Twenty-Eight.

580 36 5
                                        

2 tygodnie później

Mijały dni, a stan Natashy pozostawał bez zmian. Powoli zaczynali tracić nadzieję, Wanda spędzała kilka godzin dziennie przeszukując pamięć Ivan, próbowała znaleźć jakiekolwiek rozwiązanie, jakaś wskazówkę, która pomogła by im uratować Natashę.
Steve znikał na oczach przyjaciół, codziennie w jego oczach było widać mniej nadziei, a coraz więcej smutku i strachu. Jednak nie poddawali się Tony i Bruce codziennie walczyli w laboratorium i razem z Shuri próbowali odnaleźć lekarstwo. Clint, Wanda, Vision razem z Furym próbowali odnaleźć pozostałych członków Red Roomu. Thor szukał rozwiązań nie koniecznie konwencjonalnych, a Sam i Bucky starali się wspierać jak tylko mogli Steve'a, który większość  czasu spędzał przy niej. Trzymał ją za rękę, opowiadał wszystko co wydarzyło się danego dnia. Laura przychodziła i pomagała pielęgniarkom dbać o Nat. Każdy miał jakieś zajęcie w tym trudnym czasie, jednak nic nie zmieniało faktu, że nie umieli jej pomóc, nie widzieli nawet co się dzieje.

Fizycznie Natashy nic nie dolegało, serum zadziałało tak jak powinno, nie wydarzyło się to czego się tak bali, to co przewidywał Ivan. Nie wiedzieli czemu wydarzyło się inaczej, ale wszyscy odczuli ulgę, jednak ona się nie obudziła. Od czternastu dni leżała bezruchu na szpitalnym łóżku, od czternastu dni nie słyszeli jej głosu, nie widzieli jej zielonych oczu. Codziennie walczyli, aby nie utracić nadziei, pierwsze dni przebiegały na czekaniu, martwieniu się, siedzieli z nią wszyscy. Jednak każdego następnego dnia było ich mniej, próbowali znaleźć sposób aby jej pomóc , odreagowywali stres, próbowali odwieźć od szpitala dzieci. Po tygodniu w pokoju był już z nią tylko Steve, oczywiście pozostali też przychodzili jednak nie zostawali już na tak długo. Próbowali pocieszyć  Steve'a jakoś mu pomóc, przypomnieć żeby coś zjadł, rozprostował nogi, spróbował się przespać. Jednak on znowu na nią czekał, znowu siedział przy jej szpitalnym łóżku, nie wiedział jak miałby na nią nie czekać.

Po kolejnej nie przespanej nocy na plastikowym krześle, nastrój Steve'a był wyjątkowo zły, przyjaciele nie wiedzieli jak mu pomóc, nie wiedzieli co zrobić, więc obserwowali to, próbując nie przytłoczyć, ale nic nie pomagało. Steve tylko syczał na pozostałych, gdy tylko coś od niego chcieli, a co jakiś czas do jego oczu napływały łzy, które powstrzymywał za wszelką cenę zaciskając pięści.

Bucky miał dość nie mógł już znieść zachowania przyjaciela, więc gdy po raz kolejny Steve burknął na coś co powiedział do niego Sam. Wstał pociągnął Steve'a za ramię i siłą zaciągnął na siłownię. Bez słowa rzucił w jego stronę rękawice bokserskie, stanął za jednym z worków, które wisiały w sali, złapał aby utrzymać go w miejscu i skinieniem głowy kazał przyjacielowi uderzać
- To bez sensu Bucky, muszę wracać..
- Nie, teraz musisz zostać tu, wyrzuć to z siebie bo zwariujesz, wiem jest ciężko, wiem że się martwisz, boisz, ale nie dasz rady tak długo pociągnąć. Wiec teraz będziesz uderzał w worek, albo w cokolwiek innego, będziesz krzyczał i przeklinał, płakał, cokolwiek Steve, musisz walczyć, jakkolwiek potrafisz, ale masz walczyć- powiedział mu Bucky

Steve przez chwilę stał nieruchomo, analizował słowa przyjaciela, po czym ruszył, na początku niepewnie, nie przykładał się, jednak z każdym uderzeniem, cios był silniejszy. Gdyby nie fakt, że worki były specjalnie przygotowane dla nich, rozleciałyby się w mgnieniu oka. Bucky przyjmował każdy cios, zaciskając zęby, czując niemal złość i rozpacz przyjaciela. Obserwował go, jednak milczał czekał, aż Steve będzie gotowy, żeby wylać z siebie cały żal jaki nosił w sercu. Steve sam nie wiedział w którym momencie zaczął płakać, krzyczeć, jak stracił kontrolę, swój stoicki spokój z którego słynął, w tamtej chwili nie myślał, nie analizował, pozwolił sobie jedynie czuć. 

Po jakimś czasie płacz i krzyk Steve'a ucichł, zelżały jego ciosy, aż do momentu w którym całkowicie przestał uderzać, jedynie patrzył na worek przed nim, i w oczy przyjaciela, który czekał, był, wspierał go. Wiedział doskonale dlaczego nigdy nie mógł sobie wybaczyć utraty przyjaciela i tego co go później spotkało, dlaczego nigdy się nie poddał i próbował odnaleźć, gdy tylko się dowiedział, że Bucky dalej żyje. Tylko on wiedział jak go traktować, on i ona, nie rozumiał dlaczego nie może mieć ich obojga, dlaczego gdy tylko odzyskał przyjaciela, tracił kobietę którą kochał, którą zrozumiał, że kocha za późno, zawsze za późno. 

Upadł na kolana i płakał, dopiero w tej chwili Bucky puścił worek, podszedł do Steve'a i objął go, tylko tyle było im potrzebne, nie musieli rozmawiać o uczuciach, nie musieli sobie nic tłumaczyć, po prostu byli. 

-Dziękuję- wymamrotał Steve w ramię przyjaciela

- Nie ma za co- odparł.

Steve wrócił do pokoju Natashy dopiero po tym jak wziął prysznic, przebrał się i zjadł coś, nie miał na to ochoty, jednak jego serum nie zwracało uwagi na jego uczucia. W pokoju Natashy siedziała Wanda, w jej oczach było widać łzy, widział jak bardzo jest zmęczona, wiedział ile kosztuje ją przeszukiwanie wspomnień Ivana.  

- Myślisz, że uda się nam- zapytała szeptem, jakby się bała, że Natasha ją usłyszy

- Muszę wierzyć, że nam się uda Wanda, muszę inaczej nic innego mi niepozostanie. Więc wierzę- spojrzał jej prosto w oczy, na co dziewczyna potaknęła głową.

- Co się z nim stanie? Z Ivanem?

- Nie wiem, w tej chwili zostanie tutaj, ale nie wiem kto ma zdecydować o jego losie, jeżeli miałbym to zrobić ja...- przemilczał wymownie koniec zdania.

- Wiem, wiem, mam ochotę to zrobić za każdym razem gdy go widzę. Kiedy wchodzę w jego umysł, kiedy widzę co robił tym dziewczynkom, Natashy...nie mogę uwierzyć jak ona to robi...

- Co masz na myśli?- zapytał

- Jakim cudem, to przeżyła, jakim cudem udało jej się zmienić strony, jak może się śmiać, uśmiechać, jakim cudem nie ma ochoty tego wszystkiego...- westchnęła, nie chciała kończyć zdania, sama myśl o tym ją przygnębiała nie chciała obciążać jeszcze tymi myślami Steve'a

- Chciała- przerwał ciszę Clint wchodząc do pokoju- wiele razy, zanim uciekła, zanim zmieniła front, ale i później, nie rozumiała świta, wszystko ją przerażało, ale jedną z wielu rzeczy jakich mnie nauczyła jest nie to, aby się pozbyć strachu, ale nauczyć się żyć ze strachem, bo zawsze znajdzie się coś czego się boimy, ale to my decydujemy czy pozwolimy strachowi decydować kim jesteśmy.- powiedział z uśmiechem- A fakt, że przeżyła to co przeżyła wynika z tego, że nigdy nie znała innego życia, nie wiedziała, że wszystko nie musi wiązać się z bólem, że może decydować o sobie, wiedziała że ma być im wdzięczna wiedziała, że ma być im lojalna. Dlatego wiedziała, co czuje James, dlatego pozwoliła wam uciec, nie tylko ze względu na Steve'a, ale przede wszystkim na szansę, którą ona dostała, którą chciała dać innym.- obserwowali go przez chwilę, on jednak kontynuował opowieść- kilka lat temu zlokalizowaliśmy jedną z nich, Nadia jak dobrze pamiętam, Natasha chciała zrobić to co ja dałem jej, szansę na zmianę, niestety ona wyśmiała ją, więc walczyły, Natasha spędziła prawie godzinę nad jej ciałem, śpiewając rosyjskie kołysanki i głaszcząc ją po głowie, dopiero wtedy tak naprawdę zrozumiałem kim jest Natasha, od tamtego momentu nigdy nie kwestionowałem wyboru aby ściągnąć ją do SHIELD. Reszty nauczyła się z czasem, nigdy by się nie przyznała, ale spędzała wiele godzin, na czytaniu książek, nauce o historii, świecie, kulturach, jakby chciała sprawdzić czy oni nie kłamali w sprawie innych rzeczy jakie dzieją się na świecie. 

- Dlatego wiedziała, jak pokazać mi to wszystko co przegapiłem- powiedział Steve z uśmiechem, wspominając w głowie te czasy, kiedy wracając do mieszkania, znajdował rudowłosą kobietę na jego kanapie, z kieliszkiem w ręku, pizza na stole i wyborem serii filmów.  Późnym wieczorem znowu został z nią sam, opowiedział jej do czego zmusił go Bucky, opowiedział jak okropnie się dziś zachowywał względem ich przyjaciół, zaczął wspominać te wieczory kiedy siedzieli razem w jego salonie, jak opowiadała mu o dzisiejszych czasach, jak on opowiadał jej o przeszłości, sam nie wiedział kiedy zaczął odpływać w krainę snu, jednak nie przestawał mówić-..pamiętasz jak opowiadałaś mi o tej wyspie...nie pamiętam jej nazwy, ale mówiłaś że jest tam pięknie, jak w raju, idealne miejsce, żeby uciec i się schować przed światem, moglibyśmy tam pojechać, pobyć sami...odpocząć po tym wszystkim, ale musisz się obudzić Nat, musisz się obudzić żebyśmy mogli zrobić te wszystkie rzeczy o których marzyliśmy, ale zawsze było coś ważniejszego, musisz się obudzić, abyśmy obydwoje w końcu zacząć żyć, bo widzisz Nat ja..ja naprawdę nie chcę żyć bez ciebie- pocałował jej dłoń, przez chwilę miał wrażenie, że sobie to wyobraża, jednak spojrzał na jej twarz. 

Pierwszy raz od dwóch tygodni mógł oddychać, pierwszy raz od dwóch tygodni się uśmiechnął, ponieważ pierwszy raz od dwóch tygodni zobaczył zielone oczy, te zielone oczy które tak bardzo kochał. 

One last Time.Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz