Rozdział 58 "Czy to znaczy, że mam twoje błogosławieństwo?"

455 27 8
                                    

*Gaston*

- Gaston! - Usłyszałem głos Matteo za moimi plecami.

Przewróciłem oczami i spojrzałem na niego. Nie ukrywam, że trochę zabolało mnie to, co wczoraj powiedział. Szczególnie, że znamy się już tyle lat i od samego początku widział moją relację z Niną.

- Co? - spytałem, zakładając ręce na klatce piersiowej. - Spieszę się na lekcje.

- Okej, to zajmie tylko chwilę. Przepraszam cię za to, co powiedziałem ostatnio, nie powinienem cię w ogóle oskarżać, bo masz rację - wiem jaki jesteś. - Brunet patrzył mi prosto w oczy. - Wybacz... czy coś.

Uśmiechnąłem się w duchu. Balsano w ciągu ostatnich kilku tygodni nabrał sporo pokory.

- Czy to znaczy, że mam twoje błogosławieństwo? - Uniosłem brwi.

Pokiwał lekko głową.

- Nie mnie oceniać twoje uczucia i wasze relacje; muszę ci zaufać. Ale - zaznaczył żartobliwie - to nie znaczy, że nie skopię ci tyłka, jeśli ona będzie przez ciebie płakać.

Uśmiechnąłem się, jak i on.

- O to nie musisz się martwić. Ogólnie to cieszę się, że to ogarnąłeś.

- Ja też, Gaston, ja też.

***

Następne dni minęły bardzo szybko. W czwartek i piątek odbyły się pierwsze dwa egzaminy - z hiszpańskiego i taki ogólny z przedmiotów humanistycznych.
Niby nic takiego, bo wystarczy zaliczyć na trzydzieści procent, jednak wolałbym tego nie pisać. Słyszałem, że dla Luny te ich testy były łatwe, ale ja zdecydowanie nie należę do grona humanistów.
Plus był taki, że mogliśmy wcześniej iść do domu.

Większą część weekendu spędziłem w Rollerze, głównie z Matteo i Luną. Nina też się pojawiła, ale na krótko - nic dziwnego, zapewne musiała siedzieć w domu i się uczyć do następnych egzaminów. Ona naprawdę się przykłada i nie zdziwię się, jeśli i tym razem będzie miała najwyższe noty. Nie żeby to było coś złego... ale tak szczerze to wolałbym spędzać z nią więcej czasu. Chodzenie do różnych klas jest dość problematyczne, bo czasem możesz nie widzieć tej pewnej osoby nawet cały dzień. A to zdecydowanie nie należy do fajnych sytuacji.

Kolejny tydzień i kolejne testy.
Tym razem już nauki ścisłe: matma, fizyka, chemia i te sprawy. Było trochę nauki, więc prawie w ogóle nie wychodziłem z domu, w dodatku pogoda się popsuła, jakby odzwierciedlając podłe nastroje wśród uczniów.
Te dni to zdecydowanie był dla mnie okres odświeżenia kontaktów z Matteo. Prawie cały czas w szkole spędzaliśmy razem, co, gdy on miał dziewczynę, nie zdarzało się zbyt często. Co prawda, kilka razy był strasznie markotny i nie w sosie, ale ogólnie fajnie się bawiliśmy w swoim towarzystwie (tak, pomimo egzaminów, można się dobrze bawić w szkole).

Jeśli chodzi o dziewczyny, to za każdym razem, gdy widziałem Ninę, ta siedziała z nosem w książce lub telefonie, pisząc coś na nim z dużym zainteresowaniem.
Lunę za to, z większą częstotliwością niż zwykle, widziałem w towarzystwie Andreasa. Zacząłem podejrzewać, że coś ich do siebie ciągnie, skoro jeszcze dwa tygodnie temu całe przerwy potrafiła spędzić ze mną i Matteo, a teraz ledwo co wymieniliśmy kilka słów dziennie.
W sumie nawet nie wiedziałem, co o tym myśleć. Po tej akcji z Ambar miałem mieszane uczucia względem osoby bruneta.
Więc obiecuję, że jak tym razem coś odwali, nie puszczę mu tego płazem.

***

W czwartek pogoda trochę się poprawiła. Zaświeciło słońce, a jego promienie odpędziły ciemne chumry i wysuszyły świat dookoła. Postanowiłem więc pójść w ślady wielu innych uczniów i na długiej przerwie wyjść na zewnątrz. Matteo gdzieś się zwinął, zapewne poszedł do Luny, bo ostatnio coś wspominał, że chce z nią w końcu porozmawiać.

Give Me Your Light ~ LutteoOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz