Rozdział 19. Tylko nic nie przypal

1.1K 47 18
                                    

31 stycznia 2019 r., Warszawa

PlusLiga pędziła do przodu. Onico Warszawa radziło sobie świetnie, a Skra Bełchatów... tak sobie. Kuba starał się nie skarżyć, ale wyczuwałam, że coś nie do końca jest w porządku. Najzwyczajniej w świecie był nieco przybity wynikami, ale wiedziałam, że jako osoba z zewnątrz nie powinnam wnikać w to, co się dzieje w ich zespole.

Przyjechał specjalnie, żeby spędzić ze mną trochę czasu w moje urodziny 31 stycznia, mimo że miałam wtedy mnóstwo pracy.

– Tylko nic nie przypal – poprosiłam go, gdy wychodziłam z domu.

– Nie wierzysz we mnie, nieładnie – odpowiedział.

– Kuba, po twoim ostatnim gotowaniu patelnię ledwo odskrobałam. Uważaj, proszę.

– Powinnaś doceniać, że przynajmniej próbuję.

Zrobił minę obrażonego dzieciaka. Posłałam mu buziaka w powietrzu i wyszłam z domu. Miałam w głowie ułożony plan fizjoterapii dla chłopaków i plan na spędzenie wieczoru z Kubą. Wyobrażałam sobie romantyczną kolację z winem. Nic specjalnego, zwłaszcza że byłam wyczerpana pracą, a następnego dnia żadne z nas nie mogło sobie pozwolić na leżenie do południa.

Dotarłam z powrotem do domu krótko po dwudziestej. Wcześnie jak na mnie, ale nie chciałam, żeby Kuba tyle czasu siedział sam, zwłaszcza że przecież przyjechał specjalnie na moje urodziny. Kiedy otworzyłam drzwi, w mieszkaniu było ciemno. Zdziwiło mnie to.

– Kuba?! – zawołałam nieco zaniepokojona. Czyżby nagle musiał wracać do Bełchatowa? Napisałby chyba? Wymacałam włącznik światła.

– NIESPODZIANKA!

Przysięgam, że prawie dostałam zawału. W moim mieszkaniu byli prawie wszyscy z drużyny Onico, niektórzy przyszli z partnerkami, a Kuba stał z przodu z przepraszającym uśmiechem i bukietem kwiatów.

– Gabryśka? W porządku? – spytał, podchodząc do mnie.

– Ja... Nie spodziewałam się – wydukałam.

– Może... Może usiądź sobie – zaproponował.

Podeszłam niepewnie do kanapy, próbując się uśmiechać. Usiadłam. Ktoś mi wcisnął w rękę szklankę wody. Przynajmniej wydawało mi się, że to woda, dopóki nie wzięłam łyku.

– Gabryśka...

– Tylko nie śpiewajcie mi sto lat. Okej?! – krzyknęłam.

Wszyscy ruszyli składać mi życzenia, a ja powoli zaczęłam ogarniać, że ktoś przygotował girlandy i baloniki jako dekorację oraz przekąski do jedzenia.

Kuba pogłaskał mnie po plecach.

– Przepraszam – szepnął rozpaczliwie. – Myślałem, że będzie ci miło.

– Jest mi miło! – zapewniłam go. – Jestem tylko okropnie zaskoczona. Jeszcze nikt nigdy w życiu nie zrobił mi niespodzianki urodzinowej.

Spięcie z żołądka powoli odchodziło. Kuba wziął mnie za rękę.

– Może coś zjesz? Na pewno jesteś głodna.

– A kto robił to jedzenie? Ty? – pozwoliłam sobie na drobną uszczypliwość.

– Bardzo śmieszne. Kwolo mi trochę pomógł.

– Kwolo? Chyba nie mówisz poważnie.

– Pewnie, że nie mówię poważnie – prychnął. – To, jak załatwiłem jedzenie, to moja tajemnica.

Puścił oczko w moim kierunku. Postanowiłam więc wstać i zobaczyć, jakie pyszności załatwił.

Zbyt gwałtownie. Białe plamy przed oczami. Dlaczego wszyscy mówią, że robi im się ciemno? Mnie robi się biało. Nagle leżałam na podłodze. Jak na komendę, skończyła się piosenka, która właśnie leciała, a ja mogłam podziwiać świat z innej perspektywy. Wszyscy na mnie patrzyli.

– Gabryśka?! – usłyszałam przestraszony głos Kuby.

– Nic mi nie jest – powiedziałam. – Ja tylko...

Pomyślałam, że powinnam się podnieść, ale nie miałam siły. Na tej podłodze było tak wygodnie.

– Chodź – poczułam, jak Kuba podkłada rękę pod moje plecy i próbuje mnie podźwignąć.

– Daj spokój, sama wstanę.

– Powinnaś pojechać na pogotowie – stwierdził Andrzej Wrona.

– To tylko przemęczenie – burknęłam, bo nie cierpię, gdy ktoś mi mówi, co mam robić.

Kuba poprowadził mnie siłą do sypialni i zmusił, żebym usiadła na łóżku. Sam stał nade mną i przyglądał się mi z miną wyraźnie sugerującą zaniepokojenie.

– Kotek...

– Nic mi nie jest – powtórzyłam uparcie. – Zobacz, to było chwilowe. Podniosłam się gwałtownie i trochę mnie ciśnienie pokonało.

– Zemdlałaś kolejny raz. To nie jest normalne.

– Kolejny raz w przeciągu jakiego czasu? – skontrowałam – Czasem mi się zdarza, ale musiałabym mdleć regularnie, żeby to był w ogóle powód do niepokoju. Wiesz, ile pracuję? Czasami nie mam chwili, żeby zjeść porządny obiad, więc chyba mam prawo być czasem przemęczona.

– Kiedy ostatnio robiłaś jakieś badania?

Szybkie szukanie w głowie. Za długie wahanie przy odpowiedzi.

– Widzisz? – uprzedził mnie Kuba oskarżycielskim tonem. – Myślałem, że poszłaś na badania po tej kroplówce.

– Nie miałam czasu – odburknęłam, nie patrząc na niego.

– To niepoważne! – podniósł nieco głos. – Dbasz o zdrowie innych, ale nie o swoje?

– Nie krzycz na mnie.

– Nie krzyczę. Po prostu się martwię. Przecież na kadrze... Pamiętasz? Wtedy też mi zemdlałaś podczas zabiegu.

Poczułam się dotknięta.

– Nie podczas, tylko po, i nie zemdlałam, tylko zakręciło mi się w głowie, co wykorzystałeś, żeby mnie do siebie przyciągnąć.

– Ja wykorzystałem?! Myślałem, że pomagam!

Chęć kłócenia się z nim opadła mi natychmiast.

– Bo pomogłeś – zgodziłam się.

– Obiecaj mi, że pójdziesz w tym tygodniu do lekarza i sprawdzisz, czy wszystko w porządku.

Westchnęłam.

– Obiecuję, że załatwię to tak szybko, jak to możliwe – odpowiedziałam.

Skrzywił się.

– Nie odkładaj tego. Będę cię pilnował. – Pogroził mi palcem.

Naburmuszyłam się.

– Hej – klęknął przede mną wziął za ręce – musisz mieć siłę, żeby wziąć na siebie po sezonie ligowym kadrę. Chcę, żebyś tam była. Żebyśmy oboje tam byli.

Uśmiechnęłam się blado.

– Serio?

– Serio. Świetnie się z tobą pracuje.

– Ale nigdy nie pracowaliśmy razem jako para.

– Będzie jeszcze lepiej, zobaczysz.

– Masz rację, w końcu będę mogła sama kontrolować twoją fizjoterapię – wyszczerzyłam się.

– Marzę o tym – odpowiedział, a w jego głosie było tyle ciepłych tonów, że się wzruszyłam. Oczywiście nie dałam nic po sobie poznać. Przyciągnęłam go za szyję i pocałowałam. To miało być krótkie cmoknięcie, ale trudno się było oderwać od jego ust, zwłaszcza gdy nie pozostawały mi dłużne.

– Czy drzwi od sypialni mają zamek? – spytał Kuba, przeciągając dłońmi po moich plecach.

– Nigdy nie był mi potrzebny, mieszkam sama... To, o czym myślisz, to nie jest dobry pomysł. Ludzie czekają.

– Czułem, że tak powiesz, ale może mimo wszystko...

– Nie.

Znowu się naburmuszył jak dzieciak, ale już nie próbował mnie przekonywać do zmiany zdania.

– Wracamy?

– Wracamy.

Coś ponad siatką | Kuba KochanowskiOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz