Rozdział 24. Pozwól mi się sobą zaopiekować

1.1K 53 5
                                    

marzec 2019 r., Łódź

– Ale mnie załatwiłaś. Miesiąc zwolnienia? – usłyszałam śmiech Roberta, drugiego fizjoterapeuty, w telefonie.

Podrapałam się po brodzie, którą obcierał kołnierz ortopedyczny. Rzeczywiście sama sobie tego nie wyobrażałam. Ja już po dwóch dniach leżenia miałam dość bezczynności. Byłam osłabiona, ale przecież nie na tyle, żeby nic nie robić.

– Wrócę szybciej, zobaczysz – odpowiedziałam.

– Nie świruj. Pilnuj swojego kręgosłupa, bo nie będziesz mogła dbać o kręgosłupy innych – pouczył mnie.

– Wiem, wiem.

– I gdybyś potrzebowała pomocy, wal śmiało.

– Wiedziałam, że można na ciebie liczyć, dzięki.

*

– Kto jest w półfinale Ligi Mistrzów? Beng! – cieszył się Kuba.

– Kto jest w półfinale PlusLigi? Beng! – roześmiałam się, a jego entuzjazm nieco opadł.

Znowu pocałował mnie w czoło. Jakie to dziwne, wyczuwać czyjeś intencje po pocałunkach. Wiedziałam już, że w jego języku pocałunek w czoło oznaczał troskę i chęć opieki. Czasem też znaczyło to po prostu: nie martw się.

– Mogę cię porwać do Bełchatowa? – spytał.

Uśmiechnęłam się do niego.

– Możesz. Chociaż... Powinieneś trochę odpocząć przed meczem z Kędzierzynem.

– Mam taki zamiar. Chcę odpoczywać z tobą.

– Dobrze, zabierz mnie stąd. Mam już dość szpitalnego życia.

W szpitalu byłam już ponad tydzień i zdecydowanie już chciałam wyjść, zwłaszcza że czułam się już całkiem nieźle w porównaniu do pierwszych dni po wypadku. Poruszałam się sama, ale Kuba uparł się, żeby wziąć dla mnie wózek i w taki sposób przetransportować mnie do swojego samochodu. To też było dziwne. Człowiek nie spodziewa się, że może go coś podobnego spotkać, że będzie obserwować świat z pozycji osoby na wózku.

Otworzył drzwi i pomógł mi wsiąść. Nawet zapiął mój pas.

– Naprawdę mogłam zrobić to sama.

Zauważyłam dziwny smutek na jego twarzy.

– Gabryśka, pozwól mi się sobą zaopiekować.

– No... Dobrze, ale bez przesady, potrafię zapiąć pas – próbowałam się z nim przekomarzać.

Westchnął.

– Przecież to wszystko moja wina – stwierdził.

– Co? – zdziwiłam się. – O czym ty w ogóle mówisz?

– Jechałaś do mnie, gdy to się stało. Gdybym na ciebie nie naciskał, może by do tego nie doszło.

Zaśmiałam się, żeby pokazać, że nie traktuję tego wyznania poważnie, ale on nawet się nie uśmiechnął.

– Kuba, to nie jest twoja wina. Naprawdę myślisz, że twoje rzekome naciski coś do tego miały? Nie byłam przygotowana do tej drogi.

– Mogłem cię powstrzymać, powiedzieć, żebyś nie jechała tak wcześnie.

– Przeceniasz swój wpływ na mnie – znowu próbowałam zażartować.

– Przepraszam cię.

– Nie masz mnie za co przepraszać...

Coś ponad siatką | Kuba KochanowskiOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz