-Jesteś pewny, że tego chcesz? -Salomea stała nad synem z założonymi rękoma, nie mogąc pogodzić się z decyzją, którą właśnie jej wyjawił.
-Tak -odparł lakonicznie, dzierżąc w dłoni notes w brązowej oprawie. Był on jeszcze pełen pustych kart. Po krótkim oglądzie schował go do kieszeni płaszcza. Tam gdzie trzymał brudnopis swego niewydanego dramatu.
-Dlaczego nie możesz poszukać wydawcy tutaj? Dlaczego chcesz się tułać po nieznanym? -zalewała go masą pytań. Choć brzmiały tak różnorodnie, wszystkie łączył wspólny rdzeń -wyrzut w tonie jej głosu, że miał zamiar wyjechać tak daleko. Ale on już zdecydował i był zdeterminowany spełnić swój cel.
-Tu nie chodzi o to... -zaczął tłumaczyć matce, ale wahał się przed powiedzeniem jej całej prawdy.
Za dużo stało się w ostatnim czasie. Pozwolił się zamotać emocjom i wiedział, że jeśli nie powie im "dość", przejmą one kontrolę już nad wszystkim w jego życiu. Najpierw duma, która często przeradzała się w czystą impertynencję. Szczególnie jeśli chodziło o jego talent pisarski. Niedługo potem ustąpiła wobec uczucia rozpaczy po śmierci jego najdroższego przyjaciela -Ludwika. I był to jeden z powodów, dla których postanowił wyjechać. Chciał ruszyć w ślady Spitznagela, jeszcze raz poczuć tę namiastkę bliskości w miejscach, do których on też zawitał. Pragnął uwolnić się od Francji, polskiej śmietanki towarzyskiej na emigracji, od Paryża tak zaplątanego w konwenanse i spiski. Wszystkie złe rzeczy kumulowały się na jego osobie. Musiał od tego uciec, przynajmniej na jakiś czas. Od Adama też...
Spojrzał na swoją dłoń. Niemal całkowicie się zagoiła. Rana nie była głęboka, miał szczęście, że nie została mu blizna. W najbliższym czasie nie miało być żadnych spotkań Koła Sprawy Bożej. A gdyby były, wątpił czy po raz kolejny dałby się namówić na uczestnictwo w nim.
Ostatnie spotkanie z Mickiewiczem również dawało mu dużo do myślenia. Przede wszystkim... oni naprawdę się nie znali. Słowacki czuł, że są połączeni niespotykaną emocjonalną więzią, że on nie był taki jak inni wynoszeni na piedestał poeci, ale... Nic o nim nie wiedział. I już nie chciał. Po co miał się dowiadywać, ile jeszcze posiada kochanek? Ile już posiadał, a ile kobiet wciąż do niego wzdycha, niezaspokojonych przelotnym spojrzeniem czy miłym słowem w ich stronę. Nie chciał być jedną z tych osób. Poza tym był mężczyzną. Jak to o nim świadczyło?
Westchnął i przetarł oczy kciukiem i palcem wskazującym. Salomea dalej stała w jego pokoju, spoglądając zmartwionym wzrokiem na swego pierworodnego syna. A on pogrążony w najciemniejszych sferach swojego umysłu kompletnie ją zignorował.
-Naszykuję coś na drogę dla ciebie -przerwała ciszę i nachyliła się nad siedzącym chłopakiem, by pocałować go w czoło.
-Dziękuję -wyjąkał i odprowadził ją zmęczonym wzrokiem do drzwi.
Jedna jeszcze myśl kotłowała się w jego głowie, nie dając spokojnie wyjechać z kraju.
Zostawi Adama bez słowa wyjaśnienia.
Jak źle by się przez niego nie czuł, Juliusz był mu wdzięczny za tyle rzeczy. Jego ciało rwało się z miejsca, by zajść pod jego drzwi ostatni raz przed wyjazdem i pożegnać się. Nawet nie jak kochankowie... Przecież nimi nie byli, prawda?
Julek spuścił oczy na swoje buty. Wiedział, dlaczego nie szedł do Mickiewicza.
Nie bał się rozstania z nim. Bał się, że kiedy Adam dowie się o jego dalekiej podróży, ten nie zacznie go zatrzymywać, nie powie słowa, że będzie tęsknić, nie wspomni nic o tym, co razem robili...

CZYTASZ
Persona -Słowackiewicz
Romansa„Duchowi memu dał w pysk i poszedł." XIX wiek -wiek wielkich wydarzeń, miłości i spotkań, które nigdy nie kończą się tak jak powinny... okładka autorstwa @ka_flexing >>>>