerwało mu klepnięcie w ramię. Gdy spojrzał w bok, spostrzegł, że dosiedli się do niego bliźniacy Parvati, Neville i jeszcze kilkoro uczniów z młodszych klas.
- Aż mi się wierzyć nie chcę, że nasz drogi książę Slytherinu ma na swoim celowniku naszego biednego Harrusia – mówili bliźniacy.
- Że co? – spytał avadooki – Kto takie nonsensy wygaduję? – spytał brunet.
- Nie wiem, czy nonsensy stary? – odparł Bill, nachylając się nad ich stołem. - Bo sam blondasek to powiedział, nim zdążyłeś wejść, więc przykro mi – powiedział bez cienia smutku starszy rudzielec – Ale cała szkoła słyszała, jak blondasek deklaruje, że zamierza cię uwieść – I z bananem na ustach ruszył do stołu prezydialnego. Harry siedział w szoku, a w jego głowie kotłowały się takie myśli. 'Ok. Jest seksy, ale nie mogę się z nim zadawać. Cholera jasna! Jak go przeklnę Cyzia i Luc mi tego nie wybaczą. Przecież nie będę chodził ciągle z Mapą Huncwotów. A, co z lekcjami? Na pewno większość mamy standardowo z wężami. Cholera.'
CZYTASZ
A wszystko przez niego
FanfictionWojna się zakończyła zwycięstwem Harry'ego przez to, że Andromeda popełniła samobójstwo. Potter zajmuję się małym Tedem Lupinem, ale musi wrócić do szkoły. Jak myślicie, kto mu pomoże? Całość opowiadania jest betowana przez Cessidy84.