Rozdział 2. Muszę pilnować, czy nie umarłaś

1.9K 57 41
                                    

październik 2018 r., Warszawa

Rankiem Kuba ruszył w drogę do Bełchatowa, a ja musiałam zbierać się na trening. Byłam w dobrym humorze. Czułam relaks w każdej kończynie. Podśpiewywałam w samochodzie. Na treningu byłam pełna energii, śmieszkowałam z chłopakami, angażowałam się w pomoc. Porządkowaliśmy już piłki, gdy usłyszałam z ust Kwola:

– Gratulacje.

– Ale że co? – wyszczerzyłam się.

– W końcu w oficjalnym związku.

– Co? Jakie oficjalne związki? – prychnęłam. – Do zobaczenia na kozetce.

Kwolo uśmiechnął się i nic nie odpowiedział. Dopiero gdy kilka minut później sprawdziłam swój telefon z katastrofalną liczbą powiadomień, zrozumiałam, o co chodziło. Kuba opublikował na Instagramie dość jednoznaczne zdjęcie. Było na nim widać, jak śpię na jego ramieniu i nasze nagie obojczyki. Otagował się nawet "w miejscu Warszawa". W opisie dał kilka emotek z serduszkami i nazwę mojego konta @fizjo.gabryska. Poczułam, że brakuje mi tchu. Opublikował to krótko przed treningiem, dlatego nic nie widziałam. Ręce mi się trzęsły, kiedy wybrałam jego numer. Nie odbierał. Najwidoczniej nie mógł, bo trening, ale ja jak głupia próbowałam zadzwonić jeszcze ze trzy razy. Usiadłam na ławce i próbowałam opanować emocje na tyle, by znaleźć sensowne rozwiązanie. W końcu zaczęłam zgłaszać to zdjęcie do administracji Instagrama, nie mając nadziei, by szybko zareagowali. Drżącymi palcami zaczęłam sprawdzać resztę powiadomień. Kuba na Messengerze pisał: "Mam nadzieję, że nie masz nic przeciwko, ale wyszłaś tak słodko na tym zdjęciu :) buziaki". Jak mógł w ogóle to wstawić bez konsultacji ze mną?! Co za nieodpowiedzialny gówniarz! A tyle było głosów, że jest taki dojrzały jak na swój wiek. Ukryłam twarz w dłoniach.

– Co jest, Gabryśka? – usłyszałam głos Wojtaszka.

– Nic – odpowiedziałam.

– Jak nic, jak coś?

– Ech, szkoda gadać.

– Kochan posunął się za daleko? – spytał nagle Kwolek, którego obecności nawet wcześniej nie zauważyłam.

– Tak to można nazywać – odpowiedziałam, ledwo powstrzymując się przed płaczem.

– Sprawdź komcie – doradził Kwolo.

Zaczęłam przeglądać komentarze pod zdjęciem. Zauważyłam, że zdążyło już złapać pokaźną liczbę serduszek.

"Gratulacje!"

"Piękna para <3"

"Wow"

"Szczęścia"

To było nawet miłe, ale nie zmieniało faktu, że to zdjęcie musiało zniknąć.

Wiadomość od Fornala: "Gratki dla cb i kochana :*". Prychnęłam. Rozpacz.

W tym momencie Kuba postanowił oddzwonić.

– Hej – usłyszałam jego głos z dość nieśmiałą nutą.

Nie wiedziałam, co odpowiedzieć, więc milczałam.

– Gabryśka, jesteś tam?

– Jestem – odpowiedziałam w końcu. – Usuń zdjęcie.

– Dlaczego?

– Kuba, do jasnej ciasnej! Zwariowałeś? Będę mieć kłopoty przez ciebie. Oboje będziemy mieć. Pomyślałeś, choć przez chwilę, zanim to udostępniłeś?

– Myślałem bardzo długo. Nie gniewaj się.

– Czy to rozumiesz, że wszystko, na co pracowałam, może teraz się rozpaść? – pytałam głosem drżącym z emocji. – Wiesz, ile zakuwałam na studiach, żeby potem dostać wymarzoną pracę? Ile orałam na praktykach, by być w miejscu, w którym teraz jestem? Zdajesz sobie z tego sprawę? Ile znasz kobiet, które pracowały w reprezentacji?! – pytałam coraz bardziej piskliwym głosem.

– Gabryśka, wcale nie...

– I w jednej chwili wszystko chcesz mi zburzyć?! Masz to usunąć, rozumiesz?! – teraz już otwarcie na niego wrzeszczałam. Rozłączyłam się i rozpłakałam.

– No proszę – skomentował mnie Andrzej Wrona.


Wracałam do domu w zupełnie odmiennym nastroju. Płakałam całą drogę. Płakałam w domu zwinięta w kłębek. Dlaczego on po prostu nie mógł się ze mną spotykać po kryjomu? Czy coś by się stało, gdyby nie ogłosił światu, że był u mnie? Zerknęłam na telefon.

"Przepraszam"

"Odezwij się"

"Już usunąłem"

"Przepraszam"

"Gabryśka"

Dobrze wie, że nie znoszę, gdy ktoś pisze jedną wiadomość pod drugą zamiast opisać wszystko od razu. Potem dopiero zauważyłam, że między wiadomościami są kilkuminutowe odstępy.

"Pogadajmy" – wyskoczyło na moich oczach.

"O czym?" – odpisałam w końcu.

"Zadzwonię"

– Nie gniewaj się – powiedział pełnym skruchy głosem, gdy odebrałam.

– Po prostu się martwię, co teraz będzie – wyznałam mu. – Ty jesteś tam, a ja tu. Nie ochronisz mnie, gdy będę ponosić konsekwencje.

– Wszystko będzie dobrze – odrzekł miękko. – Poza tym... Mogłabyś do mnie przyjechać na weekend. Nie mów mi, że nie. W piątek gracie, Antiga powinien dać wam wolny weekend potem. Ja mam mecz dopiero w poniedziałek... To tylko dwie godziny drogi – namawiał mnie. – Przyjedź.

– Och, Kuba... No, dobrze –zgodziłam się w końcu.


"W piątek gracie". I na tym powinnam się skupić, ale moje myśli znowu uciekały w kierunku Kuby. Zaczęły mi się przypominać różne rzeczy. Na przykład jak jechaliśmy autokarem na memoriał, a ja byłam strasznie zmęczona. Usiadłam przy oknie. Niektórzy siatkarze zaczęli w coś grać, ale nie obchodziło mnie w co. Kuba przysiadł się do mnie, ale odwrócił plecami, by mieć nogi na korytarzu i widzieć pozostałych kolegów. Nie zwracaliśmy na siebie uwagi. Szybko odpłynęłam. Ocknęłam się, gdy autokar się zatrzymał. Było cicho i ciemno. Kuba wciąż siedział obok mnie. Kolana średnio mu się mieściły między siedzeniami. Wyglądało, jakby spał, ale chyba musiał wyczuć, że na niego patrzę, bo też na mnie spojrzał.

– Wygodnie ci tak? – spytałam cicho.

– Średnio, ale muszę pilnować, czy nie umarłaś.

– Niby jak tego pilnujesz?

Pochylił się i przekręcił głowę, by ucho mieć przy moich ustach.

– O tak, sprawdzam, czy oddychasz.

Mój oddech odbijał się od jego ucha i wracał do mnie ciepłą falą. Poczułam, że coś podskoczyło w moim żołądku. Dobrze, że było ciemno, bo pewnie się zaczerwieniłam. Gdyby przekręcił twarz w moją stronę, moglibyśmy...

Zawsze byłam chwalona za profesjonalizm. Nie byłam zimna i niedostępna wobec zawodników, ale raczej nie uczestniczyłam w prywatnych spotkaniach. Czyjeś urodziny? Fajnie. Wręczę prezent, powiem coś miłego, ale nie przyjdę na domówkę. Miałam swoje zasady. Na przykład nigdy nie wchodziłam nieproszona do szatni. Zawodnicy mieli czuć się swobodnie, nie chciałam w tym przeszkadzać. Starałam się zawsze mieć w głowie, że to moi podopieczni, pacjenci. Gdy jakiś dziennikarz pytał o mnie zawodników czy trenerów, zawsze dostawałam łatkę bardzo odpowiedzialnej i profesjonalnej. Chwalono mnie. Ale gdy poznałam Kubę, wszystko się sypnęło. Polubiłam go za mocno. Walczyłam z tym, oszukiwałam sama siebie, a wszystko wyszło na wierzch tuż po finale. Emocje mnie pokonały. Maj, czerwiec, lipiec, sierpień i prawie cały wrzesień – tyle trzymałam swoje uczucia pod kontrolą. Co on mi zrobił?

Coś ponad siatką | Kuba KochanowskiOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz