Twenty-Nine.

805 42 4
                                    

Wydarzenia ostatnich miesięcy zmieniły coś w nich wszystkich, to wszystko z czym przyszło im się zmierzyć uświadomiło im jak bardzo potrzebują siebie nawzajem. Wiedzieli, że muszą naprawić błędy przeszłości, zrobić wszystko co w ich mocy, aby pozostać razem, ponieważ byli rodziną i to właśnie się liczyło. Tony wrócił do Nowego Yorku razem z Coulsonem i Furym próbowali naprawić sprawę z traktatem, jednocześnie Fury kazał mu się zająć Parkerem, mógłby być cennym nabytkiem w przyszłości, sam Tony spróbował naprawić sytuację z Pepper, wszystko to uświadomiło mu jak bardzo potrzebuje jej w swoim życiu. Thor i Bruce wyjechali, aby zająć się sprawami Asgardu, a bardziej ludźmi którzy przeżyli upadek jego świata. Wonda i Vision razem zwiedzali świat, Clint z rodziną przeprowadził się do jednego z bezpiecznych domów w Kanadzie. Sam razem z Jamesem pozostali w Wankandzie, gdzie Sam pomagał byłemu żołnierzowi uporać się z traumą i jednocześnie odzyskać kontrolę nad swoim życiem. Natomiast Steve i Natasha...oni po prostu żyli.

Steve obudził się, gdy promienie słońca opadły mu na twarz, lekko przeciągając się otworzył oczy, na jego twarzy pojawił się uśmiech w momencie kiedy tylko ujrzał rudowłosą kobietę wtuloną jednocześnie w poduszkę i jego ramie, które było pod nią. Przez chwilę po prostu ja obserwował, jej piękno, dla niego była najpiękniejszą kobietą na świecie, jednak jej uroda to nie wszystko. Dla Steve'a była wszystkim o czym tylko marzył, marzenia które w pewnym momencie swojego życia porzucił, ale ona tak jak wszystkiego w nowym świecie nauczyła go jak znowu marzyć, jak żyć, co więcej to ona była we wszystkich jego marzeniach, to ona była centrum jego życia, była dla niego wszystkim. 

- Przestań...-wymamrotała, Steve uśmiechnął się i pocałował ją w skroń

- Co mam przestać?

- Gapisz się, nie mogę spać przez to...-skrywała twarz głębiej w poduszkę

- Nie gapię, tylko podziwiam, to różnica- przytulił ją mocniej, na co ona przekręciła się w jego ramionach i położyła głowę na jego klatce. 

-O czym tak myślisz...

-O tobie, często mi się to zdarza- powiedział z uśmiechem, na co przewróciła tylko oczami, jednak na jej twarzy też pojawił się lekki uśmiech. 

Gdy Natasha się obudziła, nie mógł być szczęśliwszy, nie tylko że się obudziła, ale jej stan był dobry, nie nie dobry, był świetny. Jego serum zadziałało tak samo jak w jego przypadku, wyleczyło jego ciało ze wszelkich chorób i uszkodzeń. Przez pierwszą dobę Natashę badali próbują ustalić co się wydarzyło, czy ryzyko zostało zażegnane, czy wreszcie się im udało, czy wreszcie będą mogli złapać oddech. Gdy wszystko okazało się być w jak najlepszym stanie, Natasha została po raz pierwszy od wielu tygodni wypisana ze szpitala. W całej grupie można było odczuć radość i niezwykłą ulgę, jednak nie wszystko jeszcze było skończone. Pozostała dalej sprawa Ivana i Red Roomu, Natasha nie mogła oprzeć się dumie jaką czuła, gdy zobaczyła zszokowaną twarz byłego trenera. Przy pomocy Wandy odkryli pozostałe plany Ivana oraz obecne lokalizacje pozostałych w tym byłego męża Natashy. Steve był bardziej niż zadowolony, gdy razem z Buckym, Samem, Tonym i Clintem byli tymi którzy zostali wysłani, aby ich aresztować, nie obyło się bez walki, Steve w pewnym momencie wręcz się w niej zatracił i pozwolił sobie wyżyć na twarzy Alexiego, przy pomocy drużyny Coulsona udało im się zamknąć nowe siedziby Red Roomu. Wszyscy ich przywódcy skończyli w wiezieniu nowego Shield, ponoć sto razy gorszym niż Raf. Natasha wreszcie była wolna, nie na każdym kroku musiała się oglądać za siebie przed obawą, że dopadnie ją jej przeszłość. Ona i Bucky nie mieli już w swojej głowie ukrytych luk, które zmieniały ich w potworów. Była wolna, otoczona swoimi przyjaciółmi, swoją rodziną, obok miała mężczyznę którego kochała, który kochał ją, wreszcie mogła zacząć żyć.

Właśnie to zrobili, gdy pozamykali sprawy, pożegnali się z przyjaciółmi, razem ramie w ramię wyjechali. W miejsce gdzie byli sami, prawie odcięci od świata, jednak zatraceni w swoim własnym świecie. Żadne z nich nie mogło być bardziej szczęśliwe, cieszyli się każdym dniem, każdą chwilą bycia razem. Prostymi rzeczami na które nigdy nie mieli czasu, albo nie mieli ich z kim dzielić, takimi jak leżenie do późna w łóżku, wspólne śniadania, spacery o zachodzie słońca, mogło to wydawać się śmieszne i ckliwe, jednak dla nich to były pierwsze doświadczenia, prawdziwej miłości, prostego życia, szczęścia które było dla nich teraz takie proste. Mimo że dla świata dalej pozostawiali Kapitanem i Wdową, tutaj byli jedynie Stevem i Nat. Tutaj z dala od rzeczywistości, mogli być sobą, sami nie do końca wiedząc co to oznacza, jednak wspólnie codziennie odkrywali coś nowego, o świecie, o sobie nawzajem, o sobie samych. Wiedzieli, że kiedyś będą musieli wrócić do świata, jednak tak długo jak byli razem mogli się z nim mierzyć. 

Leżeli na kanapie oglądając jeden z filmów z listy Steve'a, Nat leżała na nim opierając brodę na jego klacie. Jego ramię swobodnie obejmowało ją, obydwoje wzrok mieli wbity w telewizor. Cieszyli się tym spokojem jaki ich otaczał, jednocześnie regenerując siły przed tym co czekało ich dalej, wcześniej tego dnia dostali telefon od Tonego, który zorganizował spotkanie z Prezydentem w sprawie odwrócenia skutków traktatu. Za kilka dni mieli wrócić do Nowego Yorku, za kilka dni mieli opuścić ich szczęśliwą bańkę. 

- Nigdy Ci nie podziękowałam- ciszę przerwała Nat

- Nie masz za co mi dziękować- wymamrotał, całując ją w nos

- Mam, zawdzięczam Ci tak wiele- w jej oczach zaczęły pojawiać się łzy

-Nat- położył dłoń na jej policzku i patrzył jej głęboko w oczy- co się dzieje?

- Nic- pokiwała lekko głową- nic złego, po prostu jestem szczęśliwa, nigdy nie sądziłam że na to zasługuję, nigdy nie myślałam, że jestem dla kogoś warta walki, warta poświęcenia, warta czyjejś miłości- tłumaczyła z uśmiechem- wtedy pojawiłeś się ty i zburzyłeś każdą ścianę, którą budowałam przez lata, nawet o tym nie wiedząc stałeś się dla mnie wszystkim, marzeniem, miłością, partnerem, a ja nigdy ci za to nie podziękowałam.

- Ooo, kochanie- pocałował ją lekko w usta- nie musisz mi za to dziękować, jeżeli już to ja powinienem być wdzięczny, dzięki tobie odnalazłem dom w świecie do którego nie powinienem należeć, odnalazłem dom i rodzinę, gdy myślałem jedynie o tym że wolałbym umrzeć na dnie oceanu. Dzięki tobie odzyskałem nadzieję na życie...które myślałem że straciłem na wojnie. To ja jestem wdzięczny...-przerwała mu pocałunkiem, pełnym emocji, radości, nadziei, miłości, a jednocześnie strachu, smutku i cierpienia, które były za nimi jednak zawsze będą ich częścią. 

-Kocham Cię- wymamrotał jej w trakcie pocałunku-Kocham Cię- odpowiedziała.

Leżeli tak sami nie wiedzieć ile, nie miało to znaczenia, nic nie miało, poza nimi i przyszłością która na nich czekała. Nie wiedzieli jak będzie wyglądała jednak wiedzieli jedno, razem dadzą radę zmierzyć się ze wszystkim. 

Ponieważ w końcu, nareszcie, odnaleźli partnera na całe życie...

tego właściwego partnera.


The End. 

One last Time.Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz