Rozdział 5

1.6K 121 24
                                    

Chmuroskok, dumny przedstawiciel gatunku Tnących Burzę, prawe skrzydło Oszołomostracha z gatunku Alfa, opiekującego się schronieniem noszącym wdzięczną nazwę „Sanktuarium" właśnie zmierzał do jaskini jego najlepszej przyjaciółki - Valki, żeby przypomnieć jej o porze karmienia i wiążącym się z nią obowiązkiem pomocy alfie w chwilowym opuszczeniu domu, kiedy nagle usłyszał niepokojący hałas.

Zaciekawiony zapomniał o sprawach, które miał załatwić i jako nowy cel wyznaczył sobie odnalezienie źródła dźwięku.
Zawrócił i podążył wąskimi skalnymi korytarzykami, wykłutymi przed laty przez Szeptozgony, by wreszcie dotrzeć do wyjścia z jaskiń.

Głos stawał się coraz wyraźniejszy.
-Pomocy! Ratunku!- krzyczał ktoś na zewnątrz.
Zaintrygowany do granic możliwości Chmuroskok wychylił łeb zza skał i ujrzał...
-Burza?

Pamiętał tę smoczycę, choć kiedy widział ją po raz ostatni była zaledwie pisklęciem, biegającym między skałami w Schronieniu Za Piekielnym Przesmykiem i bawiącym się ze Szczerbatkiem. Wszędzie mógłby ją rozpoznać, chociażby ze względu na nietypową barwę jej łusek.
Teraz była już dorosłą smoczycą, kto wie, czy nie przerosła swojej matki - Siecioprzegryzki?

-Pan Chmuroskok?
-Burza, jak dobrze Cię widzieć!- uradował się czteroskrzydły. Już miał zapraszać ją do środka, kiedy dotarło do niego, że nadeszła właśnie pora karmienia i wszystkie smoki będą opuszczać
Schronienie.

Zanim zdążył jednak zabrać głos, samica Wandersmoka zasypała go nowinami. Strasznie się emocjonowała, używała wielu imion i plątała wątki. Mówiła tak szybko, że nic nie zrozumiał.

-Spokojnie, Burzo- zwrócił się do niej. -Może chciałabyś odpocząć po, jak mniemam, wyczerpującej podróży?
-Nie ma czasu! Chodzi o Szczerbatka!
I to był moment, w którym Chmuroskok usiadł na skale, nie dbając o to, czy za chwilę się z niej nie zsunie i uważniej przesłuchał się słowom dawnej przyjaciółki jego przybranego pisklęcia.

Pisklęcia, które było ostatnią Nocną Furią. Które podobno było martwe.

A słowa Burzy były równie niedorzeczne co prawdopodobne. Równie niosące zwątpienie jak i darowujące mu nadzieję. Równie pokręcone co logiczne.

Jednym słowem... tęgi umysł czteroskrzydłego nie był w stanie ich objąć i przyswoić.
-To by znaczyło, że... on żyje?
Powiedz tak. Powiedz tak. Powiedz...
-Tak, ale już nie długo, jeśli mu nie pomożemy.
I mimo, że nie rozumiał, o co dokładnie chodziło, dotarło do niego, że musi lecieć.

Bez zwlekania.
Teraz.

-Ilu smoków nam potrzeba?- spytał rzeczowo.
-Eeeem- na twarzy smoczycy pojawiło się zastanowienie. -Nie wiem...
Chmuroskok wziął sprawy w swoje łapy.
-Widzimy się tutaj, kiedy nastanie odpływ. Zorganizuję co będzie trzeba i wracam- rzucił krótko i nie tracąc czasu na dalsze wyjaśnienia zniknął w jednym z tuneli.

Burza przez chwilę wpatrywała się w niebo, myśląc, ale potem zdała sobie sprawę, że powinna przygotować się na długi lot, co z niechęcią uczyniła.
Obmyła się w zimnej wodzie oceanu, złowiła i spożyła parę ryb, a potem ułożyła się wygodnie na odpowiednich rozmiarów, porośniętej mchem skale i wygrzewając się na słońcu oddała się oczekiwaniom.
Była tak zmęczona, że zapadła w przyjemnie lekki sen.

Obudziła się dopiero, kiedy do jej uszu dotarł trzepot kilkunastu par skrzydeł.
Powoli podniosła łeb i zamrugała.
Ujrzała Chmuroskoka otoczonego grupą swoich gadzich przyjaciół, wydającego rozkazy i sprawdzającego gotowość towarzyszy do drogi.

Tato, mieszkam z Nocną FuriąOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz