Rozdział 28

1.1K 65 0
                                    

      W dzień poprzedzający pełnię Księżyca, wojownicy z całej Dragonii zebrali się na rozległych Równinach w głębi królestwa. Każdy z władców stał na czele własnej armii, a każda z nich odgrywała rolę ogromnego oddziału, kolumny, która zajmowała określone miejsce.

       Pomimo wszystkich sporów między poszczególnymi państwami, dziś wszyscy zebrali się, by wspólnie zawalczyć o dobro ich świata. Wielka Armia Dragonii oczekiwała w zadumie na przybycie przeciwników, których mimo swojej liczebności, mogli nie mieć szansy pokonać.

      Annabell i Aslan stali na samym przodzie oddziału, których zajmował środkowe miejsce w ich rozłożeniu wojsk – oddziału Narnii.

       Annabell miała na sobie strój, w którym zwykle walczyła będąc w Straży. Miecz przypięty miała do pasa przy czarnych spodniach, a kilka mniejszych broni, jak sztylet czy shurikeny, schowane w różnych miejscach. Wiedziała, że podczas dzisiejszej bitwy przyda jej się głównie magia, ale ta broń towarzyszyła jej zawsze. Nie mogła stoczyć ostatniej bitwy bez czegoś, co do tej pory ratowało jej życie.

      Armia Jadis zaczęła wyłaniać się zza horyzontu. Wszyscy wstrzymali oddech.

- Jest ich więcej... – szepnął Kaspian, przyglądając się czarnej chmurze, która zmierzała w ich kierunku.

- I to demony. Niemożliwe, żeby nasz jeden wojownik pokonał jednego z nich, a co dopiero kilka – dodał Edmund. Piotr spojrzał na Annabell. Siedziała na grzbiecie smoka, który miał pomóc jej się przemieszczać przy walce z Arymanem. Dziewczyna była nieugięta. Wpatrywała się w horyzont z powagą, nie okazując nawet odrobiny strachu czy zwątpienia.

- Będę z wami aż do przybycia Arymana. Damy radę – stwierdziła z pewnością, a ci, którzy stali najbliżej spojrzeli na nią z niedowierzaniem. – No co, zostało wam coś teraz oprócz wiary? – zapytała z ironią w głosie. To uświadomiło im, co miała na myśli. Widząc rosnącą w nich determinację, Annabell uśmiechnęła się. – Pokażmy wszystkim, którzy zginęli podczas poprzednich bitew, że nie poświęcili się na próżno. Dokończmy ich dzieło.

      Przeciwnicy zbliżyli się i zatrzymali kilkadziesiąt metrów od nich. Annabell zobaczyła złowrogi uśmiech swojej matki i mocno zacisnęła dłoń na mieczu. Bolało ją to, co zrobił z nią Aryman. Nie zamierzała puścić mu tego płazem.

      Na Równinach zapadła cisza. Wojownicy Dragonii w myślach dziękowali Bogu i błagali o błogosławieństwo, podczas gdy demony Jadis stały z kamiennymi twarzami, sztywno i ulegle czekając na rozkazy.

- Zginiemy albo będziemy wolni – powiedziała dumnym głosem Annabell, podnosząc miecz. Za jej przykładem podążyli kolejni dowódcy.

      Po kilku długich sekundach, trwających wieczność, smok wzbił się w powietrze, a oddziały ruszyły, aby zderzyć się z armią wroga, która uczyniła to samo. Elfy i zwierzęta z Narnii, biegnące najszybciej, starały się otoczyć wojsko Czarownicy i atakować z boku.

       Do zderzenia pozostały sekundy.

      W momencie, w którym pierwszy elf dotarł do przeciwnika, na Równinach zapanował chaos. Nieporównywalny, śmiertelny chaos.

      Podczas gdy Armia Dragonii zajmowała się demonami, które były w jej zasięgu, Annabell przeleciała na koniec wojska Jadis i zaatakowała. Wszystkie zaklęcia, których nauczyła się przez te lata były teraz na wagę złota. Pod wpływem kolejnych zaklęć, magicznych kul czy niesamowicie silnych czarów Annabell, demony padały jeden po drugim, by za chwilę zmienić się w proch, unoszący się i znikający w powietrzu.

Opowieści z Narnii: Nowa EraOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz