Rozdział 26

1.2K 70 4
                                    

      Kaspian uśmiechnął się szeroko, patrząc jak Zuzanna schodzi po schodach w długiej, zielonej sukience. Dziewczyna dygnęła lekko, gdy podał jej dłoń.

      Edmund stał już obok nich, nieco zdenerwowany przed tak oficjalnym spotkaniem z Mirandą. Zajmując Zuzannę i Kaspiana swoimi nerwowymi opowieściami, odwrócił ich i swoją uwagę od Łucji i Anthony'ego, którzy, ubrani w pasujące do siebie kolorem stroje, zeszli po szerokich schodach.

      Najmłodsza Pevensie już kierowała się w stronę Sali Balowej, ale zatrzymały ją zdziwione, podniesione głosy dobiegające z holu.

- To twój bal! Co ty sobie wyobrażasz? – usłyszała Zuzę, a za chwilę zobaczyła, o co tyle krzyku.

       Piotr, ubrany co prawda w białą koszulę, nie wyglądał na kogoś, kto wybierał się na przyjęcie. Powoli kręcił głową, słuchając kolejnych żali swojej siostry.

- Król może mieć różne powody, by w ostatniej chwili zrezygnować z udziału w uroczystości – odparł dyplomatycznym tonem. Łucja przyjrzała mu się. Nie wiedziała dlaczego, ale wydał jej się dużo pogodniejszy niż przez parę ostatnich dni. – Na pewno wszyscy zrozumieją. Bawcie się dobrze.

     Zanim Zuza zdążyła coś jeszcze powiedzieć, Kaspian objął ją delikatnie, odciągając w stronę wejścia na Salę Balową. Jako jedyny, który domyślał się powodu decyzji Piotra, rzucił mu pokrzepiające spojrzenie i zabrał resztę rodzeństwa Pevensie do pomieszczenia, z którego dobiegały pierwsze dźwięki muzyki.

     Piotr odprowadził ich wzrokiem. Niczego nie był w życiu tak pewien, jak słuszności swojej decyzji. Przemyślał wszystkie rady, wszystkie wydarzenia, wszystkie emocje, które towarzyszyły mu od kilku miesięcy i zdecydował się na podjęcie tego kroku. A noc balu była do tego idealną okazją.

***

      Annabell siedziała na swoim łóżku, ubrana w czarne legginsy i koszulę, podkreślającą kolor jej oczu. Cieszyła się, że Ker-Paravel jest na tyle duży, że nie słyszy muzyki z balu. Już wcześniej wyciągnęła pozytywkę z szafki i kilka razy odsłuchała melodię, która zawsze towarzyszyła jej w chwilach takich jak ta.

     Ucichły ostatnie takty piosenki, a gdy chciała nakręcić pozytywkę po raz kolejny, usłyszała pukanie do drzwi i ta o mało nie wypadła jej z rąk. Zastanowiła się przez chwilę, czy aby jej się nie przesłyszało, ale gdy stwierdziła, że aż tak jeszcze nie zwariowała, odstawiła pozytywkę i podeszła do drzwi.

- Cześć – przywitał się Piotr, uśmiechając się lekko. Stał w progu jej pokoju, a za nim, w salonie, który mogła stąd zobaczyć, zauważyła kilka rozstawionych bukietów, przybrany stół ze świecami, a z niewiadomego źródła płynęła cicha muzyka.

     Zmierzyła go niepewnie wzrokiem, ze zdziwienia nie potrafiąc dobrać słów.

- Powinieneś tam być. To twój bal – powiedziała, kręcąc lekko głową.

      Ignorując jej słowa, wszedł do pokoju i zamknął za sobą drzwi. Cofnęła się w głąb, jak najbardziej zwiększając dystans pomiędzy nimi. Piotr zauważył jej ucieczkę i niezrażony uśmiechał się z błyskiem w oku.

- Mój bal jest tutaj. Do szczęścia nic więcej mi nie potrzeba.

     Kiedy ich spojrzenia się spotkały, Annabell poruszyła się niespokojnie. O ile on poradził sobie z własnymi myślami, ona na pewno nie.

- Pamiętasz, jak mówiłem, że kiedyś to wszystko nabierze sensu? Że wcześniej jakakolwiek rozmowa nie miała celu? – spytał, podchodząc bliżej. Uważnie obserwowała każdy jego krok. – Teraz powinniśmy porozmawiać.

      Przez chwilę patrzyła na niego z bólem i niedowierzaniem. Ręce opadły jej bezwiednie, a oczy wyrażały tyle emocji, że nie potrafił określić żadnej z nich.

- Po co to wszystko? – odezwała się w końcu łamiącym się głosem. – Po co rozmowy, prezenty, obietnice, po co skoro i tak nie planowałeś nic więcej? Nie byłam dla ciebie nawet ostatnią z wielu opcji. Czym dla ciebie byłam? Zabawką, dziewczyną ze Straży, z którą można się odstresować i zapomnieć?

- Nie myślę tak. Wiesz, że nie – zapewnił, próbując złapać jej dłoń, jednak ona prychnęła śmiechem i odsunęła ją. – Wysłuchaj mnie. Myśl sobie co chcesz, ale wysłuchaj mnie. Widziałem cię z tym facetem – Annabell próbowała mu przerwać, jednak on zapobiegł temu. – Po prostu posłuchaj. Kiedy zobaczyłem cię z nim, dotarło do mnie, że jeśli nic nie zrobię, stracę cię. Stracę jakąkolwiek szansę. Mimo to nie potrafiłem podjąć decyzji. Byłem wściekły na siebie. Nie wiem, co sobie myślałem, spotykając się z Cat. Wtedy, kiedy nam przerwałaś, wściekłem się jeszcze bardziej. Przepraszam cię za to, co powiedziałem. Nie myślę tak – przerwał, by wziąć głęboki oddech. – Cały ten czas, przez te wszystkie tygodnie próbowałem znaleźć sposób, żeby zgasić to, co naprawdę czuję. Straż, twoja matka, zdanie ludzi... myślałem, że to wszystko jest ważniejsze. Z punktu widzenia króla, powinno. Ale nie potrafiłem, po prostu nie mogłem. Rozmawiałem z Kaspianem, Aslanem... oni pokazali mi, że powinienem zdecydować, co jest dla mnie ważniejsze. Teraz już to wiem. Ty. Zawsze chodziło o ciebie. Nie byłaś moją ostatnią opcją, nie byłaś nawet pierwszą. Byłaś jedyną. Byłem skończonym idiotą próbując myśleć inaczej – przerwał, z nadzieją wpatrując się w oczy koloru nocnego nieba, które teraz patrzyły na niego łagodnie. Ujrzał w niej Annabell, którą była, kiedy się poznali. Annabell, którą była w Narnii. Annabell, którą musiała być, żeby przetrwać wszystko, co stanęło jej na drodze. Jego Annabell. – Nie wiem, jak ty na to zareagujesz, nie wiem, czy mi wybaczysz. Nie obchodzi mnie jak ludzie na to zareagują – westchnął cicho. – Kocham cię, Ann.

     Stali naprzeciwko siebie, oddychając ciężko. Annabell szukała w nim czegoś, co zdradziłoby, że to, co powiedział, to chociaż w części nieprawda. Ale nie znalazła nic takiego. Nawet magiczna podświadomość mówiła jej, że te słowa są szczere aż do obłędu.

- Wiem, że nie będzie łatwo... ale chcę spróbować. Razem możemy wszystko, wiesz o tym – dodał znacznie ciszej, ponownie próbując złapać jej dłoń. Tym razem nie odsunęła ręki i odwzajemniła gest. – Jeśli też tego chcesz, jeśli czujesz to samo, powiedz tylko „tak".

      Wpatrywał się w nią z oczekiwaniem, a ona, kiedy wszystkie wydarzenia minionych miesięcy przelatywały jej przed oczami, nie potrafiła wydobyć z siebie więcej oprócz prostego, krótkiego:

- Tak.

      Piotr uśmiechnął się, po raz pierwszy od dawna w pełni szczęśliwy. Nie potrafił już określić swoich uczuć, gdy to odwzajemniła. Pochylił się i pocałował ją, kładąc jej dłonie na biodrach i przyciągając ją lekko do siebie. Jedną dłoń przyłożyła do jego szyi, a drugą zatrzymała na białej koszuli, na wysokości szaleńczo bijącego serca.

     Zaprowadził ją do salonu, w którym czekał na nich ich prywatny bal – najlepszy, jaki mogli sobie wyobrazić. Tak jak kiedyś rozmawiali, żartowali, zatańczyli do paru piosenek. Wszystko było takie jak dawniej, a mimo to tak cudownie inne.

     Kiedy byli już w jego pokoju, Annabell stała przy biurku, odkładając swój kieliszek z winem. Poczuła, jak Piotr podchodzi do niej i obejmuje ją ramionami. Odwróciła się, lekko wspinając na palce, by po raz kolejny tego wieczoru złączyć ich usta w czułym pocałunku.

     Wodził rękoma po jej talii, a ona odpięła pierwszy guzik u jego koszuli.Otworzył na chwilę oczy, a gdy w jej spojrzeniu dostrzegł pozwolenie, posadziłją na komodzie i dał wyparować zdrowemu rozsądkowi.

Opowieści z Narnii: Nowa EraOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz