6

5.7K 324 119
                                    

Rozdział betowany przez Cessidy84




>>Gabinet dyrektorki<<

     - Minerwo, czasu już nie cofniesz. A może i lepiej, że nie jechał zresztą, a teraz jak pozwolisz, udam się do siebie i przygotuję na przyjęcie potencjalnych składników.

- Dzieci, Severusie. Dzieci – powiedziała kobieta.

- Ty tak twierdzisz – odparł jej wicedyrektor i opuścił jej gabinet.

- Czy mi się zdaje, czy coś się zmieniło w ich relacjach, Albusie? – spytała kobieta jej poprzednika na obrazie.

- Dużo się pozmieniało po tej wojnie. Spójrz. Severus się uśmiecha i żartuję z tobą i resztą grona pedagogicznego. Nie chce otruć już naszego chłopca, a nawet można powiedzieć, że staje po jego stronie. Może nie będzie tak dręczył twoich lwiątek – odparł portret Dumbledore'a.

- Nie byłabym aż taką optymistką, Albusie – odparła kobieta.


>>W Wielkiej Sali<<

       - Patrzycie! Powozy jadą! – powiedział George.

- I się zacznie cyrk – mruknął brunet.

- Harruś, masz wisielczy humor.

- Jak nie przyrównując do naszego mistrza eliksirów – zauważyli bliźniacy.

- Skoro mi nie wierzycie, to patrzcie jak wasze młodsze rodzeństwo i Grangerówna tu dotrą – gdy drzwi Wielkiej Sali się otworzyły i stanęli w nich uczniowie, a na ich czele ze wkurzoną miną szedł nie kto inny, jak Ronald Bilius Weasley.

- Powiedz mi, Potter... – wysyczał przez zęby – Czy razem z tą tlenioną Fretką wychowujesz swojego chrześniaka.

- Draco, bo chyba o nim mowa – ni to spytał, ni to stwierdził brunet – Nie wychowuje ze mną Teddy'ego, ale nawet gdyby było inaczej, to ty straciłeś przywilej interesowania się tym, gdy kazaliście mi z Ginny i Hermioną, jak to ujęliście pozbyć się balastu i cieszyć się życiem. A ja was informuję, że ten balast ma na imię Teddy i ma siedem miesięcy! Jest dzieckiem, dla którego jestem jedyną rodziną! – prawie że wrzeszczał avadooki, a wokół niego zaczęła pulsować magia.

- Panie Potter, proszę się w tej chwili uspokoić i pozwolić ze mną – dało się słyszeć zimny głos mistrza eliksirów – Poza tym pan i panna Weasley oraz panna Granger mają miesięczny szlaban z woźnym za głupotę i denerwowanie innych uczniów – dodał ze złośliwym uśmieszkiem wicedyrektor Snape.


>>Parę minut później. Kwatery mistrza eliksirów<<

        - Przepraszam, Sev, ale ten palant całkowicie mnie wytrącił z równowagi. Myślisz, że widział mnie, gdzieś z Cyzią lub Lucjuszem? – spytał brunet mistrza eliksirów.

- Nie sądzę. Raczej w pociągu lub na stacji wynikły jakieś plotki, że coś cię może łączyć bez pośrednio z Draco – odparł Severus – A teraz masz tu eliksir uspakajający i wracaj na ucztę. Ja muszę się po te chodzące składniki do moich eliksirów udać – Gryfon zachichotał.

- Dobrze, że McGonagall cię nie słyszy.

- Pani dyrektor młody człowieku i wyobraź sobie, że jej to samo powiedziałem – odparł starszy czarodziej.

- I co ona na, to? – spytał śmiejący się Gryfon.

- Próbowała mi wmówić, że to są dzieci – odparł Snape, otwierając drzwi, aby wypuścić Gryfona.

         Tymczasem w Wielkiej Sala do stołu Gryffindoru podszedł szarooki Ślizgon wraz ze swoim przyjacielem Zabinim.

- Weasley, wiedziałem, że jesteś niedorozwinięty, ale że nawet słuchać nie umiesz – powiedział z cierpiętniczą miną – Powiedziałem ci na dworcu, ale widzę, że muszę powtórzyć, bo nie dotarło do twojego ograniczonego mózgu. Ja dopiero poderwę złotego gryfa. A, nie. Już z nim chodzę – Gdy blondyn skończył swój monolog, brunet akurat wkroczył do Wielkiej Sali. Draco odszedł do swojego stołu, a gdy brunet też zdążył usiąść, pojawił się Snape z pierwszoklasistami, a Tiara zaczęła śpiewać swoją piosenkę. Harry jej wcale jednak nie słuchał, gdyż jego głowę zaprzątała myśl: Kto mógł wymyślić tak niedorzeczną plotkę? To rozmyślanie przerwało mu klepnięcie w ramię. Gdy spojrzał w bok, spostrzegł, że dosiedli się do niego bliźniacy Parvati, Neville i jeszcze kilkoro uczniów z młodszych klas.

- Aż mi się wierzyć nie chcę, że nasz drogi książę Slytherinu ma na swoim celowniku naszego biednego Harrusia – mówili bliźniacy.

- Że co? – spytał avadooki – Kto takie nonsensy wygaduję? – spytał brunet.

- Nie wiem, czy nonsensy stary? – odparł Bill, nachylając się nad ich stołem. - Bo sam blondasek to powiedział, nim zdążyłeś wejść, więc przykro mi – powiedział bez cienia smutku starszy rudzielec – Ale cała szkoła słyszała, jak blondasek deklaruje, że zamierza cię uwieść – I z bananem na ustach ruszył do stołu prezydialnego. Harry siedział w szoku, a w jego głowie kotłowały się takie myśli. 'Ok. Jest seksy, ale nie mogę się z nim zadawać. Cholera jasna! Jak go przeklnę Cyzia i Luc mi tego nie wybaczą. Przecież nie będę chodził ciągle z Mapą Huncwotów. A, co z lekcjami? Na pewno większość mamy standardowo z wężami. Cholera.'

A wszystko przez niegoOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz