Rozdział 3 - perypetie podniebnej podróży część I

2.9K 171 28
                                    

Czkawkę obudził... przerażający fakt, że nie może zaczerpnąć powietrza. Otworzył oczy, ale dookoła była tylko czerń.

Zaraz, chwilę, umarłem? A może to wszystko tylko sen?

Na szczęście zanim zdążył spanikować uświadomił sobie, że to na co patrzył, to nie mroki królestwa Hel, tylko czerń skrzydeł jego przyjaciela.

No tak, śmierć pewnie nie objawiała się wtulaniem w coś miękkiego, wygodnego i ciepłego. Jedynym powodem, dla którego myślał, że nie żyje było to, że się dusił. Po chwili poznał źródło tegoż stanu.
Otóż okazało się, że zsunął się ze smoka... pod smoka.

-No, no Mordko. Nie za wygodnie ci, gadzie?-udając obrażonego mruknął w przestrzeń, gdyż pomimo, że udało mu się wyczołgać spod Nocnej Furii ta nadal smacznie spała.

Słońce znajdowało się wysoko na nieboskłonie i rozpraszało promieniami białe obłoki. Od morza wiała ciepła, przyjemna bryza, niosąca za sobą zapach ryb, wodorostów i piasku.

Czkawka pokiwał głową zamyślony; widocznie długi lot musiał wykończyć jego smoczego przyjaciela.

Postanowił nie budzić smoka, tylko rozejrzeć się samemu po wysepce (głównie dlatego, że nie spodziewał się znaleść tam niczego ciekawego).

Gołym okiem widać było, że nie kryje niespodzianek.
Była to płaska, szara, wystająca pionowo z wody na kilkanaście metrów skała, o jajowatej, szerokiej na około dwadzieścia metrów i porośniętej niską trawą powierzchni.

Czkawka podszedł do krawędzi wyspy i spojrzał w morze. Gdzieś tam, nieco za horyzontem znajdowała się Berk.

Ciekaw jestem, czy ktoś już się zorientował.

I kiedy chciał usiąść na brzegu i całkowicie oddać się rozmyślaniom potknął się.. i runął w dół.

-O Thorze! O matko! Zaraz się roz...

I wtedy uderzył w coś twardego. Na oko - w ziemię. Zabolało.
Przymknął powieki z zamiarem otworzenia ich za chwileczkę.

Tymczasem pewna grupka Straszliwców Straszliwych wysłanych z wiadomością do innego Schronienia urządzała sobie postój na dokładnie tej samej skale, tyle tylko, że w ukrytej jaskini.

Było tam wszystko, czego potrzeba do udanego odpoczynku. Zacienione zacisze, w którego obrębie roznosił się spokojny, miarowy szum fal i do którego nie dochodziły jasne promyki słońca.

Ze spokojnego snu wybudził je głuchy huk uderzenia czegoś o ziemię.

Iskra, Straszliwiec zwiadowczy, wysunął pyszczek ku wyjściu z groty i zobaczył coś, czego ujrzeć się nie spodziewał. Mianowicie parę metrów przed nim, na wysuniętej półce skalnej leżało pisklę Dwunożnych.

Co gorsza wyglądało na żywe. Znaczyło to - niebezpieczne.
A jednak biła od tego...
(Jak to się tam nazywało? Ludzia? Czołeka? Mniejsza o to!)
... wikinga jakaś dziwna aura. Nie miał przy sobie ani mieczy, ani żadnych innych toporów, czy po prostu błyszczących metalowych ustrojstw.

Iskra zdecydował się obwąchać go dla pewności. Podszedł do niego powoli i ostrożnie, na wszelki wypadek zachowując idealną ciszę.

Kiedy okazało się, że dwunożny był czysty jak sumienie Gronkla (Niezwykle łagodne z nich istoty! Tak łagodne, że nie jedzą nawet ryb, a kamienie!), coraz bardziej zdziwiony smok delikatnie trącił go pyszczkiem w jedną z tych śmiesznie wyginających się, górnych kończyn.

Odpowiedział mu cichy jęk.
-Mordko? Już już, nic mi nie jest- wymruczał niewyraźnie dwunożny. Przyłożył górną łapę do głowy i powoli się podniósł. Potarł ślepia i powoli uniósł powieki. Kiedy dostrzegł, że to Iskra go obudził, zrobił kolejną dziwną rzecz.

Tato, mieszkam z Nocną FuriąOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz