Rozdział 20

923 61 20
                                    

Specjalnie dla PierreDolle

Trochę to trwało, ale po kilku tygodniach wszystko wróciło na swoje miejsce.

Przez pierwsze dni było ciężko: Valka traktowała go jakby był zrobiony ze szkła, a Keriann jakby powstał z martwych i był jedynie przywidzeniem lub zbiegłą z Valhalli zjawą (co prawda z jej perspektywy cała sytuacja musiała przedstawiać się właśnie w taki sposób, ale Czkawka tak czy inaczej czuł się nieswojo).

Kiedy widział łzy w ich oczach, zaczynał być na siebie wściekły. Wyrzucał sobie, że nie wrócił do nich wcześniej, albo chociażby nie wysłał Straszliwca z wiadomością.

Co gdyby coś im się stało? Nie mógłby ich chronić, bo zażywał relaksu na jakiejś odległej wyspie. Choć nie do końca była to prawda, nastolatek wlanie tak widział wszystko, co się wydarzyło. Czuł się jak niewdzięczny, przyciągający kłopoty dzieciak...

Pewnie wszystko to przytłoczyłoby go i zwariowałby od myślenia, gdyby nie kiełkujący w jego głowie plan.

Wszyscy wiedzieli, że pomysły Czkawki bywały równie błyskotliwe, co śmierciogenne. Zawsze jednak miał jasny cel - pomagać ludziom albo smokom.

Tym razem nie było inaczej. Chłopak chciał osiągnąć jedno - zjednoczyć wikingów i gady. Zatrzymać wojnę. Chciał zaprowadzić pokój. Heathera uświadomiła mu, że to nie było niemożliwe. Skoro ona dała się przekonać, inni też mogli się zmienić.

Czkawka czuł, że to jest dokładnie to, co chciałby robić w życiu. Choć nie przyznałby tego głośno, „wodzowanie" zawsze mu się marzyło. Oczywiście - chciał odkrywać świat. Podróżować. Chciał chwytać wolność i wiatr, żyć na własną rękę, beztrosko. Nienawidził wygłaszania mów, godzenia zdenerwowanych błahostkami wikingów i uzupełniania zapasów na zimę. Ale kochał planować, zarządzać - chciał wiedzieć, że ci, na których mu zależało byli bezpieczni. A był o tym przekonany tylko kiedy sam mógł im to bezpieczeństwo zapewnić.

Dlatego wiedział, że tym, o czym marzył było zostanie wodzem pewnego szczęśliwego plemienia, pełnego kochających i troszczących się o siebie ludzi i smoków. Chciał mieć pełną, spokojną, radosną rodzinę.

Żeby tak się stało, musiał zakończyć rzeź.

Powoli porządkował sobie w głowie wszystkie swoje przemyślenia. W miarę upływu kolejnych dni jego pomysł zaczynał nabierać kształtów, ale nie opowiadał o nim nikomu, bojąc się, że jeżeli przedstawi mamie i siostrze kolejną rewelację, obie dosłownie wyłysieją.

Powoli wrócili do starego rytmu życia, codziennie wybierając się na Loty w Porach Karmienia i nocne przejażdżki. Pod koniec tygodnia składali wizyty łowcom na Północnych Targach...

Pewnego wieczoru wszyscy siedzieli w pracowni. Każdy zajmował się swoimi spawami, ale mimo to czuli, że są razem.

Keriann cicho podśpiewywała i z uśmieszkiem satysfakcji ślęczała nad dziennikiem pokładowym, co jakiś czas notując przydatne informacje w notesie.

Czkawka zdążył się stęsknić za jej karmelowymi włosami, unoszącymi się dookoła jej głowy. Wyglądała jakby trafił ją Wandersmok... Jej wielkie oczy przypominały gorącą czekoladę, ale teraz, kiedy zmrużyła powieki zdawały się ciskać piorunami. Nie rozumiał jak mogła wyglądać tak uroczo i przerażająco zarazem.

Tato, mieszkam z Nocną FuriąOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz