Rozdział 28. Jesteś urocza, przyszła żono

1.1K 49 34
                                    

21 kwietnia 2019 r., Warszawa

Pogłaskałam śpiącego Kubę po uchu. Próbował na wpół świadomie odepchnąć moją rękę. Mruknął coś niezrozumiałego. Spróbowałam znowu.

- Odczep się, Fornal - powiedział w końcu.

Nie powiem, żeby mnie to jakoś mocno zdziwiło.

- Nie jestem Fornal.

Otworzył oczy i odwrócił się w moją stronę.

- Gabryśka? Co jest?

- Wielkanoc jest, jedziemy do moich rodziców.

- Ale już? Nie możemy jeszcze trochę poleżeć? - marudził.

- Chcesz się spóźnić do przyszłych teściów? - spytałam i chwilę później zakryłam sobie usta dłonią.

Kuba wreszcie zrobił bardziej przytomną minę i uśmiechnął się cwaniacko.

- A jednak przywiązałaś się do mnie trochę.

- Ja wcale nie... Tak mi się powiedziało - tłumaczyłam niezdarnie, czując, że krew uderza mi do głowy.

- Wcale nie co? - Ujął mnie pod brodę. - Skoro twoi rodzice to moi przyszli teściowie, to wychodzi na to, że ja jestem twoim przyszłym mężem. Czy nie to dałaś mi przed chwilą do zrozumienia?

Nie potrafiłam mu spojrzeć w oczy. Miał rację, ale nie potrafiłam tego przyznać. Zacisnęłam usta.

- Zaczerwieniłaś się - kontynuował zawstydzanie mnie.

- Nie bądź z siebie taki zadowolony - prychnęłam w końcu.

Wyskoczyłam z łóżka.

- Zbieraj się, bo się spóźnimy.

- A uprasujesz mi koszulę, żono?

- Zamknij się, Kochanowski! Ja nie jestem od prasowania ci koszul. I nie jestem twoją żoną! Żelazko masz tam w szafce na dole.

Usłyszałam, że Kuba się śmieje, więc rzuciłam mu wściekłe spojrzenie.

- Okej, wybacz, PRZYSZŁA żono.

- Przysięgam, że jeszcze słowo i cię odeślę do Giżycka w pudełku od zapałek!


Ogarnęliśmy się w niecałą godzinę i ruszyliśmy w stronę mojego rodzinnego domu. Siedziałam dość spięta w samochodzie Kuby (swojego jeszcze nie kupiłam) i gapiłam się w szybę. Chciałam, żeby Kuba zrobił na wszystkich ciotkach dobre wrażenie.

- Wyglądasz na zestresowaną - stwierdził.

- Wydaje ci się - odpowiedziałam słabym głosem.

Westchnął na to.

- Znam cię już trochę, nie musisz przede mną ukrywać tego, co czujesz.

Przesunął rękę ze skrzyni biegów na moją dłoń. Dopiero w zetknięciu z ręką Kuby uświadomiłam sobie, jak bardzo moja własna jest zimna.

- Będzie dobrze - rzucił wyświechtanym tekstem.

Przełknęłam ślinę.


Całuski z ciociami i wujkami, rozmowy z ludźmi, których widzisz parę razy w roku, czyli koszmar introwertyka.

- A to mój Kuba - powtarzałam wszystkim.

- Przystojniak! - piała ciocia Kasia.

- A jaki wysoki! - wtórowała ciocia Ela.

- Siadajcie do stołu, bo stygnie! - zawołała moja mama, a ja już poczułam mentalne zmęczenie. Czułam opór, żeby ścigać się do stołu, ale w końcu zostałam zmuszona do zajęcia miejsca.

- Cześć, Gabryśka - przywitała się ze mną moja siostra cioteczna, obok której usiadłam. - Ale stuleja, co?

Zaśmiałam się.

- Lepiej bym tego nie ujęła. Poznaj Kubę. Kuba, poznaj, to moja kuzynka Karolina.

- W końcu przedstawiasz mi jakiegoś siatkarza. Obiecałaś mi kiedyś, że mnie z nimi poznasz - odpowiedziała Karolina, ściskając rękę Kuby.

- Wybacz, ciągła praca, brak zabawy - usprawiedliwiłam się. - Nadrobimy to. Po twojej maturze.

- Ja myślę. Jedz bigosik, bo ci stygnie.

Uśmiechnęłam się kwaśno.

- Kuba, weź jeszcze kotlecika - zachęciła moja mama. - Nie smakuje?

Byłam ciekawa, jak Kuba zareaguje na ten szantażyk ze strony przyszłej teściowej.

- Bardzo pyszne - odpowiedział - ale muszę zostawić miejsce na inne pyszności, które tu widzę.

Nie dał się, pomyślałam z dumą.

- A może winka domowej roboty z działki? - zaczął proponować wszystkim mój tata.

- Dziękuję, prowadzę - odmówił Kuba.

- Karolinie nie lej! Jest za młoda! - krzyknęła ciotka Ela.

- Mam już skończone osiemnaście! - przypomniała Karolina.

- Przepraszam, zapomniałam. Jak ten czas szybko leci.

- To prawda - westchnęła moja mama. - Do dziś mam przed oczami widok, jak Gabrysia idzie do pierwszej klasy.

Przewróciłam oczami.

- Dla mnie odrobinkę tylko, tato - poprosiłam, gdy podszedł z butelką.

- E tam, chyba nie jesteś w ciąży? - odpowiedział i buchnął mi napoju do kieliszka.

Zauważyłam uśmieszek na twarzy Kuby.

- Jedz, nie smakuje? - burknęłam do niego.

- Jesteś całkiem urocza, gdy się złościsz, przyszła żono.

Znowu ten przypływ gorąca.

- To ci się zebrało na flirty.

- Co ja słyszę? - wtrąciła Karolina. - Przyszła żono? To znaczy, że się zaręczyliście?!

- Ciszej! - syknęłam, ale było już za późno.

- Zaręczyliście się? - podchwyciła ciotka Kasia. - Cóż za cudowna nowina. W końcu będzie jakieś wesele w naszej rodzinie.

- Pięknie! Gratulacje!

- A gdzie pierścionek?

- Dlaczego nic nie powiedziałaś? - uderzyła z pretensjami moja mama.

Gdybym mogła, to weszłabym pod stół, ale w pewnym wieku już nie wypada.

- NIE ZARĘCZYLIŚMY SIĘ! - ryknęłam, a przy stole zapadła cisza.

Kuba w uspokajającym geście położył mi rękę na plecach, ale ja już miałam tego wszystkiego dość. Rozeźlona strzepnęłam jego dłoń i odeszłam od stołu. Poszłam do łazienki. Mogłam obejrzeć się w lustrze. Nie zaczęłam jeszcze pić wina, które nalał mi tata, a już miałam wypieki.

Ktoś zapukał w drzwi.

- Gabrysia? - zawołała moja mama. - To było bardzo niegrzeczne.

- Mogę zrobić siku? - warknęłam.

Wyszłam po chwili przygotowana na kazanie od mamy, ale mamy już tu nie było. Był za to Kuba.

- Niepotrzebnie się tak denerwujesz - stwierdził.

- Nie uważasz, że to trochę za wcześnie na takie "żarty"? Jesteśmy ze sobą krótko.

- Ale to wciąż są żarty. A ja nie śmiałbym się pokazywać przed twoją rodziną bez pierścionka - zachichotał.

- Bardzo zabawne.

Wzruszył ramionami.

- Spokojnie, nawet nie wiem, jaki masz rozmiar palca.

Westchnęłam.

- Ale się dowiem - dodał.

Coś ponad siatką | Kuba KochanowskiOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz