Rozdział 23. Nici z naszego weekendu w Bełchatowie

1.1K 46 9
                                    

marzec 2019 r.

Kalendarz Kuby znowu robił się napięty (Skra awansowała do ćwierćfinału Ligi Mistrzów) i znowu nie zgadzał się z moim. Wysyłaliśmy do siebie wiadomości i dzwoniliśmy, ale to nie mogło zastąpić realnego kontaktu.

"Co masz na sobie?" – przeczytałam pewnego razu, gdy skończyłam masaże z Wojtaszkiem. Prawie udusiłam się ze śmiechu po tej próbie "flirtowania".

"Dres, a moje ręce kleją się od olejku do masażu" – odpisałam.

Ale to nie tak szedł ten dowcip. Powinien spytać, w czym jestem, ja bym odpisała, że w pokoju do masażu, a on na to, że powoli zdejmuje ze mnie pokój do masażu. Czy jakoś tak.

"Tęsknię" – odczytałam.

"Ja też".

"Nie znajdziesz nawet chwili, by wpaść do Bełchatowa?"

"Znajdę" – obiecałam mu.


9 marca 2019 r.

Jedyny odpowiedni moment, jaki udało mi się znaleźć, to dzień wolny po wyjazdowym meczu do Olsztyna. Wróciliśmy późno, ale mnie szkoda było czasu. Przespałam się dwie godziny i wsiadłam do samochodu. Wypiłam kawę, by się wzmocnić i w drogę. Bełchatów przecież nie jest na końcu świata.

To był błąd. Szybko zrobiłam się głodna, a w połączeniu z wciąż działającą kofeiną, zadziałało to na mnie fatalnie. Trzęsły mi się ręce. Trudno mi się było skupić. W pewnym momencie spostrzegłam, że ciągle zwalniam, bo nie potrafię utrzymać koncentracji. Wszystkie samochody mnie wyprzedzały. Rozkojarzenie. Właściwie tyle pamiętałam z tej drogi. Potem nagle pojawiła się plama.

*

Ledwo byłam w stanie rozlepić powieki. W kończynach czułam dziwną ociężałość. Nie mogłam nimi ruszyć.

– Gabryśka?! Gabryśka?! Słyszysz mnie? – Nigdy nie słyszałam takich tonów u Kuby. Jego głos był dziwnie zdławiony i przestraszony.

– Proszę się uspokoić. Obiecał pan spokój – zbeształ go jakiś inny, zupełnie mi obcy damski głos.

– Gabryśka...

Chciałam powiedzieć, że słyszę, ale z moich ust wydobył się jakiś żałosny jęk. Znowu próbowałam się ruszyć, ale moje własne ciało odmawiało posłuszeństwa.

– Pić – udało mi się w końcu powiedzieć.

Poczułam na ustach coś wilgotnego, jakby chusteczkę lub szmatkę. Oblizałam je.

– Tyle na razie musi wystarczyć – powiedziała kobieta. – Pamięta pani, co się stało?

– Byłam... Jechałam do Bełchatowa...

– Miała pani wypadek. Ma pani wstrząs mózgu, whiplash... Wie pani, co to jest?

– Powypadkowy uraz szyi.

– Będzie żyła – usłyszałam Kubę. Tym razem miał ulgę w głosie.

– Trochę siniaków i zadrapań...

– Gdzie jestem?

– W szpitalu w Łodzi.

Rozmawiałyśmy jeszcze chwilę o tym, co się stało, i o moim stanie zdrowia. W końcu lekarka zostawiła nas samych. Kuba wziął mnie za rękę, do której przytwierdzony był wenflon.

– Kotek, wiesz, jak mnie wystraszyłaś? – spytał. – Gdy dowiedziałem się, że miałaś wypadek...

– Jak się dowiedziałeś? Kto cię zawiadomił?

Coś ponad siatką | Kuba KochanowskiOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz