*Ashton POV*
Ostatnie dni, były chyba najgorszymi w moim życiu. To zdecydowanie nie było spokojne wypoczywanie z Rose wtuloną w moją klatkę piersiową, no bo hej, dlaczego miałoby to tak wyglądać, skoro Rose nie ma pojęcia, co do niej czuję? A co czuję? Nie jestem pewien, ale chyba ją kocham.
Zawsze gdy jest, blisko mnie, nie mogę oderwać od niej wzroku, a za to gdy nie ma jej przy mnie cholernie boję się, że mogło jej się coś stać. Uwielbiam jej piękny uśmiech i to, gdy śmieje się ze mnie. Kocham sposób w jaki się ze mną wita. Kocham to, gdy mnie przytula. Po prostu kocham ją. I może brzmię teraz jak jakaś zakochana nastolatka, ale to Rose tak na mnie działa, no i też w inny sposób, ale to już jest mniej ważne.
Wracając, dlaczego ostatnie dni były najgorszymi?
No cóż, z racji tego, że już nawet ja obawiam się ataku Jeffa, pojechałem do znajomego, odebrać moją broń. Musiałem zapewnić bezpieczeństwo Rose, a nie mam wątpliwości co do tego, że Jeff i Parker będą uzbrojeni. Niestety wczoraj, jak wróciłem do domu, Rosie zobaczyła broń. Od razu odskoczyła ode mnie. Była przerażona. Nie rozumiałem tego do końca, ale miała prawo tak zareagować. Pozwoliła sobie wszystko wyjaśnić, ale i tak była zdystansowana w stosunku do mnie. Unikała mnie, nie uśmiechała się. Nie chciałem, aby się mnie bała. Nie lubiłem, gdy była daleko. Nie pozwalała się dotknąć, przytulić, a ja chciałem użyć pistoletu, by strzelić sobie w łeb.
Jednak co mnie zdziwiło? Zachowanie Rose dzisiaj. Weszła do mojego pokoju i po prostu wtuliła się we mnie i zaczęła cicho płakać. Sytuacja była trochę dziwna, ale od razu objąłem mocno dziewczynę i zacząłem głaskać ją po plecach. Była taka drobna. Krucha.
- Przepraszam Ash, wiem, że Ty nie chcesz mnie skrzywdzić. Od początku mi pomagasz, a ja znowu pochopnie Cię oceniłam. Tak bardzo przepraszam- szlochała, a gdy spojrzała w moje oczy nie wytrzymałem. Pocałowałem ją. Uśmiechnąłem się, gdy dziewczyna nie odsunęła się, a oddała pocałunek. Nie był on długi, ale nareszcie mogłem poczuć smak jej ust. I powiem, że używa pomatki truskawkowej.
- Nie masz za co przepraszać, rozumiem Cię- objąłem ją mocniej, a dziewczyna w końcu się uśmiechnęła- chcesz może obejrzeć jakiś film?- zapytałem niepewnie, bo nie wedziałem, czy skończyliśmy już ten temat i czy dziewczyna w ogóle ma zamiar ze mną zostać.
- Chętnie, tylko mógłbyś odłożyć gdzies broń. Nie lubię, gdy nosisz ją przy pasku- uśmiechnęła się nieśmiało, a ja zrobiłem to o zo mnie poprosiła i wyjąłem także nóż z kieszeni. Przezorny zawsze ubezpieczony prawda? No cóż, Rose po raz kolejny była bardzo zdziwiona, ale tym razem w jej oczach nie zobaczyłem strachu, a jakby, podziw?
- Umiesz bronić się nożem?
- Potrafiłbym zabić nim kilkanaście osób w minutę- zażartowałem, ale dziewczyna jednak nie zrozumiała, więc od razu sprostowałem swoje słowa- spokojnie. Kiedyś mój wujek, uczył ,mnie ataku i obrony z użyciem noża. Byłem dzieciakiem, więc było to dla mnie bardzo ekscytujące. Mieszkaliśmy wtedy w nieciekawej dzielnicy, a wujek pomyślał o moim bezpieczeństwie.
- Nauczyłbyś mnie?- zapytała cicho, a ja nie byłem pewien, czy mi się nie przesłyszało.
- Poważnie?- usiadłem obok niej, a Rose już pewniej pokiwała głową.
- Muszę się umieć obronić, prawda? Przecież nie będzie Cię obok mnie zawsze- cóż Rose, ja chciałbym być obok Ciebie zawsze.
- Dobrze, więc jutro Cię poduczę, a teraz obejrzmy w końcu ten film.
*
- Nie Rose, nie masz trzymać noża, jakyś chciała posmarować kanapkę, tylko jakbyś chciała kogoś dźgnąć- stanąłem za nią i złapałem jej dłoń. Poczułem jak przez jej ciało przeszły dreszcze, na co w duchu się uśmiechnąłem.
- Jeśli tzrymałabyś nóż w ten sposób, łatwo byłoby skierować go na Ciebie, a przeciwnik mógłby Cię bardzo łatwo zabić- mówiłem spokojnie i pokazywałem wszystko Rose. Słuchała mnie uważnie i po dłuższym czasie w końcu załapała o co chodziło.
- Teraz spróbuj mnie zaatakować- powiedziałem spokojnie, a dziewczyna wydawała się przerażona.
- Zwariowałeś? Co, jeśli zrobię Ci krzywdę?- pisnęła, wymachując nożem, na co, od razu podszełem do niej i złapałem za rękę.
- Zaraz sama zrobisz sobie krzywdę. Nie machaj tak, tym nożem, a teraz dawaj- była dalej niepewna, ale ja wiedziałem, że nic się nie stanie. Rose miała pierwszy raz doczynienia z taką formą ataku, więc byłem pewien, że jestem bezpieczny. Tak jak jej pokazałem, tak starała się wszystko wykonać. Gubiła się przy tym, ale już potrafiła coś zrobić. Jeszcze trochę poćwiczy i będzie dobrze- Nie jest najgorzej- znów podszedłem do niej, tym razem zabierając jej nóż.
- Dzięki, za to- uśmiechnęła się nieśmiało. Znowu to robiła. Była niemiłosiernie urocza, więc pocałowałem ją. Znów się nie opierała. Pocałunek zmieniał się w coraz bardziej namiętny. Podniosłem Rose i posadziłem na szawce znajdującej się za nami. Cały czas się uśmiechałem. Mógłbym tak codziennie, ale Cooper przerwała pocałunek.
- Ash, my nie możemy...- nie dałem jej nawet dokończyć, ponieważ złożyłem jeszcze jeden szybki pocałunek na jej ustach. Potem odsunąłem się i dałem jej zejść na ziemię.
- Możemy, ale Ty najwidoczniej nie chcesz- odpowiedziałem wpatrując się w dziewczynę.
- To nie tak Ashton. To wszystko jest bardziej skomplikowane- odparła cicho i odwróciła wzrok.
- Daj nam szansę Rose- mimo tego, że nigdy nie powiedziałem jej tego, co do niej czuję, chciałem wiedzieć, czy warto w ogóle jej to powiedzieć.
- Przepraszam..- wyszeptała i odeszła. Wyszła. Zostawiła mnie samego ze swoimi myślami. Niepotrzebnie jej cokolwiek mówiłem. Co jeśli teraz wszystko zniszczyłem?
***
Dam dam dam!
Przedostatni rozdział proszę Państwa!
Zdziwko, że to Ash się pieprwszy 'otworzył'?
Nie mam żadnych ogłoszeń, więc trzymajcie się i do następnego
Cya xx
CZYTASZ
Freedom
FanfictionDziewczyna złapana w sidła niepozornego chłopaka.... Czy zwróci jej wolność? A może to właśnie w jego ramionach Rose poczuje się wolna....