Rozdział 17

853 56 12
                                    

Czkawka zadowolony otworzył drzwi chatki Heathery. Tuż za nim człapał beżowy Gronkiel, na którego plecach znajdowały się dwa wiklinowe kosze pełne składników potrzebnych do wykonania Gronkielowego Żelaza.

-Nawet nie wiesz, jak to dobrze, że zgodziłeś się mi pomóc- mówił do niego zielonooki chłopak, beztrosko przekraczając próg. Jego pełna nieznanych smokowi słów paplanina z pozoru zdawać się mogła irytująca, ale nie była taka naprawdę. Bijąca z niej radość wnosiła raczej pewną ciekawą odmianę, do dotychczasowego życia Gronkla. -Szkoda tylko, że musieliśmy się tak naszukać tego wszystkiego- westchnął Czkawka.

Wtedy zorientował się, że coś było nie w porządku.
Po całym domu roznosił się zapach spalenizny i po chwili młody Haddock z przerażeniem odkrył, że coś, co miało niegdyś robić za obiad, właśnie stanęło w płomieniach.

Rozejrzał się wokoło. Nigdzie nie było Heathery, a złożony z ryb posiłek spalał się na jego oczach.
-Pomóżcie mi- jęknął trochę jakby do bogów, troszkę do trolli. Nie spodziewał się jednak, że Gronkiel weźmie jego słowa do siebie i splunie lawą na płonące palenisko...

-No nie- zdążył tylko pomyśleć, zanim języki ognia zaczęły lizać ściany.

Ponieważ chatkę wykonała Heathera, mieszkanko było raczej prowizoryczne, co poskutkowało lecącymi w jego stronę płonącymi belkami...

***
Czarnowłosa odzyskała przytomność, ale postanowiła się z tym nie zdradzać. Jeszcze znowu oberwałaby w głowę i tyle z uciekania wrogom.

Była cała zdrętwiała, a jej skronie pulsowały tępym bólem, jednak dzielnie trwała w bezruchu, próbując coś wykombinować.

Nie otwierała więc oczu, próbując wybadać sytuację innymi zmysłami. Nie czuła kołysania, co mogło być albo bardzo dobre (mogła znajdować się jeszcze na swojej wyspie), albo tragiczne w skutkach (mogła być już na wyspie Berserków).

Nie słyszała niczego, oprócz niewyraźnych i bełkotliwych śmiechów oraz szarpania łańcuchów. Wysnuła z tego dwa jasne wnioski: pierwszy był taki, że smok był obok i prawdopodobnie próbował się uwolnić, drugi mówił o tym, że mężczyźni najwidoczniej nieco nadużyli pitnego miodu...

Mogło to mieć plusy (jak na przykład fakt, że byli mniej zdolni do walki, zapewne także wolniejsi, mniej zwinni czy przewidujący. Mogli mieć też problemy z koncentracją i logicznym myśleniem, czego Heathera życzyła im całym sercem i duszą), jak również minusy (do których z pewnością zaliczała się nieprzewidywalność jaką zyskiwali. Mogli zrobić dosłownie wszystko; ich sumienie zagłuszał alkohol, przyćmiewający ich zmysły i pozbawiający ich strachu przed Dagurem i jego rozkazami.)

Narazie jednak, ponieważ nie działo się kompletnie nic, postanowiła jak najdyskretniej uwolnić ręce i nogi z więzów...

Zaczęła badać grunt skrępowanymi za plecami dłońmi, mając nadzieję znaleść coś pożytecznego.
Z trudem zapanowała nad uśmiechem, kiedy trafiła na ostrą jak brzytwa łuskę srebrnego smoka. Miała duże szczęście, ponieważ ten gad miał wyjątkowo spore łuski. Można nawet pokusić się o stwierdzenie, że były ogromne! Byłyl prawie tak długie jak palec wskazujący Heathery i tak szerokie, jak dwa jej kciuki.

Szarpnęła nieco głową, by jej roztrzepane, czarne włosy opadły jej na twarz. Kiedy poczuła kosmyki na oczach, lekko uchyliła powieki.

Mężczyźni byli zajęci sobą i kiedy miała pewność, że żaden z nich jej nie obserwuje, zaczęła przecinać liny.
Kiedy była już bardzo bliska osiągnięcia celu skaleczyła się w nadgarstek i nieopatrznie syknęła z bólu.

Tato, mieszkam z Nocną FuriąOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz