Rozdział 13

878 72 19
                                    

Napewno nikt się nie spodziewał, że Szczerbatek miał plan.

Szczerze mówiąc, sam smok się tego nie spodziewał, ale w końcu posiadanie za jeźdźca lekkomyślnego, sentymentalnego idioty, mającego skłonności do częstego pakowania się w spore tarapaty do czegoś
zobowiązywało.

Plan Szczerbatka... zakładał, że oboje ujdą z życiem, a co więcej sam do niego przypłynął, w postaci dwóch Raziprądów i jednego Parzypluja.
Smoki z jednej strony były zaciekawione zamieszaniem, a z drugiej chciały bronić swojego terytorium.

W podobnych sytuacjach zazwyczaj dochodziło do potyczek, ale wodne smoki zupełnie nie przewidziały tego, że Nocna Furia użyje na nich swoich słodkich oczek.

A słodkie oczka Szczerbusia działały zawsze. Działały na Valkę, kiedy chciał wydębić od niej więcej ryb, na Chmuroskoka, kiedy chciał uniknąć kary za przeskrobanie czegoś, na Keriann, kiedy chciał, żeby go podrapała za uszkiem... i na dzikie smoki też działały, więc dlaczego miałby nie korzystać?
On nie umiał pływać (zwłaszcza z Czkawką w zębach), oni potrafili...

W dodatku czarnemu gadowi zdawało się, że chłopak ma mało czasu. Jego skóra robiła się zielonkawa, ale możliwym było, że powodowała to jego niezmierna bladość połączona z kolorem wody.

-Podwieziecie nas na powierzchnię?- zapytał z nadzieją, chwytając swojego dwunożnego w łapy i zanim zdążyli zaprzeczyć, dodał słowo „proszę", patrząc na nich swoimi wielgachnymi, zielonymi ślepiami, rozszerzając źrenice do granic możliwości.

Ulegli, jak wszystkie inne istoty tego świata.
Nocna Furia ułożyła więc człowieka na grzbiecie jednego z Raziprądów, a sama wgramoliła się na Parzypluja i nim się obejrzała byli już nad wodą.
Tam okazało się, że prądy morskie zniosły ich dobry kawałek od całego zamieszania związanego z łowcami, Kamolkiem i uwalnianiem przyjaciół.

Szczerbatek dokonał szybkich kalkulacji: półżywy jeździec, wściekli, atakujący wikingowie z przewagą liczebną, spory odcinek do przefrunięcia z zablokowaną lotką i silny wiatr przy dużej rozpiętości jego skrzydeł... tak, próba przedostania się do Valki i Keriann byłaby próbą samobójczą.
Tę opcję smok odrzucił więc niemal odrazu.

Co jednak ze skorzystaniem z pomocy nowopoznanych gadów?

Gdyby tak poprosić ich o podwózkę do najbliższej wyspy, a po drodze zagadać tak sprytnie, że nawet by nie zauważyli, jak wielką przysługę mu oddadzą? Przecież gdzieś niedaleko musiał być jakiś ląd, z jakimiś dwunożnymi, którzy mogliby pomóc Czkawce...

-Chcecie wiedzieć co jest grane?- zapytał wprowadzając swój plan w życie.
Oczywiście, że chcieli. Czarny smok zaczął z przejęciem opowiadać im o łowcach, swoim nie-wikingu i całej masie innych rzeczy, takich jak Sanktuarium, delikatnie pytając ich o jakiś ląd.
-Właśnie z tamtąd płyniemy- oznajmił mu Parzypluj i stało się jasne, że Szczerbatek ma kłopot.
-A nie zapomnieliście czegoś przypadkiem?- zapytał ze skonsternowaniem czarny gad. Strasznie mu zależało na dotarciu do suchej, stabilnej ziemi.

Wrzeniec zorientował się, że dla Nocnej Furii podróż ta ma duże znaczenie, dlatego uśmiechnął się lekko i rzucił:
-Jeśli się pospieszymy, zdążymy do zachodu słońca.
-Naprawdę?- wolał upewnić się Szczerbatek, nie wierząc we własne szczęście.
-Oczywiście, ale mam jeden warunek- powiedział Parzypluj, uśmiechając się szerzej. -Opowiesz mi jeszcze raz, dokładnie i powoli, co się stało. Z resztą mamy sporo czasu. Najbliższa wyspa leży dość daleko.

Tato, mieszkam z Nocną FuriąOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz