Rozdział 2

1K 79 3
                                    

- Czy jest pani pewna swojej decyzji? Straci pani wszystkie udziały w firmie, bez możliwości odwrotu- prawnik po raz kolejny zaczął mnie pouczać.

- Tak, jestem pewna. Nie chcę mieć z tym nic wspólnego.To nie jest i nigdy nie będzie moja firma.- odpowiedziałam najspokojniej jak tylko w tej chwili potrafiłam.

- Straci pani wszystkie dochody- powiedział to w sposób, jakby zależało mi tylko na pieniądzach. Teraz facet przegiął.

- Czy pan siebie słyszy? Nie obchodzą mnie pieniądze. Nigdy nie interesowałam się biznesem, nie mam pojęcia jak zarządzać firmą i nie chcę nią zarządzać. Wolę to powierzyć osobie, która pracowała z moim tatą i zna się na rzeczy. Proszę więc pana, aby przestał się powtarzać i przepisał tą cholerną firmą na tego oto pana- wskazałam na siedzącego obok mnie Clarka i w tym momencie poczułam dłoń Michaela na mojej drugiej dłoni, spoczywającej na moim kolanie. Nigdy nie wiedziałam jak on to robił, ale był jedyną osobą, która potrafiła mnie uspokoić swoim głupim dotykiem. Oczywiście nie mam tu na myśli żadnej miłości czy czegoś podobnego. Po prostu znamy się już bardzo długo i jesteśmy ze sobą zżyci. Razem z Kate traktujemy się jak rodzeństwo i zawsze tak już będzie, a przynajmniej taką mam nadzieję.

- Proszę się uspokoić- a ten kurde swoje, jak mam być spokojna skoro rozmawiam z kompletnym idiotą?- proszę tu podpisać- podał kartkę najpierw mi, a następnie Clarkowi. Oboje podpisaliśmy i w tym momencie firma przestała należeć do mojej rodziny. Wiem, że rodzice nie mieliby mi tego za złe. Zawsze powtarzali, że jeśli się na czymś nie znam, lepiej żebym przekazała to osobie doświadczonej, aniżeli miałabym to spieprzyć. Tak więc posłuchałam ich i pozbyłam się udziałów w firmie. 

- Czy to już wszystko?- zapytałam już spokojnie.

- Tak, majątek jest pani, firma została przepisana- odpowiedział bez emocji nawet na mnie nie patrząc.

- W takim razie dziękuję. Do widzenia- nareszcie jest wszystko załatwione. Miałam szczęście, że sprawa nie ciągnęła się miesiącami, tylko została załatwiona, można powiedzieć "od ręki". Po części to zasługa Clarka, to on znalazł tak szybko prawnika, co prawda nie był jakiś cudowny, ale przeżyłam to. Teraz już problem z głowy. Zostało jeszcze pakowanie się. Człowiek, który kupuje nasz dom ma się stawić jutro, ponieważ jak twierdzi, chce dokładnie obejrzeć dom. Szczerze mówiąc myślałam, że to ja wyzbyłam się cech ludzkich, takich jak na przykład empatia, jednak ludzie mnie zaskakują. Nikt, kompletnie nikt, nie przejął się śmiercią moich rodziców, wszyscy ich przyjaciele mają to gdzieś. Oczywiście na pogrzebie było mnóstwo ludzi, ale przyszli tam, ponieważ to było ich szefostwo i poza tym Clark kazał im tam przyjść. Właśnie, jedynie Clark jakoś się tym przejął, ale zważywszy na moją decyzję o szybkim pozbyciu się firmy i wszystkiego czego "dorobili" się rodzice postanowił mi pomóc. 

- Za jakieś 20 minut Kate do nas dołączy- zakomunikował mi Mike gdy wysiadaliśmy pod domem.

- Na prawdę nie musicie mi pomagać- uśmiechnęłam się delikatnie i ruszyłam w stronę drzwi.

- Mała, nie masz nic do gadania- wyszczerzył się i dźgnął mnie w bok.

- Przypominam Ci, iż jestem od Ciebie starsza- wytknęłam mu język 

- Tak o 2 miesiące, ale za to ja jestem bardziej inteligentny

- Inteligentny? Nie sądzę, ale na pewno częściej pakujesz się w kłopoty. No wiesz, żeby zadzierać z ludźmi Jeffa? No przyznaj to był idiotyzm- spojrzałam na niego i nam obojgu miny zrzedły.

- Tak to było głupie, ale wiesz jaki jestem. Nie umiem odpuścić, a ten koleś sam zaczął.

- On zaczął- udawałam głos obrażonego dziecka- nie możesz zwracać uwagi na głupie zaczepki, przecież wiesz, że oni po prostu szukają osoby, która właśnie zareaguje i się podłoży. Oboje wiemy, że oni nigdy nie są sami. 

FreedomOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz