Rozdział 20

1.3K 70 2
                                    

      Kolejne dni w Dragonii przypominały stary, czarno-biały film, w którym niby wszystko jest takie samo, ale... inaczej. Ciszej, spokojniej. Jakby każdą weselszą chwilę stopowało wspomnienie ostatniej bitwy.

     Zbiorowe pogrzeby odbywały się codziennie w każdym z państw, a każdy z nich prowadzony był według tego samego schematu: Strażnicy tworzyli tunel przed wejściem do kościoła, oddając hołd, gdy wnoszono do niego trumny. Podczas nabożeństwa Darren i Annabell wygłaszali przemówienia, a potem niewiarygodnie długim orszakiem szli na cmentarz.

      Po ostatnim z nich, Annabell i Clarisse wróciły do ich siedziby w Narnii. Rozejrzały się po okolicy, powoli stawiając kroki w miejscu, gdzie prawie dwa tygodnie temu wszyscy razem odbywali służbę. Z piętnastoosobowego oddziału, z ludzi, którzy byli z nimi od początku kariery w Arbaro, z przyjaciół, którzy rozumieli ich decyzję, zostały tylko one.

      Mijający ich Narnijczycy kłaniali się im przechodząc, ale one nie przywiązywały do tego uwagi. Wiedziały, że pomimo wszystko, Straż musi działać dalej i nie mogą zbyt długo zapełniać myśli tym, co się stało. Jedna fukcja Arbaro zniknęła i to wszystkim przyniosło ulgę. Zdążyły już odpocząć i wrócić do pełni sił, nawet zgodziły się na wspólne świętowanie wygranej ze Strażniczkami z innego oddziału. Mimo to, ta bitwa zmieniła wszystko bezpowrotnie. Cały sens Arbaro ujawnił się tej jednej nocy. Strażnicy dostali to, na co czekały pokolenia i do czego przygotowywali się całe życie, a wszyscy mieszkańcy Dragonii dostrzegli, jak wielki szacunek powinni okazać ludziom, którzy ocalili ich przed zagładą jeszcze przed atakiem Arymana.

      Teraz wszystko będzie po prostu inaczej...

***

     Po kilkunastu dniach od bitwy organizacja w Dragonii wróciła do normy, a Annabell skończyła przygotowywać się do egzaminów. Za namową rodzeństwa Pevensie i Kaspiana, zdecydowała się na wspólne świętowanie z innymi Strażnikami.

     Kiedy wszystkie siedziały już w pokoju Clarisse, Annabell spojrzała przez okno na miejsce, w którym rozegrała się bitwa. Przerywając jej ponownie wpadanie w rozmyślania, Clarisse podała jej kieliszek i rzuciła zrozumiałe spojrzenie.

- Musimy iść dalej – powiedziała, kładąc jej dłoń na ramieniu. Annabell uśmiechnęła się niepewnie i skinęła głową.

      Spojrzała na kieliszek w swojej ręce i westchnęła cicho.

      Dobrze będzie na chwilę zapomnieć, powiedziała do siebie w myślach i wypiła napój.

***

      Piotr szedł szerokimi korytarzami Ker-Paravelu, wracając z kolacji ze swoim rodzeństwem i ich gośćmi. Skorzystał z okazji bliższego poznania Anthony'ego, a zachowanie chłopaka rozwiało jego obawy. Razem z Kaspianem zauważyli coś dziwnego w postępowaniu Ariany, ale nie chcąc denerwować Edmunda, nie podzielili się z nim swoimi spostrzeżeniami.

      Nie dość, że rodzeństwo przez całą kolację delikatnie dawało mu do zrozumienia, że byłoby miło, gdyby on też miał kogo im przedstawić, to jeszcze bez przerwy dostawał wiadomości od dziewczyn, z którymi się spotkał. Każda z nich była inna, ale od wszystkich wprost emanowało „Chcę być żoną Wielkiego Króla, nie Piotra Pevensie". Jedna z nich nawet zwróciła mu uwagę za jego poczucie humoru twierdząc, że jako król powinien być poważniejszy. Przypominając sobie tę sytuację zaśmiał się z rezygnacją.

      Pomyślał o swojej rozmowie z Aslanem. Nie wiedział, co tym razem Lew chciał mu przekazać – był pewny, że kiedyś, tak jak zwykle, każde jego słowo nabierze sensu i wiele wyjaśni, ale nie był cierpliwy w oczekiwaniu na odpowiedź. Przeczesał dłonią włosy, próbując poskładać myśli, gdy nagle usłyszał za sobą stukanie obcasów i znajomy głos.

Opowieści z Narnii: Nowa EraOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz