Rozdział 12

1.7K 71 0
                                    

     Ledwo samochód Arbaro zaparkował pod pałacem, a tuzin służby już na nich czekał. Zabrali ich walizki i oprowadzili po apartamentach. Annabell była już tutaj i to nie raz, więc widoki nie robiły nie niej takiego wrażenia jak na pozostałych. Kiedy jedna z kobiet zaczęła tłumaczyć każdemu z osobna, jak dotrzeć do jego pokoju, Annabell zmarszczyła brwi.

- Do tej pory mieszkaliśmy we wspólnych pokojach – powiedziała do starszej kobiety, kiedy została już tylko ona i Mona.

- Król postanowił, że rozmieszczenie was w różnych częściach pałacu zapewni nam lepszą ochronę, a pojedyncze pokoje dadzą wam więcej prywatności – odpowiedziała niewiarygodnie spokojnym i uprzejmym tonem. – Do waszej dyspozycji jest również jeden z salonów, możecie tam wspólnie spędzać czas.

      Odprowadziły Monę pod same drzwi jej pokoju, który okazał się sąsiednim z pokojem Zuzanny. Sprytnie, pomyślała. Umiejscowienie zastępcy dowódcy oddziału niedaleko sypialni siostry... bezpieczeństwo, wiadomo, ale czy Kaspian nie wspominał, że najstarszy Pevensie nie zawsze mu ufał, jeśli chodziło o jego siostrę? Ciekawe zagranie, przyznała, ale w tym momencie przyszła jej do głowy inna myśl.

- W takim razie – zaczęła niepewnie – gdzie jest mój pokój?

- Piętro wyżej, niedaleko apartamentów Wielkiego Króla i króla Kaspiana X.

       Annabell prychnęła śmiechem, idąc kilka kroków za kobietą.

- A żeby cię cholera wzięła, Pevensie – warknęła cicho, poprawiając plecak na ramieniu.

- Mówiłaś coś? – spytała służąca, a ona pokręciła głową ze zrezygnowaniem.

***

      Annabell, Mona i Clarisse razem z resztą oddziału siedziały już przed pałacem, przygotowując swoją tymczasową siedzibę. Przed małym budynkiem rozłożyli jedynie kilka koców i pni drzew, by mieć na czym usiąść, a na parapecie postawili tablicę pokazującą, w którym miejscu uruchomił się czujnik. Pozostałe dwa oddziały zajęły tereny położone dalej od pałacu.

      Mijające ich zwierzęta jedynie przyglądały się ciekawie, niektórzy witali się z nimi albo cieszyli, że ktoś będzie ich chronił. Z żołnierzami, którzy wywodzili się pewnie z Telmarów, miały więcej zmartwienia.

     Ich grupa składała się z kilkunastu osób i choć nie była to nawet połowa, częścią z nich były kobiety. Narnijscy wojownicy nie omieszkali wyrazić na ten temat swojej opinii.

- Gdybyśmy wiedzieli, kto tu od was przyjedzie, sami byśmy się obronili przed tymi stworami – mówił jeden, mijając ich.

- U nas to pewnie bezpiecznie jest, że tak sobie obronę odpuścili – powiedział kolejny, a mimo, że żadna z nich nic sobie nie robiła z takich docinek, słuchanie kilkunastu takich przytyk stawało się po prostu uciążliwe.

       Przy kolejnej takiej sytuacji jeden ze Strażników, Tyler, spytał żołnierzy, o co im właściwie chodzi.

- Spokojnie, spokojnie – zaśmiał się ciemnowłosy mężczyzna, a za nim ustawiło się kilkoro innych. – Nie potępiamy Straży, robicie kawał dobrej roboty. Potępiamy tylko kobiety w armii – wyjaśnił, patrząc z politowaniem na Ann, Monę, Clarisse i inne z ich oddziału. – Za dużo zamieszania.

- Co konkretnie masz na myśli, nazywając to zamieszaniem? – spytała spokojnie Annabell, stając obok Tylera. I on, i żołnierz byli od niej prawie o głowę wyżsi, ale z doświadczenia wiedziała, że to nic nie znaczy. Kiedy chciała dodać coś jeszcze, usłyszała znajomy głos.

Opowieści z Narnii: Nowa EraOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz