W ten sposób, rozmawiając, wygłupiając się lub topiąc w myślach spędzili kilka kolejnych dni. Nocowali zazwyczaj na pojedynczych, małych, skalnych wysepkach.
Jednak to końcówka podróży zapadła im w pamięć najbardziej. Dzień zaczął się zwyczajnie. Wczesnym rankiem, trochę przed wschodem słońca wyruszyli.
Kiedy słońce miało już krótszą drogę do zachodu niż wschodu, ale do zmroku pozostawało spokojnie parę godzin, zaczęli rozglądać się za postojem.
Znaleźli go, ale nie był takim, na jaki liczyli. Prawdę mówiąc nawet nie mieścił się w ich wcześniejszych wizjach... ale musieli się nim zadowolić, bo nie mieli pojęcia, kiedy trafią na następny.
Było to cmentarzysko starych statków, najpewniej należących do łowców, lecz na chwilę obecną będących jedynie budzącymi grozę ruinami.
Nie utopiły się tylko dzięki ostrym, czarnym skałom, wystającym pionowo z wody, na które były powbijane. Kamienie, które Czkawce przypominały kolce, czyniły miejsce śmiertelną pułapką, prawie niemożliwą do pokonania. Wtedy cieszył się z faktu, że leci na smoku i nie jest zmuszony płynąć łodzią.
-Musimy tutaj?- zapytała z niepokojem w głosie Heathera. Smoki także nie wyglądały na zadowolone z obrotu sprawy, ale, jak Czkawka wytłumaczył czarnowłosej, nie mogły lecieć wiecznie, bez żadnego odpoczynku. Oni sami potrzebowali chwili na rozprostowanie nóg, zjedzenie czegoś i choćby krótką drzemkę.
-Nie mamy przecież żadnej pewności, czy niedaleko znajdziemy jakiekolwiek inne miejsce na urządzanie podobnych przerw- westchnął. -Nic złego nie powinno się stać, jeżeli grzecznie wylądujemy na pokładzie i spędzimy tam trochę czasu.
Już w następnym momencie okazało się, że to, co powinno się stać było czymś zupełnie innym od tego, co faktycznie miało miejsce.
Zacznijmy od tego, że każdy centymetr statków był najeżony pułapkami, czyniąc je idealnymi machinami wojennymi lub przyszłymi grobowcami dla nieostrożnych. Zmęczonym smokom nie zupełnie to przeszkadzało, bo tak czy inaczej nie miały ochoty na zabawy; postanowiły wyspać się i odlecieć stamtąd jak najszybciej. Nie można jednak było powiedzieć tego o dwójce ludzi.
Czkawka niemal piętnaście minut później zaglądał już z ciekawością pod pokład, przez zniszczoną, uchyloną klapę. Może warto byłoby poszperać tam trochę, a nuż dowie się czegoś o planach łowców?
Należało przyznać, że miejsce to wyglądało na stare, co niszczyło szanse zielonookiego na poznanie aktualnych przedsięwzięć wikingów, ale może zwiedzenie go dałoby mu nowy punkt widzenia odnośnie ich taktyki, zwyczajów lub sztuczek? Same pułapki były mistrzowsko wykonane, świetnie ukryte i działały bez zarzutów.
Haddock zdawał sobie sprawę z tego, ze prawdopodobnie nie uda mu się pobić wroga jego własną bronią, ale kto wie, czy nie mogłby nauczyć się czegoś nowego i ulepszyć mechanizmy? W końcu kowalstwo i wynalazki zawsze bardzo go pasjonowały!
Odpuszczał to sobie, uparcie powtarzając sobie, że przecież to okropnie niebezpieczne, a jego celem są odwiedziny rodziny. Jak miałby zrobić mamie i siostrze niespodziankę, gdyby był martwy? Raczej nie wyszłoby miło, więc się powstrzymywał.
Widocznie los miał inne plany, gdyż rozpadało się nagle. Ponieważ przed nimi była jeszcze długa droga nie mogli pozwolić sobie na przemoczenie się i przeziębienie. Tym sposobem Czkawka dostał wystarczająco mocną wymówkę i mógł bez wyrzutów sumienia zapuścić się wgłąb statku.
CZYTASZ
Tato, mieszkam z Nocną Furią
FanfictionCzkawka. Nikt go nigdy nie kochał. Jeśli nawet, to nie tak, aby było to choć trochę dla niego odczuwalne. Nikt go nigdy nie szanował, nie brał pod uwagę jego zdania. Wikingowie nie uważali go za jednego z nich. Jego życie było raczej ciągnącym się...