Życie podąża przedziwnymi kolejami losu. Nie ma sensu czegokolwiek planować, skoro i tak wszystko może szlag trafić.
Do takiego ogólnego wniosku doszedł brunet, gdy kolejny raz ktoś zakłócił mu spokój. Nie słynął z pustelników, którzy najchętniej nigdy nie wychodziliby do ludzi... Ale ileż można? Nie miał siły na przyjmowanie gości i martwienie się ich problemami, jeśli sam posiadał poważniejszy. Od dobrych kilku godzin tylko zniknięcie Juliusza zaprzątało mu głowę, utrudniając skupienie się na czymkolwiek innym.
-Wybacz, że nachodzę cię o tak późnej porze... -cichy męski głos dotarł do uszu Mickiewicza.
Mężczyzna stanął jak wryty, rozpoznając od razu do kogo należał. Nie spodziewał się ujrzeć go w takich okolicznościach. I na pewno nie w jego wynajmowanym domu.
-O późnej porze... Pan zna się w ogóle na zegarku? -prychnęła Eliza.
Adam automatycznie przewrócił oczami na jej niesubtelny komentarz. Ta kobieta zawsze musiała wtrącić swoje trzy grosze -nieważne czy kogokolwiek obchodziło jej zdanie.
-Znam się, droga pani -przybyły mężczyzna nie poddał się irytacji służącej i wygrzebał z kieszeni kamizelki mały zegarek. -Mamy za kwadrans dziesiątą -uśmiechnął się przymilnie, podkładając jej pod nos pozłacaną tarczę z tykającymi równomiernie wskazówkami.
Oczy Elizy otworzyły się nieznacznie szerzej. Nie przypuszczała, że tak głośno wyrwało się to z jej ust. Nie dała się jednak zbić z tropu i odparła:
-Zatem ma pan dokładnie kwadrans, bo po tym czasie idę spać i nie będę wstawała, by zamknąć za panem drzwi -obróciła się na pięcie i wyszła do swojego pokoju.
Adam stał dalej w tym samym miejscu. Nie tyle zły za impertynencję Elizy, ale zszokowany niezapowiedzianym przybyciem drugiego mężczyzny. Po ostatniej wizycie pani Salomei nie przewidywał dobrych skutków następnego spotkania. Widok Odyńca w drzwiach swego domu starł mu jednak wszelkie wątpliwości.
-Lepiej późno niż wcale -zaśmiał się Mickiewicz, podchodząc bliżej Antoniego i witając się z nim ciepło. -Dla Elizy nigdy nie ma dobrej pory na przyjmowanie gości -dodał ciszej, gdy obejmował go w pasie.
-W takim razie piętnaście minut i więcej mnie tu nie zobaczysz -zawtórował mu przyjaciel z dawnych lat i razem przeszli do pokoju Adama, by porozmawiać.
Znał Antoniego od najwcześniejszych lat szkolnych. Razem siedzieli w ławce i razem dostawali kary od nauczycieli, gdy coś przeskrobali. A w ich przypadku zdarzało się to niebywale często. Wspomnienia te powróciły do Adama, wywołując na jego twarzy uśmiech i pozwalając na chwilę zapomnieć o wydarzeniach dzisiejszego dnia. Teraz liczył się tylko Odyniec.
Kwadrans przeciągnął się do godziny. Godzina do dwóch, a kiedy uznali, że Eliza na pewno dawno już śpi -Adam zaproponował mu nocleg, by mogli nadrobić czas nieobecności Odyńca w stolicy Francji. Był niezwykle uradowany jego powrotem i jeśli było coś, czego chciał teraz bardziej, to zdecydowanie zostało to zepchnięte na dalszy plan.
-Wiesz, że gdybym nie miał do ciebie sprawy, to poczekałbym na przystępniejszą porę dnia -zaczął temat Odyniec. Mickiewicz jedynie pokiwał głową, bo przez ostatnie dwie godziny zdążył zapełnić żołądek ośmioma lampkami wina, które znalazł w barku po sylwestrze. Musiał czymś uczcić spotkanie z przyjacielem, a z braku laku... Tak naprawdę gdyby Odyniec nie przybył, napiłby się sam, a korzystając z jego towarzystwa, nie czuł się jak pijak.
-Szykuje mi się kolejna podróż... Tym razem na południe -Adam słuchał go z uwagą, nalewając czerwony napój do jego kielicha. -Nie widzi mi się jechać tam samemu, pomyślałem, że może ty dotrzymasz mi towarzystwa? -spojrzał na niego pytająco.
CZYTASZ
Persona -Słowackiewicz
Romance„Duchowi memu dał w pysk i poszedł." XIX wiek -wiek wielkich wydarzeń, miłości i spotkań, które nigdy nie kończą się tak jak powinny... okładka autorstwa @ka_flexing >>>>