Rozdział 19

803 57 19
                                    

Przenocowali... nigdzie. Nie udało im się znaleźć miejsca do odpoczynku, więc spali każdy na swoim smoku, przywiązani liną, którą Heathera zabrała jeszcze ze swojej wyspy, a gady zmuszone były, niestety, do kontynuowania lotu. Nie stanowiło to dla nich większego problemu, bo nie wytężały sił, a jedynie ślizgały się lekko i z gracją na prądach powietrza, pozwalając im się nieść.

Smoki miały bowiem takie podejście do życia, że odpoczywały, kiedy tylko mogły, ciesząc się z każdej chwili. Nie marnowały czasu ani sił, czyniąc swoje powinności najlepiej jak potrafiły, ale nie wkładając w to więcej energii, niż wymagała sytuacja.

Teraz postępowały według tej zasady, czerpiąc przyjemność z otulającej je miękkiej ciemności i kojąco chłodnego powietrza. Ocean śpiewał pod nimi, tańcząc z wiatrem i odbijając nikłe światło gwiazd. Świat tonął w nocnym marazmie i urokliwej tajemnicy niewypowiedzianych słów i niespełnionych zamierzeń.

Takie właśnie były marzenia. Ciche i piękne, owiane mgiełką niewiedzy. Szczerbatek właśnie oddawał się im, pozwalając sobie na sen na jawie. Niebo było piękne, czyste, prawie wolne od chmur. Księżyc świecił jasno i był tuż po fazie nowiu, cieniutki jak niteczka.

Spokój wypełniał jego umysł, pozwalając mu wypoczywać. Czerń dawała prywatność. Szczerbatek miał wrażenie, że cały świat jest pogrążony w odpoczynku i zatrzymany w czasie... że istnieje teraz tylko on i jego zamiłowanie do nocnych podróży. Jego wolność, jego piękne, pełne szczęścia myśli.

Czkawka poruszył się niespokojnie, wyrywając Nocną Furię z przyjemnej podróży do innej rzeczywistości. Skrzydlate stworzenie wyczuło niezdrowy niepokój jeźdźca i potrząsnęło nim lekko, aby go obudzić.

Po chwili chłopak poderwał się do góry, kilka razy chaotycznie wdychając i wydychając chłodne, nadmorskie powietrze.

Szczerbatek zamruczał pytająco.

— Nic się nie dzieje, Mordko. To tylko sen. Sen... — zaczął powtarzać i pocierać powieki, czego oczywiście czarny smok nie mógł dostrzec. — Takiego widoku nie pozbędę się szybko sprzed oczu.

Gad współczuł jeźdźcowi, choć sam nie wiedział czego. Jeśli jego człowiek cierpiał, smok to czuł i bynajmniej nie był z tego powodu zadowolony.

Długo jeszcze nie czuł ciężaru jeźdźca, więc wnioskował, że zamiast opierać się o niego, człowiek siedzi wyprężony jak struna (albo jak sterczące wąsy Pyskacza) i ani myśli o spaniu. 

Wreszcie, po dłuższej chwili nie-wiking ochłonął i niespodziewanie zaczął cichuteńko śpiewać. Jego głos był tak ulotny, że Szczerbatek napewno by go nie usłyszał, gdyby nie jego wyczulone zmysły.

To była ludzka kołysanka. Melancholijna, ale równie piękna co reszta pogrążonej w sennym marzeniu nocy. 

Wreszcie jej uspokajająca melodia dosięgnęła śpiewającego, który zaczął stopniowo się rozluźniać, by w końcu ułożyć się na grzbiecie Nocnej Furii i zapaść w tym razem już spokojny sen.

***

Następnego dnia Czkawka obudził się wcześnie rano, całkiem zdrętwiały i obolały. Kleiły mu się oczy, a głowa wydawała się nadzwyczajne ciężka.

Mimo to zielonooki zmusił się do podniesienia powiek i rozejrzenia się po okolicy. Krajobraz stał się dziwnie znajomy. Było zimniej niż dotychczas, a lodowe kolce wyłaniały się z wody.  

— Heathera! — krzyknął. Albo szepnął?
Nie był pewien, ale traciło to znaczenie, bo właśnie zdał sobie sprawę, że za trzy, góra cztery godziny będzie już w domu.

Tato, mieszkam z Nocną FuriąOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz