Rozdział 1

5.3K 224 37
                                    

-Aaa, udało Ci się Czkawka, udało, w nagrodę będziesz mógł zabić smoka!!! ~to jedno zdanie sprawiało, że serce młodego wikinga coraz szybciej i niespokojniej rzucało się w jego piersi, jakby próbowało się z niej wyrwać.

Chłopak musiał dokonać wyboru między plemieniem i tradycjami, a przyjacielem. Był to wybór bardziej niż oczywisty, co nie oznaczało wcale, że był łatwy. Jednak zielonooki był pewien swego jak jeszcze nigdy dotąd.

Pomimo, że teoretycznie to plemieniu zawdzięczał życie, wiedział, że bez jego przyjaciela byłaby to tylko marna egzystencja. Pamiętał czasy sprzed zawarcia ich znajomości. Czasy wcale nie tak odległe, jak mu się wydawało. Czkawka usiadł i westchnął ciężko z bezsilności, a wspomnienia zaczęły przelatywać przed jego oczyma...

Wyspa Berk...
Dziesięć dni drogi na północ od Beznadziei i rzut beretem od Zamarzniesz Na Śmierć.
To taki równoleżnik, gdzie wszystko równo leży. Z wyjątkiem mojej osady... która stoi. Od siedmiu pokoleń z resztą, a mimo to wszystkie budynki są nowe. Mamy tu ryby, owce i malownicze zachody słońca.

O tak, Berk była piękna. Otaczał ją niespokojny, głęboki ocean, którego fale codziennie muskały czystą plażę Thora. Z morskiej wody dumnie wystawały posągi poświęcone wszystkim minionym widzom. Rankami otaczała ją mleczna poranna mgła, nadająca jej uroku i zarazem tajemniczości...

Jedyny problem to szkodniki. Gdzie indziej to są zwykle myszy, względnie jakieś robaki, a my mamy... smoki.

Smoki zawsze były uważane za szkodniki, w polotach zahaczające o potwory, niosące smierć, pożogę i zniszczenie. Mówiono, że są wcieleniami zła. Dziećmi  Thor jeden wie, jakiego czarta. Twierdzono, że potrafiły tylko zabijać.

I tak też było. Całe pokolenia smoków mordowały i były mordowane przez wikingów. Nikt nigdy się nad tym nie zastanawiał - ot, trzeba było się bronić, więc się broniono.

Tymczasem wystarczyła dwójka odmieńców. Jeden „chuderlak" i jeden „legendarny Pomiot Burzy". Trochę jak przeciwieństwa... jeden „słaby", drugi silny i majestatyczny... ale to były tylko pozory. Ich siła ducha była... powalająca.
Jedno spotkanie, chwila zastanowienia... ale od początku.

Normalni ludzie by się wynieśli, ale nie my.
Jesteśmy wikingami!

Berk była piękną wyspą, ale traciła jakąś cząstkę swojego uroku, podczas ataków smoków.
Wtedy gady latały wszędzie i spalały co popadnie, w powietrzu śmigały siekiery, topory, bole i strzały.

Mam na imię Czkawka.
Super imię, wiem, ale mogło być gorzej! Nasi rodzice wierzą, że głupie imiona odstraszają gnomy i trolle. Jakby nie wystarczyły nasze nienaganne maniery!

Wikingowie byli ludem północy.
Żyli w wirze walki, w mrozie i chłodzie, wiecznie opierając się gniewom oceanów i sztormów.
Nie dziwnym było więc, że ich maniery... pozostawiały wiele do życzenia.
No cóż, starali się. Czkawce zdarzało się biec gdzieś, przemierzając wioskę i próbując się uciec przed ogniem czy pociskami i potknąć się, słysząc: „dobry wieczór!" pomiędzy bitewnymi okrzykami.

Wodzem plemienia Wandali był Stoick Ważki. Ponoć dziecięciem będąc urwał jakiemuś smokowi łeb. Czy Czkawka w to wierzył? O tak!

Dokonanie takiego czynu było uznawane za bohaterskie, ale chłopak już wiedział, że nie da rady podążyć jego ścieżką.
Nie da rady być wojownikiem, zabijać, walczyć... zamiast tego odkrył coś zupełnie innego.
Ale Stoick nie był jedynym wikingiem na wyspie. Był jeszcze Pyskacz.
To do niego Czkawka był wysyłany podczas każdego ataku smoków.

Tato, mieszkam z Nocną FuriąOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz