Rozdział 7. Zakres ruchu rzeczywiście nieco ograniczony

1.4K 56 128
                                    

31 października 2018 r., Bełchatów

Byłam już dość mocno podpita. Siedziałam na kanapie wtulona w Kubę i próbowałam kontaktować.

– Idę do łazienki – powiedział i zostawił mnie.

Przeholowałam? Kręciło mi się w głowie. Zła Ciri. Stwierdziłam, że lepiej będzie, jeśli wyjdę się przewietrzyć na taras.

Fala zimna uderzyła mnie, gdy tylko przekroczyłam próg, mimo to wytrzymałam i podeszłam do barierki. Spojrzałam do góry. Na niebie miliony gwiazd. Poczułam się nieco stabilniej. Może nie było tak źle.

– Cześć, Ciri.

Obróciłam się, żeby zobaczyć, kto za mną przyszedł i, o ile to możliwe, poczułam jeszcze większy chłód. Michał Filip, którego unikałam cały wieczór, przyszedł tu za mną. Próbował się nawet uśmiechnąć przyjaźnie. Przełknęłam ślinę.

– Cześć.

– Pamiętasz mnie?

Niestety, tak – pomyślałam, ale nie powiedziałam tego głośno.

– Chcesz czegoś ode mnie?

– Wszyscy o tobie mówią – rzekł i zbliżył się do mnie.

– Co mówią?

– Laseczka z ciebie.

– Nie chcę tego słuchać.

– Kobiety – westchnął. – Przecież mówię ci komplement.

– To ma być komplement? – prychnęłam.

– No kurwa, przecież mówię. Zawsze udajesz taką niedostępną?

– Co?! O co ci w ogóle chodzi?

– Nie udawaj świętoszki.

Cofnęłam się. Serio nie chciałam wiedzieć, o co mu chodzi. Nie chciałam, żeby powtarzał jakieś głupie stereotypy o obmacywaniu zawodników, bo czułam, że do tego to zmierza.

– Kochan cię nie zaspokaja, że tak się rzucasz?

– Nie interesuj się – zareagowałam agresją na tak jawną zaczepkę.

Ruszyłam do środka. W drzwiach wpadłam na Kubę.

– Tu jesteś – powiedział na mój widok i uśmiechnął się rozczulająco. – W porządku?

– Tak. Pijemy?

– Ty już nie pijesz.

Byłam wściekła. Odgryzłabym Filipowi nos, gdyby mi to przystawało. Zamiast tego zdjęłam z głowy blond perukę, która od jakiegoś czasu już mnie drapała. Objęłam Kubę w pasie i weszliśmy do środka.

– Na pewno wszystko w porządku? – spytał, przekrzykując muzykę.

Wzruszyłam ramionami. Podbiegł do nas Fornal.

– Tańczymy w końcu? Coście tacy sztywni? Ciri, nowa fryzura? Chodźcie... Dżesiiika, bejbi pliz dąt brejk maj hart! – rozdarł się Tomek.

– Chodźmy – zgodził się Kuba. – Udowodnię ci, że jestem wart.

Pociągnął mnie za rękę, więc chcąc nie chcąc dołączyłam do kółeczka tańczącego na środku pokoju. Próbowałam sobie przypomnieć, kiedy ostatni raz tańczyłam. Kuba przyciągnął mnie do siebie. Nawinął sobie kosmyk moich włosów na palec.

– Ze swoimi włosami wyglądasz chyba jeszcze lepiej – powiedział.

Motyle w brzuchu. Szybko połączyłam swoje usta z jego ustami. Wziął mnie za ręce i obrócił. Dałam się porwać.

Coś ponad siatką | Kuba KochanowskiOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz