Zostawiam tę notatkę z sentymentu :3
Specjalnie na Święta,
Wesołego Snoggletog'a!
Pamiętajcie o położeniu gdzieś na widoku swoich hełmów, żeby Odyn mógł wsadzić tam wasze prezenty!
I jeszcze mała rada: nie próbujcie yaknogg'a, jest o wiele gorszy niż kompot z suszu!
Nie przedłużając, zapraszam do czytania ;) !Zaczęła się podróż.
Przez parę dni słońce świeciło i odbijało się w wodach szumiącego pod nimi oceanu, a wiatr przeszywał dwójkę radosnych przyjaciół.Zatrzymywali się tylko na noclegi na przypadkowych wyspach, jedli to, co udawało im się złowić lub zebrać i już porankami wyruszali w dalszą drogę.
Szaleli w powietrzu, pomimo przeróżnych bagaży wiezionych przez Szczerbatka. Udoskonalali swoje ulubione sztuczki i wymyślali sobie coraz nowsze i trudniejsze zadania.
Im dłużej Czkawka przebywał w powietrzu, tym większą czuł wolność i bardziej zakochiwał się w adrenalinie.
Czuł się coraz bardziej... smoczy.
Jedynym, co go ograniczało... nic go nie ograniczało! Był panem samego siebie, mógł robić, co chciał i jak chciał.
Życie było łatwe, lekkie i przyjemne. Jego zadaniem było tylko znaleść od czasu do czasu coś, co on i jego smok mogliby zjeść i miejsce, w którym mogliby odpocząć.Pewnego razu, późno w nocy, wylądowali na jakiejś wyspie. Było ciemno i zimno, więc jedynym, co zrobili było położenie się spać.
Następnego ranka pogoda uległa jednak chwilowej poprawie, toteż bez ociągania się wyruszyli w drogę tuż po posiłku.Gdyby wtedy wiedzieli co ich czeka, zastanowiliby się pewnie dwa razy czy nie lepiej było zostać na Berk i żyć ukrywając się co prawda, ale żyć.
Zebrali się i tak, jak zostało to ustalone skierowali lot ku Diabelskiemu Przesmykowi. Plan zakładał, że Szczerbatek i Czkawka zobaczą co da się zrobić w Schronieniu, a Straszliwce polecą po pomoc.
Jednak okazało się, że podróż do domu stała się nieco trudniejsza niż im się na początku wydawało.
Pogoda diametralnie się zmieniła.
Od widocznie wzburzonego oceanu wiał zimny wiatr i co chwilę duet unoszący się w powietrzu zostawał opryskany lodowatą wodą. Ciemne chmury zbierały się na kopule nieba i zdawało się, że sztorm jest nieunikniony. A przecież kiedy opuszczali wysepkę było tak pięknie!
Pozostawało mieć nadzieję, że uda im się dotrzeć na miejsce przed burzą.
Jednak, jak to mówią, nadzieja matką głupich, a ponieważ niestety ani Czkawka ani Szczerbatek głupi nie byli, okazało się, że oczywiście nie zdążyli.
Wściekły wiatr rzucał nimi na prawo i lewo, a deszcz bębnił w wiklinowe kosze. Panującą wokoło ciemność rozświetlały tylko pojedyncze błyskawice. Czkawce wydawało się, że huk grzmotów rozsadza jego klatkę piersiową i czaszkę.-Zginiemy- powiedziało w tym samym czasie i jedno i drugie. Każde w swoich językach, a jednak ten krótki zwrot wybrzmiał z tą samą ponurą pewnością.
I jak okazało się chwilę później - były to równie straszne, co prorocze słowa.Jeden z piorunów trafił w metalową protezę ogona Nocnej Furii. Impuls przeszedł po całej uprzęży, przeskakując z linki na likę. Z drutu na drut. Trwało to zaledwie ułamki sekund, a było tak zgubne w skutkach...
Jedyne co poczuł Czkawka, to obezwładniający ból w lewej nodze, rozchodzący się na resztę ciała.
Ładunek elektryczny przeszedł przez metalowe strzemię, a w następstwie i przez wikinga.
Potem Szczerbatek usłyszał tylko cichy jęk i poczuł osuwające się na niego, bezwładne ciało jeźdźca.
CZYTASZ
Tato, mieszkam z Nocną Furią
FanfictionCzkawka. Nikt go nigdy nie kochał. Jeśli nawet, to nie tak, aby było to choć trochę dla niego odczuwalne. Nikt go nigdy nie szanował, nie brał pod uwagę jego zdania. Wikingowie nie uważali go za jednego z nich. Jego życie było raczej ciągnącym się...