Rozdział XIV.

3.1K 352 234
                                    

-Kocham cię -powiedział miękko i ucałował jej dłonie, spoczywające na stoliku oddzielającym ich osoby.

-Kocham cię -odparła, posyłając mu jeden z najpiękniejszych, zarezerwowanych tylko dla niego uśmiechów.

Byli tak zapatrzeni w siebie, że ledwo zauważyli, jak podano im herbatę.

Natomiast Juliusz ledwo powstrzymywał się przed wstaniem z krzesła i ruszeniem ku wyjściu. Przyglądał się zakochanym od dłuższego czasu i mimochodem słyszał ich sielankową rozmowę, która nie zawierała w sobie więcej przekazu od cepa. Siedział, co prawda, w towarzystwie równie pięknej kobiety, ale dziwnym sposobem jego wzrok odchodził do wcześniej wspomnianej pary. Siedzieli blisko siebie i nie mógł się powstrzymać przed uszczknięciem kilku chwil z ich życia. A było ono zdecydowanie lepsze od życia Słowackiego. Może dlatego tak zafrasował się rozmową dwojga młodych ludzi. Poza tym jego konwersacja nie kleiła się zbyt dobrze. Praktycznie nie istniała

Co to w ogóle był za pomysł, żeby zapraszać córkę myśliwego na spotkanie? Przyjacielskie, rzecz jasna.

-To nasze trzecie spotkanie, jeśli się nie mylę... -zaczął Juliusz, skupiając się na moment na personie blondynki.

-Tak mi się wydaje -odpowiedziała, nie podchwytując szczególnie tematu. Rozwinięcie go pozostawiała jak zwykle Słowackiemu.

-Mnie też i wybacz za to bezpardonowe pytanie, ale...

-Tak? -ożywiła się nagle, jakby przeczuwając, co wypłynie z jego ust w następnej sekundzie.

-Jak masz na imię? -zapytał na wydechu, nie mogąc znieść własnej głupoty. Powinien był dowiedzieć się tego już dawno temu. Czemu tego nie zrobił? To jeszcze trafniejsze od poprzedniego pytanie.

-Oh... -oczy dziewczyny przestały szklić się z rozemocjonowania, po czym wydusiła -Celina. Celina Szymanowska.

Pokiwał głową z grzeczności, gdyż nazwisko to nie obiło się nigdy wcześniej o jego uszy. Celina na pewno też nie miała styczności z jego godnością przed ich pierwszym spotkaniem. Ale to wynikało również z faktu, że godności Juliusz jako takiej nie posiadał...

Uzmysławiała mu to niewątpliwie obecna sytuacja.

-Przepraszam za moje pytanie... -kontynuowała rozmowę nieco zawstydzona.

-Gorsze od mojego nie będzie, zapewniam -pocieszył ją, bawiąc się serwetką ze stolika.

-Zna pan osobiście Adama Mickiewicza? -przyglądała się twarzy Słowackiego i jak po kolei odchodzą z niej kolory.

-Można tak powiedzieć -odparł beznamiętnie, przygryzając wewnętrzną stronę policzka, przez co jego usta wygięły się w dziwnym grymasie.

Minęły już dwa tygodnie odkąd widział go ostatni raz i bardzo pragnął zapomnieć -o spotkaniu, o nim, o wielu innych rzeczach. Między innymi dlatego siedział teraz w kawiarni nie sam, lecz z piękną dziewczyną o imieniu Celina, która jak na złość przypominała mu o istnieniu Mickiewicza. Sławne osoby chyba miały to do siebie, że nawet kiedy nie chciano o nich rozmawiać, to wszystko sprowadzało się do nich.

Juliusz chciał zacząć wszystko od nowa. Nie mógł pozwolić, by żal czy jakakolwiek negatywna emocja na stałe rządziła jego życiem, nie dając z niego czerpać. Przyszedł tu z niedawną poznaną dziewczyną, by miło spędzić czas. Dlaczego wszystko było łatwiejsze, kiedy planował to w głowie?

-Cudowny człowiek! Spotkałam go, gdy odprowadzałam pana do domu. Od początku wydawał mi się znajomy, ale dopiero niedawno zdałam sobie sprawę, że...

Persona -SłowackiewiczOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz