Rozdział 26. To był jego kolejny szalony pomysł

1.1K 49 7
                                    

31 marca 2019 r., Bełchatów

Kacper wypił jeszcze jeden kieliszek wódki, choć po poprzednim myślałam, że nie da już rady.

– Stary, wystarczy już – powiedział Karol Kłos i zabrał szkło sprzed nosa libero.

– Nie mów mi, jak mam żyć – wybełkotał Piechocki i próbował zagarnąć kieliszek do siebie, ale zamiast tego przewrócił szklankę z napojem.

Zerknęłam na Kubę. Miał chyba podobną minę co ja – wyrażającą współczucie, a trochę niesmak. Kacper źle znosił krytykę, która spadła na niego po ostatecznej przegranej z Jastrzębskim Węglem. Jeszcze gorzej niż ktokolwiek z drużyny. Może oprócz Mariusza Wlazłego, który nie zjawił się na spontanicznym spotkaniu następnego dnia po przegranej.

– Nie macie jutro rano treningu? – spytałam Kubę.

– Mamy – odpowiedział i się podniósł ze swojego miejsca.

– Pomóż – rzucił do Karola. – Chodź już, Kacper.

Środkowi próbowali dźwignąć Piechockiego z jego miejsca.

– Puszczajta! – rozdarł się. – Ja jestem synuś prezesa i nikt mnie nie lubi...

– Nikt tak nie powiedział – łagodził Szalpuk.

– Ale wszyscy tak myślą...

– Oho – mruknęłam – płyniemy.

Potem była jeszcze scena płaczu i próby przekonania Kacpra, że czas do domu, żeby wyspać się przed jutrzejszym treningiem. Zrobiło się nieprzyjemnie. Towarzystwo postanowiło w końcu się rozejść.

– Przespacerujemy się? – zaproponowałam Kubie.

Wyszliśmy w ciemną bełchatowską noc. Ulice były opustoszałe.

– Przejdzie mu. Trochę odchoruje i przejdzie mu – stwierdził Kuba.

– Pewnie tak – zgodziłam się. – A ty się lepiej czujesz?

– Tak. Trzeba walczyć dalej. Liga Mistrzów czeka.

Ścisnęłam jego rękę.

– Po meczu w Łodzi chciałabym już wrócić do Warszawy.

– Rozumiem – odpowiedział, a mi ulżyło, że nie oponuje. – Odwiozę cię – dodał.

Uśmiechnęłam się z wdzięcznością.

– Wyobrażałeś sobie po finale mistrzostw, że tak to wszystko będzie wyglądać po paru miesiącach?

– Jak? Że Skra skończy na piątym lub szóstym miejscu? Nie wyobrażałem.

– Też, ale bardziej mi chodziło o to, co między nami.

Milczał chwilę, jakby zbierał myśli.

– Kiedy cię zobaczyłem pierwszy raz w Spale, zostałaś przedstawiona jako nowa fizjo kadry, to pomyślałem, że będziesz miała ciężko. Ale wtedy też nie do końca zdawałem sobie sprawę z tego, jakim wariatem jest Vital. I teraz myślę sobie, że on wiedział, co robi. To był jego kolejny szalony pomysł, który się sprawdził.

– Szalony pomysł – prychnęłam.

– A co? Mam udawać, że kobieta w męskiej kadrze to coś spotykanego na co dzień?

– Okej, kontynuuj.

– Byłem trochę głupi.

– Nadal jesteś... – mruknęłam pod nosem.

– Gabryśka! Byłem głupi, bo przez dłuższy czas nie ogarniałem, dlaczego tak się cieszę na zabiegi fizjoterapii. Myślałem sobie, że to chodzi o relaks, regenerację, które stamtąd wynosiłem. Pewnie trochę też, ale głównym powodem byłaś ty, więc potem dalej się oszukiwałem. Przyjaźń z fizjo to nie jest coś rzadko spotykanego. Nie uważałaś nas za przyjaciół?

– Ja nie wierzę w przyjaźń – odpowiedziałam. – Wiem, jak to brzmi, ale przyjaźń dla mnie to jest coś idealnego, musi być poparta latami przywiązania i sympatii. Przyjaźń trzeba „udowodnić". Ktoś, kogo się uważało za przyjaciela, a już nim nie jest, to tak naprawdę nigdy nim nie był. A taka prawdziwa przyjaźń zdarza się chyba tylko w książkach. Uważałam nas raczej za potencjalnych przyjaciół, ale właściwie nie wierzyłam, że to się uda. Mnie się nie zdarzają przyjaźnie.

– Bo odpychasz ludzi.

– Polubiłam cię, nie zaprzeczę. Więc co mówiłeś o przyjaźni z fizjo?

– Że się często zdarza i myślałem, że mnie się zdarzyła.

– A słyszałeś, że przyjaźń damsko-męska nie istnieje? – zaśmiałam się. – Zawsze któraś ze stron będzie liczyła na coś więcej.

– Daj żyć, Gabryśka.

– Ale nie odpowiedziałeś na moje pytanie. Czy spodziewałeś się, że po kilku miesiącach tak to będzie wyglądać? Wygląda na to, że jesteśmy ze sobą już... – policzyłam szybko w głowie – sześć miesięcy, pół roku!

– Myślałem, że będzie trudniej, gorzej. Spodziewałem się, że nie będziemy się za często widywać. Związki na odległość nie są łatwe.

– Nie widywaliśmy się wcale często.

– Częściej, niż myślałem. A ty?

– Ja?

– Jak sobie to wyobrażałaś?

– Zupełnie inaczej. Nie dawałam nam szans na związek. Myślałam, że parę razy się spotkamy i tyle. Poziom hormonów spadnie i damy sobie spokój. Nie chciałam tylko, żebyśmy potem patrzyli na siebie z niechęcią.

– Poziom hormonów – prychnął. – Wszystko sprowadzasz do medycyny? Proza życia?

– Uczucia to w dużej mierze hormony – wzruszyłam ramionami.

– Widać, że twoi rodzice są lekarzami – stwierdził z przekąsem.

Przerwaliśmy rozmowę, bo doszliśmy już do mieszkania Kuby. Z ulgą weszłam do środka, bo zdążyłam już zmarznąć w czasie tego spaceru. Zerknęłam na wyświetlacz telefonu. Dopiero zobaczyłam wiadomość sprzed godziny od Anotine'a, który pytał, co słychać.

– Piszesz z nim? – usłyszałam wrogi głos Kuby obok.

– Po pierwsze, nie zagląda się ludziom przez ramię, a po drugie, przyjaźń z fizjoterapeutą zdarza się całkiem często.

– Nie uspokaja mnie to – odburknął.

– Oj, Kuba.

Odpisałam Antoine'owi, że wszystko gra i że niedługo wracam do pracy. Kuba stał z założonymi rękoma i przyglądał się mi z uwagą. Przewróciłam oczami, a potem wspięłam się na palce i pocałowałam go w policzek. Odpowiedział mi pocałunkiem w usta. Przymknęłam oczy.

– Tylko ty się liczysz – szepnęłam. – I miałeś mi ufać.

– Ufam.

– To nie wracajmy do tego. Nie odetnę kolegi z drużyny, bo jesteś o niego zazdrosny.

– Ale jeśli cię dotknie, to skręcę mu kark, dobra?

– Kuba, nawet sobie nie żartuj. Poza tym dobrze wiesz, że nie pozwalam się dotykać pacjentom. A skręcony kark wymagałby długiej rehabilitacji i ciężkiej pracy po mojej stronie.

– Nie wymagałby, gdybym zrobił to skutecznie.

– Kuba!

Coś ponad siatką | Kuba KochanowskiOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz