Nie zamienił nawet słowa z Odyńcem. Ominął jego przedział szerokim łukiem i skierował się na sam koniec wagonu w nadziei, że znajdzie tam puste miejsce. Tylko dla niego i jego męczących myśli. Był w błędzie i zdał sobie z tego sprawę już w chwili, gdy czyjeś nieposłuszne dziecko wbiegło na niego z rozpędu, niemal zwalając z nóg. Chłopiec miał na oko siedem lat, a Słowacki nie czując się wiele starszy czy bardziej dojrzały, postanowił nie wyciągać konsekwencji z niemiłej sytuacji. Uśmiechnął się sztywno do malca i ruszył dalej, szukając wolnego przedziału. Nogi zaprowadziły go do uchylonych drzwiczek i czyichś rozmów wydobywających się zza nich. Był ciekaw do kogo należały owe kobiece głosy, więc bez czekania na zaproszenie wślizgnął się do środka i zlustrował przestrzeń dookoła niego, zauważając dwa wolne miejsca naprzeciwko młodych pań w eleganckich sukniach.
-Czy mógłbym tu... -zaczął mówić dość niewyraźnym głosem, który grzązł mu w gardle jeszcze od niedawnego spotkania z Mickiewiczem.
-Oczywiście, proszę siadać! -jedna z kobiet widocznie się uradowała i wskazała dłonią wolne siedzenie przy oknie. Słowacki kiwnął głową na znak podziękowania i zajął miejsce. Nie spodziewał się tak dobrego przywitania jego osoby.
-Dopiero co koleje zaczęły kursować, a tu już taki tłok -narzekała jego nowa współpasażerka. -A pan pewnie pierwszy raz jedzie? -spojrzała na niego ciekawskimi zielonymi oczami. Jej towarzyszka wydawała się bardziej nieśmiała i zerkała z ukosa na Juliusza. Jak zdążył później zauważyć różniły się nie tylko z charakteru, ale i z wyglądu.
-Zgadza się -potwierdził zmieszany Juliusz. Nie na rękę mu było wdawać się w dłuższe dyskusje z nieznanymi, a podejrzewał, że przez tak daleką podróż będzie do tego zmuszony co najmniej kilka razy.
-Zgadłam! -klasnęła w dłonie i ochoczo kontynuowała. -Kogoś mi pan przypomina... -zamyśliła się, jednak uśmiech satysfakcji nie zmywał się z jej rumianego lica.
-Kogóż takiego -uniósł brwi, nie spuszczając wzroku ze swej rozmówczyni, sprawiając tym samym pozory zaciekawienia.
-Ja widziałam, przypadkiem. Pan stał z Mickiewiczem przed odjazdem. Cóż to za człowiek! Poeta... -słowa wylewały się z jej czerwonych, pełnych ust, natomiast Słowackiemu odjęło mowę. Utrzymywał nieprzejęty wyraz twarzy, jednak coś zabolało go w środku. Znowu tylko on. Znajdował się już kilkanaście, jeśli nie kilkadziesiąt, kilometrów od niego, a wspomnienie jego zawisło nad osobą Juliusza niby deszczowa chmura, przypominająca o sobie, ilekroć zaczynało padać.
-Wszyscy znamy pana Mickiewicza, zapewniam -posłał jej sztuczny uśmiech i odwrócił wzrok do okna, za którym rozpościerały się pola uprawne i lasy. Kochał te widoki. Były o wiele bardziej przyjazne jego duszy niźli fabryczny obraz podupadającego Paryża. A natura, jak nic innego, sprowadzała go oczami wyobraźni w rodzinne strony.
-Ja chętnie bym go poznała... bliżej -zaśmiała się, poklepując swoją milczącą towarzyszkę po odsłoniętej dłoni. Czarnowłosa dziewczyna trzymała książkę na kolanach i od początku przybycia Słowackiego nie wtrącała się do rozmowy. Teraz jednak zabrała głos, przyprawiając swoim tonem o ciarki na skórze:
-TY nie powinnaś wkładać nosa w nie swoje sprawy. Chyba, że chcesz, by skończyło się to tak, jak ostatnim razem -fuknęła ostatnie zdanie i nie zwracając uwagi na reakcję reszty pasażerów, powróciła do czytania.
Juliusz był jej wdzięczny. Żałował, że nie podziękował od razu dziewczynie, ale siedział zamurowany jeszcze długo, chłonąc jej wyniosłość i dumne zachowanie.
-Mogę spytać, co pani czyta? -zadał jej pytanie po kilku minutach jazdy w kompletnej ciszy.
-Poezję -odparła chłodno, nie racząc udzielić mu więcej informacji.
-Francuską?
-Zazwyczaj -nie odrywała oczu od liter. -Ale polską również.
-Miła niespodzianka -wymamrotał pod nosem. Ich rozmowa odbywała się w języku francuskim, więc zadziwił go fakt, że kobieta tak nagle to dodała.
-Wiem, kim pan jest -uśmiechnęła się nikle na skonfundowaną minę chłopaka. -Pańskie wiersze również wpadły mi w ręce, panie Słowacki.
-Nie sądziłem, że ktoś jeszcze mnie zna.
-Świat jest mały, zna pana więcej osób niż się panu wydaje -powiedziała pewnie, wzruszając ramionami.
-Chciałbym...
-Mamo! -w zdanie wszedł mu wrzask młodego chłopca -tego samego, przez którego został poturbowany w korytarzu wagonu. Dziecko miało w sobie tyle energii, że nie mogło usiedzieć w miejscu, mimo usilnych nakazów matki.
-Chodź już, odpocznij najpierw -powtarzała co rusz. Słowacki i dziewczyna, czytająca literaturę zerkali co jakiś czas na siebie, wymieniając rozbawione spojrzenia. Syn był równie niefrasobliwy co jego matka.
Juliusz oparł się wygodniej na swoim siedzeniu. Nie było już mowy o kontynuowaniu dyskusji, chyba nawet nie było sensu tego robić. Miło zaskoczyła go wiedza brunetki na temat tego, kim jest Słowacki. Przynajmniej ona, myślał, trzymając dłoń w kieszeni płaszcza i muskając lekko oprawę brudnopisu. Był tam poemat, jego nowe dzieło. Miał szanse go wydać, postanowił to jeszcze dobrze przemyśleć po powrocie do Francji. Bo zamierzał do niej wrócić?
Miał jeszcze jedną rzecz, z której przeznaczeniem się wahał.
Białą kopertę z listem zaadresowanym do Adama Mickiewicza. Chciał wręczyć mu osobiście swoje koślawe litery skreślone linijka pod linijką na małej kartce, ale bał się. Dziwnie by się czuł, odwiedzając go w domu i wiedząc, że będzie to ostatni raz przed bardzo długą nieobecnością jego osoby. W całym rwetesie na peronie zapomniał nawet, że dzierżył go w kieszeni. A teraz co? Czy opłacało mu się jeszcze wysyłać list, oznajmujący wszem i wobec, że postanowił wyjechać na czas nieokreślony i poukładać sobie wszystko to, co zaprzątało jego głowę? U Mickiewicza był już skończony, tak czuł po atmosferze, w jakiej przyszło im się rozstać.***
-Chciałbym wiedzieć, gdzie oni są -patrzył po salonie, łypał czujnym wzrokiem, jakby szukał niematerialnego bytu, roznoszącego swą aurę wokół nich. -Panie Mickiewicz?
-Słucham? -mężczyzna otrząsnął się z chwilowej zadumy po usłyszeniu swojego nazwiska i zwrócił do Towiańskiego.
-Zadałem pytanie -oznajmił, a do jego świdrujących oczu dołączyło kilkanaście kolejnych par, należących do uczestników spotkania.
-Nie wiem, gdzie są -odparł, nie mijając się do końca z prawdą. Zdawał sobie sprawę, że opuścili kraj, ale już przestała frapować go myśl, w jakim celu wyjechali.
-Proszę mieć na uwadze, że mnie nie warto kłamać. To bardzo nieskuteczne podejście -mówił konspiracyjnym tonem, zwracając się do wszystkich, jednak wzrok jego nie opuszczał beznamiętnej twarzy Adama. Brunet miał tego po dziurki w nosie. Dlaczego nagle stał się kozłem ofiarnym, zbierającym baty za występki Antoniego i Juliusza?!
-W takim razie niech pan spyta u źródła, bo aktualnie znajdujemy się gdzieś na mieliźnie -żachnął się Mickiewicz i odchylił na krześle, zakładając ramiona na piersi. Irytowało go zachowanie i oskarżycielski ton Andrzeja. Mógł sobie rządzić Kołem Sprawy Bożej. Mógł nawet wydalić Odyńca i Słowackiego z jego szeregów. Ale obarczać winą niewinnego?
-Dlatego zwracam się z prośbą do pana, by wyjawił nam ten sekret. Nie możemy pozwolić na tak bezmyślny rozpad grupy -tłumaczył, nachylając się nad stołem i opierając o blat otwarte dłonie. Mickiewicz zamknął oczy na kilka sekund. Sytuacja zaczynała go przerastać -jego nerwy. Co więcej miał im powiedzieć?
Pan Antoni wyjechał najprawdopodobniej na południe po nieudanej próbie zalotów, a Słowacki uznał, że Paryż to za małe miasto na dwóch tak wielkich poetów, jakimi jest on i Adam.
Nic tylko się śmiać. Przewrócił oczami, nie znosząc ciszy, jaka zapanowała w całym salonie. Dzielił pomieszczenie z tyloma osobami, a żadna nie raczyła się odezwać, żadna nie fatygowała się pomóc mężczyźnie.
-W takim razie niech pan wyrzuci ich z tej grupy -słowa wypłynęły z jego ust lżej niż się tego spodziewał.
-Wezmę to pod uwagę następnym razem. Nie oni jednak opuszczą nasze progi pierwsi -powiedział niskim głosem.
A gdy nie usłyszał odzewu pozostałych zebranych, dodał:
-Muszę ukrócić pańskie konspiracje, panie Mickiewicz. Żegnam.

CZYTASZ
Persona -Słowackiewicz
Любовные романы„Duchowi memu dał w pysk i poszedł." XIX wiek -wiek wielkich wydarzeń, miłości i spotkań, które nigdy nie kończą się tak jak powinny... okładka autorstwa @ka_flexing >>>>